Milczenie owiec. Thomas Harris

Milczenie owiec - Thomas Harris


Скачать книгу
się, że następnym razem to oni poddani zostaną próbie. Obawy te są w pełni uzasadnione. Wyniki Starling sytuują ją grubo powyżej średniej, i to zarówno jeśli chodzi o lewą, jak i prawą rękę. Dlaczego? Ponieważ dużo ćwiczy. Ćwiczy na tych małych przyjemnych przyrządach do wyciskania, do których wszyscy przecież macie łatwy dostęp. Większości z was nie zdarzyło się jednak wycisnąć w życiu niczego oprócz… – zawsze czujny, żeby nie użyć bliskiej jego sercu terminologii marines, pogmerał w pamięci, szukając jakiegoś przyzwoitego substytutu – …własnej krosty – oznajmił w końcu. – Mówiąc poważnie, Starling, i ty nie jesteś jeszcze dostatecznie dobra. Zanim dostaniesz dyplom, chcę, żebyś doszła do dziewięćdziesięciu. Lewą ręką naturalnie. Teraz dobierzcie się parami i mierzcie sobie czas. Żwawo, kochani, żwawo! Ty nie, Starling, ty podejdź tutaj. Co jeszcze masz na temat samochodu?

      – Tylko numer fabryczny i markę. I byłego właściciela sprzed pięciu lat.

      – W porządku, posłuchaj. Większość ludzi wpie… wpiernicza się w ślepą uliczkę, starając się iść tropem numerów rejestracyjnych, od jednego właściciela do drugiego. Na dodatek każdy żyje w innym stanie. Można dostać kręćka. Mówię ci, nawet gliny popełniają czasem ten błąd. Numer rejestracyjny i numer polisy to wszystko, co możesz wydobyć z komputera. Wszyscy przyzwyczailiśmy się posługiwać tymi dwoma numerami, a nie numerem fabrycznym.

      Ćwiczebne rewolwery, z pomalowaną na niebiesko rękojeścią, trzaskały tak głośno, że musiał jej krzyczeć prosto do ucha.

      – Jest jeden łatwy sposób. Firma R.L. Polk & Company, ta sama, która publikuje księgi adresowe, układa listy aktualnych numerów rejestracyjnych według marek i kolejności numerów fabrycznych. To jedyne źródło. To na nim opierają się sprzedawcy samochodów, zamieszczając ogłoszenia. Skąd wiedziałaś, żeby się z tym do mnie zwrócić?

      – Był pan w biurze ochrony handlu międzystanowego. Pomyślałam, że musiał pan wyśledzić mnóstwo samochodów. Dzięki.

      – Możesz mi się odwdzięczyć, poprawiając wyniki lewej ręki, żeby nie była gorsza od prawej. Narobimy wstydu tym maminsynkom.

      Kiedy znalazła się znowu w budce telefonicznej, ręce drżały jej tak, że z trudnością odcyfrowywała własne notatki. Raspail miał forda. Niedaleko Uniwersytetu Wirginii znajdował się warsztat naprawiający samochody tej marki. Jego właściciel od lat cierpliwie walczył o utrzymanie przy życiu jej starego pinto. Teraz, z podobną cierpliwością, strona po stronie przerzucał katalog R.L. Polka. Wrócił do telefonu z nazwiskiem i adresem ostatniej osoby, która zarejestrowała samochód należący niegdyś do Raspaila.

      Clarice jest na fali, Clarice kontroluje sytuację. Nie bądź głupia, zadzwoń do faceta do domu, spójrzmy na numer, kierunkowy dziewięć to Arkansas. Jack Crawford nigdy mnie tam nie puści, ale przynajmniej ustalę, kto ma ten wóz.

      Dzwoniła raz i drugi. Bez odpowiedzi. Odległy podwójny sygnał brzmiał niepoważnie, jak w dziecinnym telefonie. Spróbowała jeszcze raz wieczorem. Bez rezultatu.

      W środę podczas przerwy na lunch ktoś podniósł słuchawkę.

      – Rozgłośnia WPOQ, Niezapomniane przeboje.

      – Halo, chciałabym mówić…

      – Nie potrzebuję blachy falistej do ocieplania domu ani nie zamierzam zamieszkać w przyczepie na Florydzie, jaki jeszcze kit chce mi wcisnąć?

      W głosie swojego rozmówcy Clarice rozpoznała znajomy akcent mieszkańców górzystych okolic stanu Arkansas. Przedstawienie się nie zabrało jej więcej niż sekundę, czasu było niewiele.

      – Gdyby mi pomógł, byłabym serdecznie zobowiązana. Próbuję złapać pana Lomaxa Bardwella. Nazywam się Clarice Starling.

      – To Clarice jakaś tam! – wrzasnął mężczyzna do swoich domowników. – Czego chce od Bardwella?

      – Jestem z biura reklamacji Forda, oddział południowy. Mamy dokonać w jego modelu LTD bezpłatnej naprawy gwarancyjnej.

      – To ja jestem Bardwell. Myślałem, że chce mi sprzedać jakąś tandetę na odległość. Nie ma już co naprawiać, trzeba dać nowy. Byłem z żoną w Little Rock, jak się wyjeżdża z Southland Mall…

      – I co?

      – Wał korbowy przebił mi miskę. Olej zapaskudził całą drogę. Akurat zasuwał tamtędy swoją ciężarową ten ważniak Orkin. Najechał na plamę i zniosło go z drogi.

      – Boże, zlituj się.

      – Ściął budkę automatu do robienia zdjęć. Całe szkło z niej wypadło. Wyleciał z niej facet, który siedział w środku. Zataczał się jak pijany. Nie powinien robić zdjęć przy samej szosie.

      – Ja w każdym razie nie będę. Co się z nim dalej stało?

      – Z kim?

      – Z samochodem.

      – Powiedziałem Buddy’emu Sipperowi ze złomowiska, że może go sobie zabrać za pięćdziesiąt dolców. Na pewno już go sprasował.

      – Panie Bardwell, czy może mi pan powiedzieć, jaki jest numer jego telefonu?

      – Czego chce od Sippera? Jeśli ktoś ma tu dostać szmal, to przede wszystkim ja.

      – Rozumiem pana. Robię po prostu to, co mi kazali. Do piątej mam odnaleźć samochód. Ma pan ten numer?

      – Nie mogę znaleźć notesu. Zawieruszył się jakiś czas temu. Wie, jak to jest z wnukami. Powinna jej dać centrala, niech zapyta o skład złomu Sippera.

      – Serdeczne dzięki, panie Bardwell.

      U Sippera potwierdzili, że samochód został rozmontowany, sprasowany i wywieziony do huty. Kierownik odczytał jej tylko zachowany w dokumentach numer fabryczny.

      Dupa blada, pomyślała Clarice. Nie zapomniała jeszcze wyrażeń z rodzinnych stron. Ślepa uliczka. Był prezent, nie ma prezentu.

      Oparła głowę o chłodny pojemnik na monety. Drzwi budki się uchyliły, do środka zajrzała Ardelia Mapp. Jedną ręką przytrzymywała oparte o biodro książki, drugą podawała jej sok pomarańczowy.

      – Serdeczne dzięki, Ardelio. Muszę jeszcze zadryndać w jedno miejsce. Jak się wyrobię, spotkamy się w kafejce, dobra?

      – Miałam nadzieję, że wyzbędziesz się wreszcie tego twojego upiornego akcentu – odparła Ardelia. – Są przecież książki, które nauczą cię, jak mówić poprawnie. Spójrz na mnie. Odkąd tu jestem, ani razu nie odezwałam się w uroczym żargonie mojego podwórka. A ty bełkoczesz, jakbyś połknęła żabę. Ludzie pomyślą, że masz zatwardzenie. – Mapp przymknęła drzwi budki.

      Clarice czuła, że musi wydobyć więcej informacji od Lectera. Gdyby umówiła się z nim w szpitalu, uzyskanie zgody od Crawforda nie powinno być takie trudne. Wykręciła numer Chiltona, ale nie udało jej się sforsować oporu jego sekretarki.

      – Doktor Chilton jest teraz razem z koronerem i zastępcą prokuratora okręgowego – oznajmiła. – Rozmawiał już z pani zwierzchnikiem i nie ma pani nic więcej do powiedzenia. Żegnam panią.

      Rozdział 7

      – Twój przyjaciel Miggs nie żyje – oświadczył Crawford. – Czy powiedziałaś mi wszystko, Starling? – Wpatrywał się w nią podkrążonymi, zmęczonymi oczyma. Przypominał sowę, spojrzenie miał tak samo czujne i bezlitosne.

      – Jak to się stało? – Na moment ją sparaliżowało, starała się dojść do siebie.

      – Połknął własny język na krótko przed świtem.


Скачать книгу