TERAZ ZAŚNIESZ. C.L.TYLOR

TERAZ ZAŚNIESZ - C.L.TYLOR


Скачать книгу
a zajmę się nimi, kiedy wrócę. Anna zaprowadzi was do pokoi. Kiedy już się rozgościcie, zejdźcie do salonu na kropelkę whisky, a jak już będziemy w komplecie, przedstawię wam plan na najbliższy tydzień.

      Podnosi ręce i niczym krab bokiem przeciska się w stronę wyjścia. Gdy dociera do drzwi, dostrzegam ulgę malującą się na jego twarzy.

• • •

      Po wyjściu Davida twarze wszystkich zwracają się w moją stronę. Jako pierwsza do biurka podchodzi para. Kobieta przejmuje dowodzenie, wpycha się przed swojego towarzysza i opiera ręce o blat.

      – Melanie i Malcolm Wardowie. I… Katie. – Zdejmuje czapkę z pomponem i zerka na drobną nastolatkę o ziemistej cerze, która wygląda, jakby chciała być gdziekolwiek, byle nie tu. – Również Ward – dodaje kobieta.

      W przeciwieństwie do dziewczyny w przydużej kurtce i różowych conversach, Melanie i Malcolm ze swoimi markowymi kurtkami przeciwdeszczowymi, kijkami, znoszonymi butami trekkingowymi i pękatymi plecakami wyglądają na wytrawnych turystów. Malcolm trzyma mapę w plastikowej koszulce. Melanie ma mysie włosy zebrane w koński ogon, grzywkę, która kończy się tuż nad niewiarygodnie szerokimi brwiami, i okulary w czerwonych oprawkach. Sprawia wrażenie gibkiej i silnej, jakby potrafiła na jednym oddechu zdobyć Rum Cuillin2. Jej mąż jest starszy; wygląda na pięćdziesiąt pięć, może nawet sześćdziesiąt lat. Ma przerzedzone siwe włosy i wysokie czoło upstrzone plamami wątrobowymi. Łuki jego brwi są tak krótkie, że kończą się gdzieś w połowie oka, co nadaje mu wygląd wiecznie skwaszonego.

      Wprowadzam ich dane do laptopa, sięgam za siebie i podaję Melanie pęk kluczy.

      – Proszę bardzo. Pokoje siedem i osiem. Od frontu. Proszę wejść schodami na pierwsze piętro. Pokoje są zaraz naprzeciwko…

      – Od frontu? – Melanie zerka na Malcolma, a ten wzdycha ciężko.

      – Tak – odpowiadam z wymuszonym uśmiechem, który nijak nie łagodzi zbolałej miny pani Ward.

      – Bez widoku na morze?

      – Niestety, bez. Przydzielamy pokoje według listy, którą otrzymujemy od organizatora wycieczek, i obawiam się… – Wzruszam ramionami. – Litera „w” jest na końcu…

      – Poważnie? – rzuca Malcolm Ward. – W ten sposób przydzielacie pokoje? W dzisiejszych czasach? Całe dzieciństwo byłem ostatni tylko dlatego, że moje nazwisko zaczyna się na jedną z ostatnich liter alfabetu.

      Zerkam na Katie, która wygląda, jakby chciała zapaść się pod ziemię.

      – Podróż tutaj zajęła nam prawie dwa dni – tłumaczy Melanie. – Przyjechaliśmy aż z Londynu. Mój mąż tak się cieszył, że będzie miał pokój z widokiem na morze. Prawda, Malcolm?

      Mężczyzna potakuje.

      – Gloria w Hikers’ Friend powiedziała, że mamy to jak w banku.

      – Ale mają państwo wspaniały widok na góry. – Zerkam w stronę drzwi, marząc, żeby wrócił David. Kiedy tu przyjechałam, powiedział mi jasno i wyraźnie, że to on jest właścicielem hotelu i do niego pierwszego mają zwracać się goście. „Zaspokajam wszystkie ich potrzeby – wyjaśnił, po czym dodał pospiesznie: – No, prawie wszystkie”.

      Melanie pochyla się nad biurkiem, źrenice ma małe i czarne za szkłami okularów.

      – Może to pani zmienić?

      – Nie mogę, naprawdę. Wszystkie pokoje zostały już przydzielone. Jesteśmy małym hotelem i możemy pomieścić tylko osiem…

      – Ja się zamienię. – Obok Melanie staje kobieta dobiegająca sześćdziesiątki. Jej siwe włosy, obcięte krótko po bokach, na czubku głowy kręcą się jak owcze runo. – Jeśli mam pokój z widokiem na morze.

      Kiedy spoglądam na nią, uśmiecha się do mnie ciepło.

      – To bardzo miło z pani strony. – Odwzajemniam uśmiech. – Pani godność?

      – Christine Cuttle.

      – Jak mątwa3? – pyta Malcolm.

      – Tak. – Christine uśmiecha się cierpko. Pewnie słyszała to tysiące razy.

      – Dziękuję, pani Cuttle – mówię. – Sprawdzę tylko…

      – Proszę zwracać się do mnie po imieniu.

      – Dobrze. – Zerkam na ekran. – Mają państwo szczęście. – Patrzę na Melanie. Christine przydzielono pokój numer jeden z widokiem na morze.

      Melanie piszczy z radości i spogląda na męża, a zaraz potem na Katie. Jej uśmiech gaśnie.

      – Nie będziemy obok siebie.

      Dziewczyna wzrusza ramionami, a jedyne, co można wyczytać z jej twarzy, to ulga.

      – Będzie po drugiej stronie korytarza – uspokajam Melanie. – To mały hotel. Wszystkie pokoje są blisko siebie.

      Napięcie znika z twarzy Melanie.

      – Nie będziesz miała nic przeciwko, Katie? Jesteś na wakacjach tak samo jak my.

      Nastolatka kolejny raz wzrusza ramionami.

      – Mam gdzieś widoki – bąka.

      – Jest pani pewna – Melanie zwraca się do Christine – że możemy się zamienić? Naprawdę nie musi pani.

      „Właśnie, że musisz – zdają się mówić jej twarz i dłonie zaciśnięte w pięści – skoro już to zaproponowałaś”.

      – Chętnie się zamienię – zapewnia ją Christine. – Ten widok nigdy mi się nie znudzi. Tak tu pięknie. – Spogląda na mnie. – Masz szczęście, że tu mieszkasz.

      – Tak. – Kiwam głową. – To prawda.

• • •

      Odesławszy Christine, Melanie i Malcolma do ich pokoi, przywołuję skinieniem ostatniego z gości, który stoi sztywno przy drzwiach. Mężczyzna unika kontaktu wzrokowego i zatrzymuje się pół metra od biurka. Ciszę przerywa huk grzmotu i oboje się wzdrygamy. Dwie sekundy później ciemne niebo za oknem przeszywa błyskawica, a deszcz, który siąpił przez ostatnią godzinę, nagle przybiera na sile.

      – Witamy na Rum! – mówię ze śmiechem.

      Mężczyzna wbija wzrok w lśniącą powierzchnię dzielącego nas biurka. Jest młodszy od pozostałych; myślę, że zbliża się do czterdziestki. Ma ciemne włosy, gęste i kędzierzawe, z widocznymi zakolami. Jest przeciętnej budowy, ale twarz ma dziwnie pulchną, z mięsistymi policzkami i podbródkiem, i długim, szerokim nosem. Widoczne za okularami bez oprawek oczy mrugają gwałtownie.

      – Trevor Morgan. – Wyciąga rękę, na co ja podaję mu swoją. – Nie. – Opuszcza dłoń na blat. – Klucz.

      – Och. – Zerkam na ekran laptopa i odwracam się w stronę szafki z kluczami. – Pokój numer dwa, z tyłu hotelu. Proszę iść…

      – Dziękuję, dam sobie radę. – Kiedy bierze klucz, nasze spojrzenia się spotykają. Patrzy na mnie nie dłużej niż przez sekundę, ale pod jego spojrzeniem czuję nieprzyjemny ucisk w piersi, który nie mija jeszcze długo po tym, jak mężczyzna znika na schodach.

• • •

      Kwadrans później drzwi wejściowe otwierają się i do hotelu wchodzi David z parą mniej więcej w moim wieku. Oboje niosą plecaki. Mężczyzna jest wysoki, ma długą hipsterską brodę i ciemne włosy wygolone po bokach i zaczesane do tyłu. Kobieta ma mniej więcej metr siedemdziesiąt, jasne, kręcone włosy, krępą budowę ciała. I grymas niezadowolenia na twarzy, w przeciwieństwie


Скачать книгу

<p>2</p>

Pasmo górskie na szkockiej wyspie Skye.

<p>3</p>

Cuttlefish (ang.) – mątwa.