TERAZ ZAŚNIESZ. C.L.TYLOR
śni i nie można go obudzić. Kiedy ostatni żałobnicy odeszli znad grobu Freddy’ego, rozpacz opadła Steve’a niczym czarna chmura. Większość z tych ludzi już tu nie wróci. Będą tęsknić za Freddym, to oczywiste, ale będą żyć dalej, podczas gdy Steve miał wrażenie, że jego życie się zatrzymało.
To jego kumpel Jim podał mu pomocną dłoń.
„Jeśli czujesz, że sprawiedliwości nie stało się zadość, może sam powinieneś ją wymierzyć. Jeżeli wiesz, gdzie jej szukać, mogę wysłać kogoś, kto się tym zajmie, i nikt się o tym nie dowie. Jeśli tego chcesz…”
Steve nie był pewien, czy tego właśnie chce. Szczycił się tym, że jest dżentelmenem. Nigdy w życiu nie podniósł ręki na kobietę. Ale co innego, jeśli ta kobieta jest morderczynią, prawda? Bez skrupułów skrzywdziłby Myrę Hindley albo Rose West. A przecież ta kobieta była morderczynią jak one. Odebrała życie dwóm młodym ludziom, a z trzeciego zrobiła kalekę. Podczas procesu nie patrzyła mu w oczy. Zupełnie jakby go tam nie było. Ale przekona się, jakim człowiekiem jest Steve Laing, i zapamięta jego syna. Już on tego dopilnuje.
Rozdział 8
Środa, 2 maja
O czwartej rano nasze mieszkanie jest zupełnie innym miejscem. Zwykle w Londynie powietrze jest chłodne i nieruchome, sypialnię spowijają cienie, a ciemność rozświetla jedynie wąska smuga światła ulicznych lamp, sączącego się przez szczelinę w zaciągniętych zasłonach. Alex śpi skulony na boku, ściskając w dłoniach brzeg kołdry. Kiedy wczoraj wieczorem wrócił z pracy, leżałam na kanapie i opatulona w koc, gapiłam się w telewizor. Przez chwilę stał w progu, przyglądając mi się i czekając, aż go zauważę.
– Cześć – rzuciłam i wróciłam do oglądania telewizji. Wystarczyło na niego spojrzeć, żeby wiedzieć, w jakim jest nastroju: spięty, z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę i zimnymi oczami. Szukał pretekstu, żeby się pokłócić. Znowu.
– Co to? – Sięgnął po stojący na stoliku pusty kubek.
– Kubek.
– A to? – Wziął do ręki talerz.
Spojrzałam na niego.
– Co ty wyprawiasz?
– Co TY wyprawiasz?
Wyszedł z pokoju z kubkiem i talerzem w dłoni. Usłyszałam, jak wkłada je do zlewu, a zaraz potem, jak otwiera drzwi lodówki i zamyka je z wściekłym: „Ja pierdolę”.
– Anno. – Po chwili znów stanął w drzwiach. – W tym domu nie ma nic do jedzenia. Mówiłaś, że pójdziesz do sklepu.
– I poszłam.
– No i?
– Ktoś mnie śledził.
– Tylko nie to. – Opiera głowę o białe lakierowane drewno futryny. – Anno. Musisz przestać. Steve Laing nie czai się na ciebie. Kobieta, która spowodowała wypadek… ta, co prowadziła ciężarówkę, a nie ty… została skazana i trafiła za kratki. Ciebie o nic nie oskarżono. To koniec. Koniec.
Nie rozumiał. Bo i jak mógł zrozumieć? Nie miałam żadnego dowodu na to, że ktoś mnie śledzi. Nie widziałam swojego prześladowcy ani nie miałam jego zdjęcia. Nie wiedziałam nawet, jak wygląda, czułam jednak, że mnie śledzi. Wyszłam z domu jak gdyby nigdy nic. W drodze do Tesco nie miałam tego koszmarnego wrażenia, że coś pełznie mi po plecach. Świeciło słońce, byłam w dobrym humorze, bo właśnie obejrzałam trzy odcinki Catastrophe. Ani razu nie pomyślałam o Stevie Laingu… i nagle to się stało. Poczułam absolutną pewność, że ktoś za mną stoi i patrzy, jak pochylam się, żeby zdjąć z półki bochenek chleba. Kiedy się odwróciłam, w alejce było pięć osób – mężczyzna w garniturze, starsza kobieta, druga, mniej więcej w moim wieku, i jeszcze jedna, niewiele starsza ode mnie, z dzieckiem w wózku. Chłopiec wlepiał we mnie duże niebieskie oczy. Jego matka spojrzała na niego, na mnie, po czym zawróciła i zniknęła w głębi alejki. Zła na siebie o to, że zareagowałam zbyt przesadnie, poszłam z koszykiem prosto do kas. Dopiero w domu uświadomiłam sobie, że nie kupiłam połowy rzeczy, o które prosił mnie Alex.
– Dzwoniłaś dziś do Tima? – pyta, krzyżując ręce na piersi.
– Tak.
– I?
– Złożyłam wymówienie.
Alex wznosi oczy do nieba.
– Już w tej chwili ledwie starcza nam na opłacenie rachunków. Jeśli nic się nie zmieni… – Wzdycha ciężko. – Nie wytrzymam tego, Anno. Wiedziałem, że będziesz trochę… rozbita… przez jakiś czas, ale nie mogę tak żyć. Nocami przewracasz się w łóżku, bo nie możesz spać, a w dzień siedzisz ubrana w spodnie od dresu i oglądasz powtórki Przyjaciół. Wzięłaś dziś prysznic?
W poprzednim życiu, życiu, które wiodłam, zanim mój świat legł w gruzach, odgryzłabym się i powiedziała, że może powinien wykazać trochę więcej zrozumienia. Tymczasem spojrzałam na niego i odparłam:
– Posypało się, co? Między nami?
– No… – Wbił wzrok w brudny beżowy dywan i pokiwał głową. – Posypało się.
Od wypadku wyobrażałam sobie tę rozmowę setki razy, ale kiedy naprawdę do niej doszło, wydała mi się surrealistyczna. Spodziewałam się, że zaleję się łzami albo poczuję w piersi rozdzierający ból. Tymczasem czułam się oderwana od rzeczywistości, jak gdybym obserwowała rozstanie dwojga obcych mi ludzi. Od dawna oddalaliśmy się od siebie, ale trzeba być draniem bez serca, żeby zostawić kogoś, kiedy najbardziej cię potrzebuje. Nie przestaliśmy się lubić, nie robiliśmy awantur, nie sypialiśmy z innymi ani nawet nie byliśmy wobec siebie okrutni, po prostu prowadziliśmy oddzielne życie. Nawet nie sypialiśmy już ze sobą. Może zdarzała się godzina albo dwie – między moją bezsennością a wstawaniem Alexa do pracy – kiedy leżeliśmy w tej samej pościeli, lecz rzadko się dotykaliśmy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio pocałował mnie na dzień dobry albo na do widzenia. A najbardziej znamienne było to, że wcale mi to nie przeszkadzało.
– Co chcesz zrobić? – zapytałam. – Chcesz zatrzymać mieszkanie?
Spojrzał na mnie zdumiony. Wrócił z pracy, spodziewając się awantury. Może w głębi duszy liczył na to, ale nie spodziewał się, że właśnie dziś dojdzie do tej rozmowy.
– Możesz je zatrzymać – dodałam. – Ja wrócę do Reading i przez jakiś czas pomieszkam z mamą i Tonym.
Podniósł wzrok i spojrzał na mnie, lecz jego oczy nie zdradzały żadnych emocji.
– Myślałaś o tym od jakiegoś czasu, prawda? O tym, że powinniśmy się rozstać.
– A ty nie?
Nagle powietrze między nami stało się nieruchome i ciężkie od smutku.
– Wyprowadzasz się dziś? – Zerknął na otwarte drzwi do sypialni i pokoju za nią, szukając wzrokiem walizek albo jakichkolwiek znaków tego, że zaczęłam się już pakować.
Spojrzałam na kuchenny zegar. Było po dziewiętnastej.
– Nie wiem. Chyba już za późno.
– To dobrze.
– Dobrze?
– Cieszę się, że zostaniesz na noc. Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś tak po prostu wstała i wyszła. Czuję się trochę…
– Zszokowany?
– Tak.
– Wiem, co masz na myśli. –