Podpalacz. Peter Robinson

Podpalacz - Peter Robinson


Скачать книгу
oddzielała cienka zielona zasłona, którą Mandy zostawiła odsuniętą, gdy szła włączyć czajnik elektryczny. Annie usiadła w jednym z dwóch małych foteli przed kominkiem, w którym stał wazon z suszonymi fioletowo-żółtymi kwiatami oraz pawimi piórami. Na ścianie wisiał plakat ze Słonecznikami van Gogha, a w tle cicho grało radio. Annie poznała stary kawałek Pet Shop Boys – Always on My Mind. To był prawdziwy hit za jej studenckich czasów w Exeterze. Lubiła Pet Shop Boys.

      Muzyka przywołała wspomnienie Ricka Stensona, z którym wtedy chodziła. Przystojny jasnowłosy student medioznawstwa zawsze wyśmiewał jej muzyczne gusty, bo sam słuchał Joy Division, Elvisa Costello, Dire Straits i Tracy Chapman. Uważał, że jest lepszy od tych, dla których idolami byli Pet Shop Boys, Enya czy Fleetwood Mac. Za to ciągle ględził o początkach Fleetwood Mac, gdy jeszcze grał z nimi Peter Green. Co ona w nim widziała? Był cholernie aroganckim snobem i nawet w łóżku się niespecjalnie sprawdzał, ponieważ przejawiał ciągoty do wszystkiego, co oczywiste oraz absolutny brak wyobraźni. Ach, błędy młodości!

      Mandy wróciła z herbatą i usiadła na drugim fotelu, podwijając nogi. Rąbek białego podkoszulka ledwie zakrywał jej szczupłe uda. Kręcone kasztanowe włosy, potargane po nocy, okalały twarz w kształcie serca z wąskimi ustami, małym nosem i piaskowobrązowymi oczami. Brwi ma piękne jak Brooke Shields, pomyślała z zazdrością Annie, sama narzekająca na raczej marną oprawę oczu.

      – Co robiłaś w nocy? – zaczęła Annie.

      – Co pani na myśli? O co pani chodzi?

      – Czy pozwolisz, że to ja będę zadawała pytania? – Annie nie miała pojęcia, dlaczego cierpko traktuje tę dziewczynę, ale tak ją traktowała. Może ze względu na irytację, którą wyczuwała w jej głosie, a może z powodu brwi i łydek. Wyjęła papierową chusteczkę i wyczyściła nos. W mieszkaniu zrobiło się gorąco i czuła pot skraplający się pod pachami. A może to z powodu gorączki wywołanej przeziębieniem?

      Mandy nadąsała się, wypiła łyk herbaty, po czym powiedziała:

      – Okej, niech pani pyta.

      – Czy Mark był tu z tobą?

      – Mark? Oczywiście, że nie. To śmieszne! Co on takiego zrobił? Jeśli powiedział…

      – Ale znasz go, prawda?

      Mandy bawiła się pasemkiem swoich włosów, zwijając je i prostując na zmianę.

      – Jeśli ma pani na myśli Marka Siddonsa, to owszem, znam go. Przychodzi czasem do pubu, gdy pracuje na budowie.

      – Na której budowie?

      – Po drugiej stronie parku. Stawiają nowy ośrodek sportowy dla college’u.

      – Przyjaźnicie się z Markiem?

      – Powiedzmy.

      Annie pochyliła się do przodu.

      – Mandy, to może się okazać bardzo ważne. Czy Mark był tutaj ubiegłej nocy?

      – Myśli pani, że kim ja jestem?

      – Na litość boską! – jęknęła Annie, czując, jak kręci jej się w głowie od gorączki i ze złości. – Sprawa jest prosta. Ja zadaję pytania, a ty mi na nie uczciwie odpowiadasz. Nie przyszłam tutaj, żeby cię osądzać. Wszystko mi jedno, kim jesteś. Równie dobrze możesz lubić prymitywnych facetów i Mark…

      Mandy poczerwieniała.

      – To nie było tak!

      – Powiedz mi więc, jak było.

      – O co chodzi? Co takiego Mark zrobił?

      Annie nie zamierzała pozwolić Mandy na wykręcanie się od jasnej odpowiedzi. Wiedziała, że nawet najbłahsza informacja może się okazać kluczowa.

      – Najpierw odpowiedz na moje pytania, potem wyjaśnię, dlaczego je zadaję.

      – To nie fair.

      – To moje ostatnie słowo. Możesz się zgodzić lub nie.

      Mandy rzuciła jej gniewne spojrzenie, po czym znów zaczęła się bawić włosami. Dopiero po chwili przerwała milczenie.

      – Mark kilka razy przychodził do pubu w porze lunchu, jak mówiłam. Były wakacje, brałam więc dodatkowe zmiany. Polubiłam go. Wcale nie jest prymitywny. – Spojrzała na Annie z pretensją. – Na pierwszy rzut oka mógł się taki wydawać, ale w głębi duszy jest… jest miłym facetem, jakich nie spotyka się wielu.

      Taka młoda i taka cyniczna, powiedziała w duchu Annie, ale Mandy miała rację. Annie pomyślała o Banksie, który jest miłym facetem, a mimo to się z nim rozstała. Może powinna była się go trzymać? Miał teraz nową dziewczynę, chociaż niewiele o niej mówił. Annie z zaskoczeniem obserwowała budzącą się w niej zazdrość, gdy Banks wyjeżdżał na weekend. Czy była młodsza? Ładniejsza? Lepsza w łóżku? A może tylko sprawiała mniej trudności? Ale przecież nie bez powodu podjęła taką a nie inną decyzję, niech więc będzie, co ma być.

      – Trochę flirtował, potem rozmawialiśmy – ciągnęła Mandy. – Wie pani, jak to jest.

      – A wczoraj wieczorem?

      – Przyszedł do pubu późno. Wydawał się zmartwiony.

      – Czym?

      – Nie powiedział. Ale był przygnębiony, jakby miał za dużo na głowie.

      – Która była godzina?

      – Mniej więcej za kwadrans jedenasta. Tuż przed zamknięciem. Wypił tylko jedno piwo.

      – Co potem?

      – Zaprosiłam go tutaj na kawę.

      – Czyli jednak tu był?

      – Tak.

      – Dlaczego mnie okłamałaś?

      – Nie chciałam, żeby mnie pani uznała za zdzirę. Bo wcale się tak nie zachowałam. Zaprosiłam go na kawę, bo zrobiło mi się go szkoda.

      – Co było potem?

      – Głównie rozmawialiśmy.

      – Głównie?

      Mandy spuściła wzrok i przez chwilę badawczo przyglądała się paznokciowi kciuka.

      – No wie pani… Od słowa do słowa, a potem… Nie muszę chyba zdradzać szczegółów?

      – O czym rozmawialiście?

      – O życiu.

      – Szeroki temat. Możesz go trochę zawęzić?

      – Wie pani, związki, nadzieje na przyszłość, te sprawy. Wcześniej nie rozmawialiśmy naprawdę poważnie. – Zmarszczyła brwi. – Nic mu się nie stało, prawda? Niech mi pani powie, że nic mu jest.

      – Jest cały i zdrowy – zapewniła ją Annie. – Czy wspominał o Tinie?

      – Tina? Kto to jest?

      – Nieważne – ucięła Annie. – O czym mówił?

      – Czy on ma dziewczynę? Nic o niej nie wspominał. Niewierny skurwiel!

      – Mandy, czy pamiętasz, co ci mówił?

      Mandy potrzebowała kilku chwil, żeby zapanować nad złością i odpowiedzieć na zadane pytanie.

      – O łodzi. Że mieszka na jakiejś łodzi. Że pracuje na budowie, ale chciałby się zająć kamieniarstwem i odnawianiem kościołów. Powiedział, że ma siostrę, która ćpa, i że chce jej pomóc. Różne takie rzeczy. Jak mówiłam: życie, marzenia. Zaraz, zaraz… Czy ta Tina to nie była przypadkiem jego siostra?

      – Nie wiem –


Скачать книгу