Maestro z Sankt Petersburga. Camilla Grebe

Maestro z Sankt Petersburga - Camilla  Grebe


Скачать книгу
siebie oligarchami.

      Wszyscy wkoło się roześmiali, a najgłośniej Gusiew. Chyba jest wstawiony, stwierdził Tom.

      Każdy dostał do ręki kieliszek rosyjskiej wódki Kristall.

      – No to się napijmy! Do dna! – zawołał Haubica. Wszyscy zgodnie opróżnili szkło.

      Paru wziętych producentów rajstop przecisnęło się do Gusiewa i ucałowało go prosto w usta, zgodnie z wzorcem stworzonym kiedyś przez Breżniewa i Honeckera. Przez cały czas w pobliżu kręciło się czterech goryli w pełnej gotowości.

      Gospodarz skinął w stronę Gusiewa, dając mu znak, aby zajął honorowe miejsce przy stole, za którym siedziało już paru mężczyzn z żonami i przyjaciółkami. Tom się domyślał, że kobiety zostaną wkrótce odesłane do apartamentów z marmurami, włoskimi kanapami i innymi designerskimi meblami.

      Jego umieszczono przy stole dla współpracowników: finansistów, maklerów oraz mniej prominentnych biznesmenów. Znalazł się między chudą jak patyk, przypominającą lalkę istotą o włosach przedłużonych aż do talii a jednym z przyjaciół Gusiewa, który zajmował się handlem produktami ropopochodnymi. W połowie lat dziewięćdziesiątych było to jedno z najbardziej niebezpiecznych zajęć, ale wielu dzisiejszych oligarchów wyposażyło w cenne miliony na start.

      – Niezłe, prawda? – powiedział Tom do swoich sąsiadów przy stole, mając na myśli carpaccio z tuńczyka, który smakował tak, jakby pochodził prosto z Morza Japońskiego.

      Popatrzyli na niego z wyrazem zdziwienia, bąknęli coś w odpowiedzi i jedli dalej z nosami w talerzach. Coś takiego jak ożywiona rozmowa nie było im znane, lecz z drugiej strony on przecież mógł się zachowywać, jak chciał, i nie musiał pleść dyrdymałów przez cały wieczór.

      Tom nawiązał kontakt wzrokowy z Nadią, która cały czas go obserwowała. Ilekroć na nią spojrzał, odwracała oczy. Czy Gusiew jest o nią chorobliwie zazdrosny, czy też co innego ją męczy? Dobrze wiedział, jaki los czeka tę dziewczynę, jeśli Gusiew zdecyduje się zatrzymać ją przy sobie.

      Podejście do kobiet reprezentowane przez Gusiewa i jego znajomych było typowe nie tylko dla Rosji. Tom przeczytał w jakimś tygodniku, że zasuszony Ted Turner z CNN spisał umowę, w której żądał, aby Jane Fonda kochała się z nim każdego dnia, kiedy miał na to ochotę, i zabraniał jej wyjeżdżać, gdy on był w domu. Jedyna różnica polegała na tym, że w Moskwie nie potrzebowano kontraktu, by zagwarantować mężczyźnie takie przywileje.

      Dwie godziny później wszystkie kobiety – zgodnie z przypuszczeniami Toma – jak na dany znak równocześnie wstały z miejsc. Jedyną, która została, była Nadia, co sprawiło, że z szacunkiem pomyślał o Gusiewie – biznesmen nie zamierzał robić nic, czego ona nie mogłaby oglądać. Przyszła pora na moskiewskie bachanalia, na zabawę w pełni zasługującą na tę nazwę, bo mógłby jej pozazdrościć sam Kaligula.

      W chwili, gdy żony i przyjaciółki opuściły salę, gospodarz zadzwonił gdzieś z komórki. Gusiew zdjął marynarkę i włożył cienką czarną skórzaną kurtkę, która z trudem opinała jego okrągły brzuch.

      Kwadrans później Tom zobaczył przez cienkie firanki – oddzielające panujący tu dostatek od moskiewskiego trotuaru pełnego petów i plwocin – że przybyła lekka gwardia.

      Tworzył ją z tuzin kobiet, dobranych z największą starannością i sowicie opłaconych po to, by rozświetliły wieczór swoimi brokatowymi krótkimi spódniczkami i promienną opalenizną. Zasiadły jak zwykle między mężczyznami przy honorowym stole. Kelnerzy dwoili się i troili, żeby zaspokoić wszystkie życzenia, ale musieli być przygotowani na stek wyzwisk, jeśli drink z parasolką nie trafił na właściwe miejsce albo wódka nie była wystarczająco schłodzona.

      Tom słyszał okruchy rozmów. Gusiew pytał gospodarza, co warto kupić, jeśli ma się nieprzyzwoicie dużo gotówki. Potem został przywrócony do pięknej rzeczywistości przymilnymi komplementami swojej damy do towarzystwa. Chyba jednak w ogóle mu nie przeszkadzało, że po lewej ma swoją przyjaciółkę. Tom widział, że Nadia cierpi. Ale ona była twarda i nie zamierzała się odkleić od swojego oligarchy – ten rodzaj kleju mocno trzymał.

      – A teraz jedziemy do Szambały! – zawołał gospodarz.

      Nagle zrobiło się takie zamieszanie, jakby banda nastolatków po wesołym biforku ruszała dalej w miasto. Limuzyny zajeżdżały sobie nawzajem drogę, szoferzy nie mogli dogadać się między sobą. Nawet tu, na parkingu, przydałaby się żelazna ręka, żeby zaprowadzić porządek. Taka żelazna ręka rządziła znowu – ku uldze większości obywateli – całą Rosją.

      Szambała to miejsce na samym szczycie rozrywkowego parnasu Moskwy znane z nieprzebłaganych bramkarzy. Cudzoziemcy nie mieli już tam czego szukać – byli zbyt biedni. Rachunek poniżej pięćdziesięciu tysięcy dolarów to rachunek niegodny oligarchy. Na zewnątrz zawsze stała imponująca kolekcja największych klejnotów salonów samochodowych: bentleye, rolls-royce’y i aston martiny. Kolejka czekających gości wiła się między wysokimi metalowymi barierkami. Ochroniarze, którzy z groźnymi minami ją lustrowali, chodząc w tę i z powrotem, wyglądali, jakby pracowali w gułagu, a nie w klubie nocnym.

      Szef ochrony został uprzedzony i od razu zaprowadził ich do części dla VIP-ów. Właściciele klubu, portierzy i kelnerzy nadskakiwali usłużnie Gusiewowi oraz gospodarzowi przyjęcia, wypychając jednocześnie mniej znaczących gości do zwykłej części lokalu.

      Wniesiono szampana.

      W Szambale serwowano oczywiście wyłącznie Cristal Louis Roederera, trunek stworzony w 1876 roku specjalnie na dwór cara Aleksandra II. Ponieważ władca obawiał się zamachu bombowego na swoje życie, zażądał, by butelka była przezroczysta, a nie zielona, oraz by miała płaskie dno. Ten gatunek szampana był poza tym wyjątkowo słodki, co dogadzało rosyjskim podniebieniom.

      Tom trzymał się Gusiewa. Okazało się, że pod szorstką powierzchnią kryje się serdeczny, trochę zwariowany, inteligentny i w czarujący sposób zepsuty facet. Tom dobrze się czuł w jego towarzystwie. Gusiew siedział na kanapie z dwiema kobietami, podczas gdy Nadia wyjątkowo gdzieś zniknęła.

      – No, bracie, ja zrobiłem skok w górę – zwrócił się Gusiew do Toma. – A co z tobą, twój biznes też rozkwita? Myślę sobie, że ten mój dzisiejszy interes przysłuży się także tobie. No co, będzie dom na Riwierze albo na Costa del Sol, jak już doprowadzicie do końca całą transakcję?

      Tom zastanowił się chwilę.

      Pomyślał o latach spędzonych w Moskwie, o niezliczonych godzinach poświęconych na przygotowanie kupna albo fuzji firm. Nigdy się nie zastanawiał, co zrobi, jeśli któregoś dnia opuści Pioneera. Bo on nie przyjechał tutaj, żeby osiągnąć finansowy sukces, zdobyć szacunek czy podziw.

      Był tutaj, ponieważ stąd do Dalby było tysiąc kilometrów lasu i morze. I nikt nie zadawał żadnych pytań.

      – Dlaczego twoim zdaniem wy, Rosjanie, macie taką silną potrzebę zaznaczania swojej wartości przez pokazywanie własnego bogactwa? – zagadnął, nie odpowiadając na jego pytanie. Co prawda Gusiew miał paszport amerykański, ale był rosyjski do szpiku kości.

      Na tacach dla oligarchów wniesiono wódkę Kristall, whisky, koniak i grog. Kahlua, likier kiwi, dżin, campari i najrozmaitsze soki podano na tacach dla dziewcząt. Gusiew wychylił dwa kieliszki wódki.

      – Za czasów sowieckich materialne przywileje były sposobem odróżniania jednych od drugich. Partyjne grube ryby miały własne sklepy, do których my, ci pozostali, nie mogliśmy się nawet zbliżyć. Pierwszy sekretarz partii w regionie jeździł czarną wołgą, jedzenia miał do woli, i to nie byle jakiego, a dla swoich dzieci dostawał słodycze,


Скачать книгу