Maestro z Sankt Petersburga. Camilla Grebe

Maestro z Sankt Petersburga - Camilla  Grebe


Скачать книгу
Tomowi przez głowę.

      – To co zawsze, Tom. Taryfy, stopy… Nawiasem mówiąc, być może będziemy mieli do ciebie niewielką sprawę, choć to nie jest jeszcze pewne. Kto wie, czy dzięki temu nie staniesz na czele firmy – powiedział dyrektor, mrużąc oczy.

      – Pożyjemy, zobaczymy – odparł Tom z uśmiechem, po czym wrócił do swojego stolika, żeby zapłacić.

      Pokonując ostatnie metry do biura, musiał lawirować między cygańskimi dziećmi – a to bez ręki, a to bez nogi – zastępującymi mu drogę na chodniku. Niektórzy twierdzili, że rodzice sami doprowadzają je do kalectwa, aby potem mogły w ten sposób zarabiać na życie. Dzieciaki nie stanowiły przeszkody większej niż drobne śmieci rzucone przez przechodniów na ulicę, toteż mijając je, ledwie na nie spoglądał.

      Zerknął na niebo. Ciemnych chmur wyraźnie przybyło, wisiały nad miastem niczym gigantyczna ołowiana kłódka. Stwierdził, że musi się pospieszyć, jeśli chce uciec przed deszczem.

      Odezwała się jego komórka.

      – Tom, jakie akcje dziś rekomendujesz? – spytał po szwedzku zasapany głos.

      – Fredrik! Kopę lat. Co słychać?

      – W porządku. Nie mogę narzekać – odpowiedział Fredrik Kastrup ze śmiechem.

      Należał do najstarszych przyjaciół Toma w Moskwie i był jedną z osób, które pomogły mu się tu odnaleźć, kiedy prawie dziesięć lat temu wylądował w rosyjskiej stolicy wyposażony w kilka kart kredytowych i znajomość rosyjskiego na poziomie turysty.

      Tom poznał po zadyszanym głosie, że Fredrik chyba idzie. Oczami wyobraźni ujrzał jego korpulentną postać kroczącą powoli do kancelarii adwokackiej w centrum Moskwy.

      – Ja i Olga chcielibyśmy, żebyś wpadł do nas dzisiaj na kolację.

      Tom uśmiechnął się pod nosem. Fredrik przyswoił sobie rosyjski zwyczaj planowania spraw bez długiego wyprzedzenia. Tak naprawdę po tych wszystkich latach spędzonych w Sankt Petersburgu i Moskwie był teraz bardziej Rosjaninem niż Szwedem.

      – Z przyjemnością wpadnę. Dobrze wiesz, że nigdzie nie jadam kolacji tak chętnie jak u was.

      Nie kłamał. Nikt tak jak Fredrik nie potrafił sprawić, aby poczuł się zrelaksowany i zadowolony. Nie było między nimi konkurencji, jedynie wzajemna życzliwość. Mimo że mieli pewne zawodowe powiązania, rzadko rozmawiali o interesach, chętniej poruszali tematy związane ogólnie z krajem, polityką, ze zmianami dokonującymi się na ich oczach. Oprócz tego rozsmakowywali się w fantastycznych daniach i pili najlepsze wina, jakie dało się znaleźć w Moskwie. Fredrik był prawdziwym smakoszem, lubiącym korzystać z uroków życia i kuchni, co niestety z każdym rokiem stawało się coraz bardziej widoczne.

      – Powiedzmy o siódmej.

      – Już się cieszę – odparł Tom, czując pierwsze krople deszczu na policzku.

      Srebrny Bór, przedmieście Moskwy, 6 maja

      – Chcesz się wyprowadzić? Z Moskwy?

      W odpowiedzi Fredrik uniósł wysoko jedną ze swoich bujnych brwi i uśmiechnął się zagadkowo. Tom odniósł wrażenie, że według niego to pytanie było trochę naiwne.

      – Każda roślina ma swój czas – stwierdził Fredrik, który znał więcej rosyjskich przysłów niż niejeden tubylec. Wyjął paczkę tytoniu. Wciąż pozostał wierny swojemu staremu zwyczajowi i sam skręcał sobie papierosy, co wielu Rosjan skłaniało do przekonania, że jest zbyt skąpy, by kupować gotowe importowane. – Kiedy pierwszy raz przyjechałem do Moskwy, poczułem się tak, jakbym odnalazł tu dom – ciągnął. – Zauważyłem, że Rosja jakoś wyjątkowo mnie pociąga. I wiedziałem, że trudno będzie mi się stąd wyrwać, a może nawet zostanę tu na zawsze. To się da porównać do stanu zakochania: mówimy, że Rosji nienawidzimy, i wielbimy ją zarazem, bo życie tutaj jest jakby mocniejsze, intensywniejsze i przypomina trwanie w strefie wojennej, jak w Izraelu. Tutaj wszystkie emocje są wyrazistsze, zapachy bardziej przenikliwe, kolory bardziej nasycone. Jednak życie rok za rokiem w stanie oblężenia, w Moskwie… To niszczy, Tom.

      Tom doskonale wiedział, o czym Fredrik mówi. Tutaj wszystko jest potwornie trudne; uzyskanie choćby stacjonarnej linii telefonicznej wymaga zabiegów i starań co najmniej przez rok.

      Jednocześnie można tu dokonywać wspaniałych rzeczy. Takich, które nigdy nie byłyby możliwe w Szwecji. Na przykład w ciągu kilku miesięcy stworzyć rynek zbytu na określone towary albo w zaledwie kilka lat zamienić wymierające miasto przemysłowe gdzieś na północy nad Morzem Arktycznym w metalurgiczną mekkę. Nie brakowało też dowodów na to, że w ciągu paru miesięcy możliwe jest przeistoczenie się – na dobre i na złe – nieznanego pułkownika we wszechpotężnego prezydenta.

      Ale że to wszystko ma swoją cenę i wypala – pod tym też mógłby się podpisać obiema rękami.

      – Tak naprawdę to Olga mnie naciska – dodał Fredrik.

      Akurat w tym momencie weszła do pokoju. Długie ciemne włosy miała zebrane w prosty węzeł na karku, a ubrana była w obcisłą czarną sukienkę ozdobioną haftem. Fredrik błyskawicznie przeszedł ze szwedzkiego na niemal perfekcyjny rosyjski.

      – Ksenia ma już sześć lat. Musimy myśleć też o jej przyszłości – uzupełnił.

      Olga z uśmiechem potargała Fredrikowi przerzedzone włosy. Wciąż wyglądała bardzo młodo.

      – Widzę, że już powiedziałeś Tomowi. – Popatrzyła uważnie na przyjaciela męża, jakby chciała wysondować, jak przyjął tę nowinę.

      Jej oczy nigdy nie przestały go fascynować. Ciemnobrązowe, o kształcie migdałów, lekko skośne. Zawsze się zastanawiał, kiedy i gdzie pojawiła się w jej rodzinie domieszka mongolskiej krwi.

      – Ale przecież szkoły w Sztokholmie nie są wiele lepsze niż w Moskwie.

      Olga ostrożnie wysunęła jedno ze starych gustawiańskich krzeseł, wypatrzonych przez Fredrika na jakiejś aukcji, które tak chętnie odwiedzał, i usiadła tuż obok. Następnie uniosła kieliszek do wina pod światło żyrandola, jakby chciała sprawdzić, czy jest wyczyszczony jak należy.

      – Nie chodzi o Sztokholm, Tom – powiedziała ze swoją śpiewną intonacją charakterystyczną dla okolic Krasnodaru i na chwilę zatrzymała na nim wzrok. – Przenosimy się do Londynu.

      – Do Londynu?

      Tom usiłował nadać swojemu głosowi entuzjastyczny ton, lecz wiedział, że będzie mu ich brakowało. W ciągu dziesięciu lat mieszkania w Moskwie zdobył zaledwie garstkę bliskich i oddanych przyjaciół, a Olga i Fredrik byli jednymi z nich. Nie miał wątpliwości, że pozostanie po nich pustka. Już nie będzie zaproszeń na kolację w pięknym domu w Srebrnym Borze, koniec z piknikami w parku Gorkiego razem z Ksenią.

      Zerknął na Olgę, która odpowiedziała na jego spojrzenie, nie mówiąc ani słowa.

      – Kupiliśmy mieszkanie przy Holland Parku – poinformował Fredrik.

      – Nieźle. – Tylko tyle Tom zdołał wykrztusić.

      Holland Park – chyba najbardziej ekskluzywne miejsce w Londynie, adres nieosiągalny dla nikogo poza absolutnie najbogatszymi.

      Olga dalej się nie odzywała, tylko stukała palcami w kieliszek. Ale na jej twarzy malował się spokój. Potem się uśmiechnęła, a gdy dostrzegł delikatną siateczkę zmarszczek wokół jej dużych ciemnych oczu, doszedł do wniosku, że bynajmniej nie umniejszają jej urody. I kolejny raz pojawiła się dobrze znana mu myśl: jak by wyglądało dzisiaj jego życie, gdyby tamtego lata przed siedmioma laty wszystko potoczyło się inaczej?

      – Bóg


Скачать книгу