Maestro z Sankt Petersburga. Camilla Grebe

Maestro z Sankt Petersburga - Camilla  Grebe


Скачать книгу
będzie chłopiec, damy mu imię Tom – powiedziała Olga, kierując ku niemu ostrożny uśmiech, jakby rozdzielała nagrodę pocieszenia między tych, co przegrali w zawodach.

      Z jakiegoś powodu Tom spojrzał na Ksenię. Chciał zbadać, jak ona zareaguje na wiadomość, że będzie miała rodzeństwo. Siedziała spokojnie i układała alfabet, ale jej ciałko zwinęło się w małą kulkę. Tom dobrze wiedział, że z rodzeństwem nie zawsze łatwo się żyje.

      Opuścił dom w Srebrnym Borze z nieprzyjemnym uczuciem, które dobrze znał. Była to mieszanina litości nad sobą i swego rodzaju rezygnacji w obliczu samotności, w jakiej żył, jakby jego los został przypieczętowany już dawno temu. To, co zdarzyło się teraz, było tylko logiczną konsekwencją. Wciągnął głęboko w płuca chłodne nocne powietrze, pachnące wilgotną ziemią i świeżo rozwiniętymi hiacyntami na rabacie przed domem.

      Jutro wszystko wyda się lepsze.

      Srebrny Bór, 7 maja

      Łarisa Borisowa była w wyjątkowo dobrym humorze, kiedy weszła do domu Fredrika Kastrupa, żeby zabrać się do sprzątania. Wiedziała, że gospodarzy dziś nie będzie, więc specjalnie wybrała się do Srebrnego Boru dużo wcześniejszym autobusem niż zwykle, aby uporać się ze wszystkim do popołudnia.

      Nie mogła się doczekać wieczoru. Tego dnia były urodziny jej brata i obiecała mu pomóc w przygotowaniu zakusok, tradycyjnych rosyjskich przekąsek. Zrobienie zakupów, a potem przyrządzenie jęzorów, wędzonego jesiotra, ćwikły i solonego śledzia pod pierzynką wymaga jednak trochę czasu.

      Z parterem uporała się rekordowo szybko. Kiedy szła na piętro z odkurzaczem w ręce, zatrzymała się jak zwykle przy fotografiach wiszących na ścianie przy schodach. Mocno zbudowany Szwed, jego rosyjska partnerka Olga i ich córeczka działali na nią jak magnes.

      Tak właśnie wygląda życie tych, którym się poszczęściło.

      Podróże do dalekich krajów. Wakacje na nartach albo na jachtach z innymi równie zamożnymi przyjaciółmi. Bywanie na uroczystych inauguracjach i innych ceremoniach. Ona nigdy nie była nigdzie poza Rosją, ale sporo jej koleżanek jeździło za granicę, żeby sprzątać albo pracować w klubach jako kucharki.

      Pchnęła nogą drzwi do sypialni i wciągnęła do środka odkurzacz – przestarzałego nieporęcznego potwora, który sunąc po podłodze, robił mnóstwo hałasu. Zaklęła cicho pod nosem, wetknęła wtyczkę w gniazdko i zaczęła sprzątać. W szerokich szparach takiej starej drewnianej podłogi łatwo zbiera się kurz i okruchy. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Fredrik Kastrup, taki przecież bogaty, nie położył w całym domu nowego parkietu.

      Gdy odwiesiła na miejsce jedwabny szlafrok, jej wzrok padł na sukienkę wiszącą na drzwiach garderoby od wewnętrznej strony. Nigdy dotąd jej nie widziała. Głęboko wycięta, czerwona jedwabna suknia ze złotym ornamentem ciągnącym się ukośnym pasem od biustu do biodra. Łarisa westchnęła z zachwytem. To była najpiękniejsza suknia, jaką kiedykolwiek oglądała. Zdjęła ją ostrożnie z drzwi i uniosła pod światło. W promieniach słońca tkanina rozbłysła, a dekoracja wręcz iskrzyła. Przymrużyła oczy i powiodła palcami po złotym wzorze. Na materiał naszyto malutkie, drobniutkie koraliki. Ktoś, pewnie jakaś równie biedna kobieta jak ona, ślęczał nie wiadomo jak długo i przymocowywał miniaturowe perełki jedna za drugą.

      Nagle ją olśniło. Stanęła przed lustrem i przyłożyła suknię do siebie. Czy ma się odważyć? Przez cały dzień nikogo nie będzie w domu, więc ryzyko, że ją ktoś nakryje, jest niewielkie.

      Delikatnie położyła suknię na łóżku, następnie zdjęła z siebie t-shirt i dżinsy. Była znacznie okrąglejsza od chudej przyjaciółki Fredrika Kastrupa, miała jednak nadzieję, że się wciśnie.

      No właśnie, przyjaciółka – porządni ludzie biorą ślub, pomyślała, wciągając zwiewną jak mgiełka czerwoną sukienkę.

      Dała sobie czas, żeby pozachwycać się trochę własnym widokiem w lustrze. Tata zawsze jej powtarzał, że ma urodę już niespotykaną w dzisiejszej Rosji i że wygląda jak kobiety przed upadkiem Związku Sowieckiego: jest rozłożysta, naturalna i kobieca bez zachodnich środków pomocniczych. Nie padła ofiarą nowej rosyjskiej wulgarności i pospolitości.

      Tyle że tata zawsze był wstawiony, kiedy to mówił, więc nie miała pewności, czy to prawda, czy jedynie sentymentalne bredzenie po pijaku. Przesłała ku niebu, ku nieżyjącemu ojcu ciepłą myśl i otarła łzę z policzka.

      Nie ma co się rozklejać.

      Los zdawał się ostatnio jej sprzyjać, bo wszystko zmierzało we właściwym kierunku. Jeśli chodzi i o nią, i o jej rodzinę. Jeden z adoratorów ze szkolnych czasów chciał ją jutro zabrać do kina, a bratu chyba się uda wymigać od służby wojskowej. To jeszcze jedna okazja do świętowania dzisiaj wieczorem.

      Wzięła sobie jedną czekoladkę Anthona Berga z pudełka stojącego na nocnym stoliku i opadła na łóżko. Leżąc na plecach, powoli zjadała pralinę. Z pięć minut może sobie odpocząć. Ma jeszcze sporo czasu. Podciągnęła kolana i nagle sobie uświadomiła, że nie zdjęła podkolanówek. Parsknęła i podniosła się z łóżka.

      Nadal w czerwonej sukni wyciągnęła za sobą odkurzacz z sypialni i przeszła z nim do gabinetu Fredrika Kastrupa. Była w dobrym nastroju. Oto idzie ona, Łarisa Borisowa, ubrana w podkolanówki i zdobioną ręcznie jedwabną suknię z odkurzaczem w ręce. Komiczny widok. Gdyby jej bliscy zobaczyli ją teraz, na pewno skręcaliby się ze śmiechu.

      Gabinet był jasny i przestronny. Słońce wpadało przez okna podzielone na mniejsze szybki. Ściany zasłaniały regały z książkami, w jednym z rogów znajdowały się dwie metalowe szafy na dokumenty. Biurko z ciemnego drewna było tak duże, że mogło służyć jako stół jadalny dla przeciętnej rosyjskiej rodziny. Po jednej stronie blatu stał wazon z białymi liliami.

      Zatrzymała się zdziwiona.

      Drzwi szaf z dokumentami były szeroko otwarte. Inaczej niż zawsze. Zupełnie nie wiedziała, co powinna zrobić. Czy ma je zamknąć, czy zostawić tak, jak są? Postanowiła ich nie ruszać.

      Kiedy się pochyliła, żeby włożyć wtyczkę do kontaktu w ścianie, zobaczyła dwa stosy papierów na podłodze przy biurku. Wyglądało to tak, jakby ktoś postanowił pracować na podłodze zamiast przy biurku. Podeszła bliżej, przykucnęła i przyjrzała się dokumentom. Łarisa nie była specjalnie mocna w angielskim, zorientowała się jednak, że na samej górze leży testament. A mówiąc dokładnie, testament Fredrika Kastrupa.

      Poczuła się dziwnie i szybko się podniosła. Miała nadzieję, że jej pracodawca nie jest poważnie chory. Zawsze dobrze ją traktował i płacił prawie dwa razy tyle co inni klienci. Poza tym nieraz widziała go z tą jego rudowłosą córeczką, Ksenią, i bardzo jej się podobało, że taki jest dla niej czuły i zabawny. A ona musiała być do niego bardzo przywiązana. Małe dziewczynki potrzebują tatusiów, pomyślała i znowu łzy napłynęły jej do oczu.

      Nie jest chory, powiedziała cicho do siebie, jakby mogła o tym decydować. Zebrała papiery i ostrożnie położyła cały plik na biurku. I wtedy jej spojrzenie spoczęło na kopercie tkwiącej w środku białego bukietu. Koperta była duża i brązowa, a nie żadna mała, w jakiej zwykle przesyła się życzenia albo podziękowania. Z ociąganiem sięgnęła po nią i wzięła ją do ręki. Nie była zaklejona. Uchyliła odrobinę, zajrzała do środka.

      W środku znajdowały się trzy kiepskiej jakości czarno-białe zdjęcia. Wyjęła je ostrożnie i położyła przed sobą na blacie. Na wszystkich był widoczny mężczyzna z pistoletem wycelowanym w głowę innego, siedzącego. W pierwszej chwili myślała, że fotografie są identyczne, lecz potem dostrzegła, że jednak trochę


Скачать книгу