Kartki wyrwane z podróżnego dziennika. Edward Lee

Kartki wyrwane z podróżnego dziennika - Edward  Lee


Скачать книгу
wieśniak tłukł ją otwartą ręką w policzek.

      Stało się dla mnie jasne, że w efekcie swojej krajoznawczej eskapady natknąłem się na scenę gwałtu i pobicia, a nie byłem niestety człowiekiem stworzonym do sprostania takim sytuacjom…

      Plask! Plask! Plask!

      …lecz wiedziałem, że muszę natychmiast stanąć w obronie tej kobiety, dysponując jedynie bronią w postaci wątłych pięści i ledwo zarysowanych mięśni. Decydując się na to, nie miałem najmniejszych wątpliwości, że zostanie ze mnie mokra plama. Szokująca prawda wprowadziła mnie w konsternację.

      Po ostatnim razie w twarz kobieta uniosła się z wściekłą miną, po czym rozbrzmiał jej akcent:

      – Co z wami, Jankesiki? Kiedy mówię, żeby mnie gryźć, dokładnie to mam na myśli! – następnie łypnęła surowo na swego partnera, który chwilowo przestał się kołysać – a ty mógłbyś moją pipę rżnąć nieco mocniej?

      Nagi tors mężczyzny lśnił od potu, na jego twarzy pojawił się wyraz konsternacji.

      – Do diaska, każdy z nas wścibił ci już dwa razy! Staram się jak mogie!

      – Staraj się bardziej, kochasiu, tak jak się przechwalałeś – poskarżyła się, a zwracając się do trzeciego dodała:

      – A jeśli wszyscy amerykańscy faceci nie potrafią przyłożyć kobiecie z większą ikrą niż ty, jakże to możliwe, że daliście nam radę na dwu wojnach?

      Znów ogarnął mnie pusty śmiech.

      Biadolenie lubieżnicy zdało się pobudzić jej trzech zalotników do aktywniejszego działania. Brutalna kopulacja nasiliła się z nową zajadłością, aż zacząłem się obawiać, że przedwcześnie odejdą jej wody płodowe. Minęło kilka minut, aż na twarzy mężczyzny pojawił się grymas szyderczego uśmiechu. Wysunął się, wstał nadstawiając rękę, po czym począł rozsiewać z niej smugi kleistego nasienia na drżący brzuch kobiety.

      – O tak, stary! – podchwycili pozostali. – Wypoleruj dobrze tą brytolską sukie! – słowa wypowiedziane z akcentem, którego jak do tej pory nie umiejscowiłem, zabrzmiały bardziej nie jak „wypoleruj” lecz wypolieruj”. Kiedy już zbrakło wydzieliny, jej depozytor począł zaciekle rozcierać swój prokreacyjny ładunek po całym wielkim brzuchu kobiety, nadając mu intensywny połysk. Za chwilę znów rozległa się jego plugawa mowa.

      – A więc suce marzi się ostre ruchanie, co? To dam jej ostre. I gdy pozostali kontynuowali gryzienie i policzkowanie, potruchtał gdzieś nago, by za chwilę wrócić z…

      … jedną z wędek.

      Ponury śmiech zawtórował obscenicznemu spektaklowi.

      – Dalej, wetknij jej, Corey! – zachęcał któryś. Kiedy kobieta spojrzała na przedmiot, który zamierzano jej właśnie włożyć, nie zareagowała wcale strachem, lecz wręcz przeciwnie, zdawała się być bardzo chętna! Sięgnęła gorączkowo ku swym częściom intymnym, palcami poszerzyła swój otwór, by dopomóc w tej wynaturzonej penetracji.

      Rozległy się złośliwe wrzaski, krzyki i sapanie, kiedy solidna rękojeść wędki tonęła w intymnym otworze kobiety; trzymający ją mężczyzna operował nią powoli, jak nie przymierzając, tłokiem. Była to dewiacja nad dewiacje, zboczony w najwyższym stopniu gwałt na naturze. Przez cały czas słychać było lubieżne sapanie kobiety. Oczy niemal wyszły jej z orbit, a rozpustny uśmiech wyostrzyła cieknąca z ust ślina. Rączka wędki posuwała się obscenicznie w przód i w tył. Chichoty stawały się coraz głośniejsze, a za którymś z rzędu ugryzieniem okazałego sutka, kark kobiety wygiął się gwałtownie i z jej gardła wydobył się nagły krzyk, tak głośny, że aż przeszły mnie dreszcze. W końcu…

      PLASK!

      …zadany wraz z ostatecznym spełnieniem cios w twarz wyraźnie ją oszołomił i niemal wywrócił wytrzeszczone oczy na drugą stronę. Zatrzęsła się wreszcie miotana silnym dreszczem, osiągając orgazm.

      Wetknięta na głębokość stopy końcówka wędki, wydostała się ostatecznie na zewnątrz, jakimś cudem nie uszkadzając wnętrza macicy. Chwilę później zupełnie wyczerpani mężczyźni zwalili się na ziemię ze zwiędłymi penisami; kobieta zaś poderwała się niemal radośnie, odzywając się połyskliwym akcentem,

      – Dzięki, chłopaki! Zdecydowana większość Jankesów to niewarta funta kłaków banda onanistów, ale wam poszło nawet przyzwoicie – a teraz chyba pójdę popływać. Mówiąc to oddaliła się goła i wesoła w kierunku jeziora, jak gdyby nie stało się nic nadzwyczajnego.

      O zmroku.

      Przygnębienie prześladowało mnie przez resztę dziennych godzin. Przeklinałem szyderczą opatrzność, za rzucanie na moją spokojną ścieżkę tych lubieżności. To, co do tej pory widziałem, zdawało się prowokować do głębokich rozmyślań. Bez wątpienia dziwne opowieści, na tworzeniu których spędziłem większość dorosłego życia, obfitowały w sugestie prokreacyjnych aberracji. Czemu ich widok w rzeczywistości aż tak mnie rozbił? Pojęcia nie miałem. Czyżbym w swoich niesamowitych opowiadaniach dawał wyraz spekulacjom – albo nawet fantazjom – które podświadomie hamowałem? Aż wzdrygnąłem się na tą myśl.

      Wstrząsnęło mną także, gdy zdałem sobie sprawę z czegoś, do czego nikomu bym się nie przyznał. Owe nienaturalne seksualne ekscesy, których byłem świadkiem nad jeziorem, sprawiły, że byłem pobudzony jeszcze bardziej niż wcześniej.

      Człek obyty i cywilizowany nie powinien odczuwać w ten sposób, ale to zdawało się nie mieć znaczenia. I tak już dziwna podróż robiła się coraz dziwniejsza, jak gdybym przekroczył jakąś zakazaną granicę pomiędzy normalnym światem, a jakimś na wpół realnym makrokosmosem dewiacyjnego głodu i nieokiełznanej żądzy. August określiłby takie szokujące odstępstwa od zwyczajnych czynności prokreacyjnych jako produkt uboczny odwracania się całych społeczeństw od Boga. Lecz ja, jako ateista, widziałem w nich jedynie coraz wyraźniejszy znak naszych czasów. To niezachwiana i powszechna moralność jest siłą napędową porządku i kultury, a nie obawa przed gniewem bóstwa Augusta. (A może jestem w błędzie? Ten sam Bóg skaże mnie na wieczną mękę, dodając bez wątpienia do kompletu demony dzierżące widły i wypełnione oparami siarki labirynty!). Moje rozterki aż nadto prosiły się o diabelską obecność; niestety w niego również nie wierzyłem.

      Marnowałem czas aż do zachodu słońca, podczas gdy Nate majstrował coś w garażu. Ucinając sobie krótką pogawędkę z kierowcą, dowiedziałem się, że trzech „brutali” było braćmi wracającymi do domu gdzieś na Florydę, o Brytyjce natomiast nic konkretnego nie wiedział. Wypisałem kilka kart pocztowych, potem zająłem się swoim dziennikiem podróżnym, aż szyby niewielkich ponurych okien zaczęła zasnuwać ciemność. Jakiś czas później nadciągnęła Brytyjka w ciąży, wygłaszając ni stąd ni zowąd dość dziwny komentarz.

      – Tej nocy coś wisi w powietrzu, nieprawdaż?

      Zaczynał mnie już chyba morzyć sen. Ciężarna kobieta rozpływała mi się przed oczami, jednocześnie znamiona jej płodności (piersi, biodra, i oczywiście brzuch) zdawały się karykaturalnie rozrastać.

      – Pardon? – wymamrotałem.

      Na jej twarzy wykwitł promienny uśmiech, choć oczy pozostały bez wyrazu. Odwróciła się pośród ziarnistego półmroku w stronę małego okna, jakby chciała dojrzeć za nim coś więcej, niż tam było. Jej angielski akcent zdawał się syczeć jak łojowa świeca.

      – Czasem gwiazdy tak wyglądają… Jakby Los nas wybierał.

      Dziwne słowa rozbudziły mnie.

      – Co pani przez to rozumie?

      – Ależ pan wie. Zdaje się, że wybrał


Скачать книгу