Stosunki międzynarodowe. Antologia tekstów źródłowych. Отсутствует
i to, co dzieje się na scenie krajowej. Tym bardziej nie może ona szczegółowo rozdzielić stosunków międzypaństwowych od stosunków międzyludzkich, w chwili gdy są one przedmiotem zainteresowania kilku jednostek politycznych. Jednak tak długo, jak ludzkość nie zjednoczy się w państwo ogólnoświatowe, trwać będzie zasadnicza różnica pomiędzy polityką wewnętrzną i polityką zagraniczną. Ta pierwsza bowiem stara się zarezerwować monopol na posługiwanie się przemocą dla osób sprawujących prawomocną władzę, ta zaś godzi się z istnieniem wielości ośrodków dysponujących siłą zbrojną. W tej mierze, w jakiej polityka dotyczy spraw związanych z wewnętrzną organizacją zbiorowości ludzkich, immanentnym jej celem jest podporządkowanie ludzi rządom prawa. W tej mierze zaś, w jakiej dotyczy ona stosunków między państwami, znaczenie polityki (idealne i obiektywne zarazem) zdaje się polegać po prostu na zapewnieniu przeżycia państw, wobec zawsze potencjalnie istniejącego zagrożenia, związanego z istnieniem innych państw. Stąd też często pojawiające się w klasycznej filozofii przeciwstawienie: sztuka polityczna uczy ludzi, jak żyć w pokoju we własnej zbiorowości, zbiorowości zaś uczy, jak żyć zarówno w pokoju, jak i w stanie wojny. Państwa w swoich wzajemnych stosunkach nigdy nie wyszły ze stanu natury. Gdyby zeń wyszły, nie powstałoby nic takiego, jak teoria stosunków międzynarodowych.
Można postawić zarzut, że owo przeciwstawienie jest jasne tylko w teorii, a nie w odniesieniu do faktów. W istocie zakłada ono, że jednostki polityczne są dokładnie opisane i możliwe do zidentyfikowania. Tak jest w istocie, w przypadku gdy jednostki te są reprezentowane przez dyplomatów i umundurowanych żołnierzy, innymi słowy wtedy, gdy posiadają one rzeczywisty monopol prawomocnego posługiwania się przemocą i wzajemnie uznają swoje istnienie. Tam zaś, gdzie nie ma świadomych swej tożsamości narodów i prawnie zorganizowanych państw, polityka wewnętrzna i polityka zagraniczna wykazują tendencję do splatania się ze sobą, przez co ani jedna nie ma naprawdę pokojowego charakteru, ani druga nie jest krańcowo wojownicza.
A do jakiego działu należałoby zaliczyć stosunki pomiędzy średniowiecznym suwerenem i jego wasalami, skoro ani król, ani cesarz nie posiadał wojska, które byłoby mu bezwarunkowo posłuszne, i skoro baronowie składali przysięgę wierności, ale nie dyscypliny? Już z samej definicji czasy podzielonej suwerenności i rozproszenia sił zbrojnych nie poddają się ujęciu pojęciowemu, które odnosi się do przestrzennie wyodrębnionych i wzajemnie od siebie oddzielonych – tak przez ludzką świadomość, jak mocą ustalonych pojęć – jednostek politycznych.
Czasem jednak – nawet w okresach, w których mamy do czynienia z koncentracją władzy i jej prawnym uznaniem – pojawia się niepewność przy rozróżnianiu konfliktów, do których dochodzi pomiędzy jednostkami politycznymi, od tych, które rozgrywają się w ich wnętrzu. Wystarczy, by jakaś kraina, stanowiąca integralną część terytorium jakiegoś państwa, czy jakaś część jego ludności wymówiła posłuszeństwo władzy centralnej i podjęła walkę zbrojną, by walki, które z punktu widzenia prawa międzynarodowego byłyby wojną domową, zostały uznane – przez kogoś, kto buntowników uważać będzie za wyrazicieli jakiegoś istniejącego lub mającego się narodzić narodu – za zwyczajną wojnę międzypaństwową. Gdyby wojnę secesyjną wygrali Konfederaci, Stany Zjednoczone rozpadłyby się, i wojna, która rozpoczęła się jako domowa, zakończyłaby się jako wojna międzypaństwowa.
Wyobraźmy sobie powstanie – w przyszłości – państwa ogólnoświatowego obejmującego całą ludzkość. Teoretycznie nie byłoby już w nim wojska (bo żołnierz nie jest ani policjantem, ani katem i ryzykuje swe życie tylko w starciu z innym żołnierzem), a istniałaby tylko policja. Jeśli jakaś prowincja czy jakieś ugrupowanie chwyciłoby za broń, jedyne obejmujące całą naszą planetę państwo uznałoby je za buntowników i tak też by je traktowało. Jednakowoż ta wojna domowa, będąca zdarzeniem z dziedziny polityki wewnętrznej, z czasem, gdyby zwycięstwo buntowników przyniosło ze sobą rozpad państwa ogólnoświatowego, oznaczałaby powrót polityki zagranicznej.
Owa dwuznaczność dotycząca przedmiotu „stosunków międzynarodowych” nie jest wynikiem niedostatków pojęciowych; jest ona wpisana w samą rzeczywistość. Przypomina nam ona raz jeszcze, że wydarzenia rozgrywające się wewnątrz jednostek politycznych na wiele sposobów wpływają na bieg stosunków pomiędzy nimi. Przypomina nam ona również, że w wojnach stawką jest istnienie państw, ich powstawanie lub też ich likwidacja. W miarę badania relacji pomiędzy zorganizowanymi państwami, specjaliści często zapominają, iż zbytnia słabość nie jest wcale mniej groźna dla pokoju niż nadmierne nagromadzenie siły. Przedmiotem zbrojnego konfliktu stają się bardzo często te właśnie obszary, na których dochodzi do rozpadu jakiejś jednostki politycznej. Państwa, które wiedzą lub tylko sądzą, że są skazane na zagładę, stają się przedmiotem rywalizacji. Gdy zaś podejmują jakąś beznadziejną próbę ocalenia, prowokują wybuch, którego padają pierwszą ofiarą.
Czy badanie stosunków międzynarodowych, rozciągając się na problematykę zarówno narodzin państw, jak i ich upadku, przestaje mieć jakąkolwiek wyraźną granicę, czy traci swoją specyfikę? Ci, którzy z założenia wyobrażali sobie, że stosunki międzynarodowe są wedle obiektywnych kryteriów możliwe do wyodrębnienia spośród innych dyscyplin, będą wynikiem powyższej analizy zawiedzeni. Zawód ten byłby jednak bezpodstawny. Dyscyplina naukowa powołana do studiów nad stosunkami międzynarodowymi, mając za główny przedmiot badań stosunki między państwami i ich specyfikę, a więc charakterystyczną dla nich alternatywę i ciągłe poruszanie się pomiędzy stanem pokoju i stanem wojny, nie może abstrahować ani od różnorodności rodzajów relacji pomiędzy narodami i mocarstwami, ani od licznych czynników oddziałujących na światową dyplomację, ani też od okoliczności, w jakich państwa pojawiają się i znikają. Stosunki międzynarodowe stanowią tylko jedną z dyscyplin nauki czy filozofii obejmującej całość zagadnień polityki, jednak rozdział ten zachowuje swoją specyfikę, albowiem mówi on o stosunkach pomiędzy jednostkami politycznymi, z których każda domaga się dla siebie prawa do tego, by wymierzać mocą własnej decyzji sprawiedliwość, i tego, by samodzielnie decydować o podejmowaniu lub niepodejmowaniu walki.
ROZDZIAŁ II
Potęga i siła albo o środkach, jakimi posługuje się polityka zagraniczna
Niewiele jest pojęć równie często używanych i równie niejednoznacznych, jak pojęcie potęgi29 (power, Macht). Anglicy mówią o power politics, Niemcy o Macht Politik – a i jedni, i drudzy, używając tych słów, przybierają ton krytyki bądź rezygnacji, przerażenia lub podziwu. Po francusku politique de puissance30 zawiera w sobie jakiś dziwny akcent, jakby sformułowanie to pochodziło z obcego języka. Niewielu jest autorów francuskich, którzy by politykę mocarstwową sławili tak, jak czynili to niektórzy niemieccy ideologowie Macht Politik. Niewielu też jest autorów francuskich, którzy by ją potępiali w sposób, w jaki w stosunku do power politics robili to niektórzy moraliści amerykańscy.
W najogólniejszym znaczeniu potęga jest zdolnością czynienia, tworzenia lub niszczenia. Potęga środka wybuchowego jest wymierna, podobnie jak moc wiatru, przypływu morskiego i trzęsienia ziemi. Potęga jakiejś osoby lub jakiejś zbiorowości nie może zostać dokładnie zmierzona, już choćby tylko ze względu na mnogość celów, jakie może sobie ona wyznaczać, i środków, jakimi się posługuje. To, że ludzie używają swojej potęgi przede wszystkim w stosunku do swoich bliźnich, powoduje, że właśnie w polityce pojęcie to odnajduje swoje autentyczne znaczenie. Potęga jakiejś osoby jest zdolnością czynienia, lecz przede wszystkim wywierania wpływu na postępowanie lub uczucia innych osób. Potęgą na scenie międzynarodowej nazywam zdolność jakiejś jednostki politycznej do narzucenia swej woli innym jednostkom politycznym. Krótko mówiąc, potęga polityczna
29
30
Na ogół