Dziennik 1953-1969. Witold Gombrowicz
bibliotek. Problem, dotyczący ludzkości, może być rozwiązany tylko myślą ludzkości, nie – jednostki. Ale ta myśl ludzkości, potężniejsza od naszej własnej, upaja nas i oszałamia – pcha w dziedzinę rozstrzygnięć pozaindywidualnych.
Mascolowi zdarzyło się co następuje: że, aby opanować świat, uciekł się do myśli silniejszej, niż własna; ale tej właśnie myśli nie jest w stanie opanować i ona to, teraz, rzuca go na świat.
Poniedziałek
Góry. Cordoba. Przybyłem tu, do Vertientes, dziś rano i osiadłem w pięknym châlet Lipkowskich. Wzrok odrywa się od koni, kur, psów, krów, aby utonąć w przestrzeni, wypełnionej skomplikowaną geografią górskich łańcuchów i grzbietów. Panorama.
Czeka mnie jazda do Mendozy.
Wtorek
Ta przygoda Mascola, wyżej opisana, ujawnia się w jego języku, który jest całkowicie oderwany od rzeczywistości namacalnej, nasycony do cna abstrakcją, podobny w tym do wszystkich języków, jakimi przemawia intelekt. Znajdziecie tu tę samą wyższą szkołę jazdy, polegającą na zachowaniu pozorów swobody gdy, naprawdę, dokładamy kurczowych wysiłków aby nie spaść z siodła. Ale co chwila staje się to tak głębokie, że Mascolo w tym tonie, tak subtelne, że Mascolo wikła się we własnej pajęczynie, tak ogólnikowe, że może mieć sto innych znaczeń i tak precyzyjne, że to robota zegarmistrza zawieszonego nad przepaścią. Gdy czytam Mascola, mniej interesuje mnie myśl sama, którą już znam skądinąd, więcej – rozpaczliwa walka myśliciela z myślą. Ileż wysiłku! Ale pomnóżcie te wysiłki autora przez wysiłki jego czytelników, uprzytomnijcie sobie jak te góry sylogizmów najeżdżają inne, słabsze umysły, które czytają piąte przez dziesiąte po to aby rozumieć dziesiąte przez dwudzieste, jak w każdej z tych głów myśl Mascola zakwita innym nieporozumieniem. Więc gdzież jesteśmy? W krainie siły, światła, precyzji, czy też w brudnym królestwie niedostateczności?
Siła Słabość
Jasność Ciemność
Metoda Chaos
Triumf Klęska
Jak blisko sąsiadują ze sobą te dwie litanie – dwie siostry! A bardziej jeszcze dziwi i niepokoi, że to przez nadmiar cnoty myśl stacza się w grzech. Głupia przez nadmiar mądrości. Słaba wskutek nadmiaru siły. Ciemna, bo nazbyt spragniona jasności.
Przyjrzyjmy się jeszcze sytuacji Mascola.
On zabrnął… ale mógłby się wyratować… gdyby zachował wolność – wolność, która pozwala nam wycofać się, gdyśmy zabrnęli. Ta możność odwrotu, to „sfolgowanie”, wydobycie się z nadmierności w wymiar bardziej ludzki, swobodniejszy – oto dla mnie jedyna prawdziwa wolność. Ale dziś nawet wolność stała się sztywna i nadmierna. Otrzymałem list, zawierający pochwałę, która tak bardzo mi zasmakowała iż poznałem od razu jak dalece trafia w sedno moich aspiracji. „Wolność, jaką pan daje w swoim dzienniku, jest prawdziwsza od profesorskiej, wysilonej wolności Sartre’a”. To zestawienie ukazało mi znienacka różnicę pomiędzy wolnością, do której aspiruję tutaj, a tamtą wolnością – intelektualną, i tak „wysiloną”, że w istocie staje się nowym więzieniem. Ale moja wolność, to ta zwykła, codzienna, normalna swoboda, potrzebna nam do życia, będąca sprawą instynktu raczej niż mózgowej medytacji, wolność, która nie chce być niczym absolutnym – swobodna, czyli byle jaka, swobodna nawet w stosunku do własnej swobody. Sartry i Mascole zdają się zapominać, że człowiek jest istotą stworzoną do życia w sferze średniego ciśnienia, średnich temperatur. Znamy dziś chłód śmiertelny, znamy ogień żywy, ale zapomnieliśmy sekretów letniego wietrzyka, który orzeźwia, pozwala oddychać.
Wolność! Na to aby być wolnym potrzeba nie tylko chcieć być wolnym – potrzeba chcieć być wolnym nie za bardzo. Żadne pragnienie, żadna myśl za daleko posunięta nie zdoła przeciwstawić się ekstremizmom. Ale Mascolo zabił w sobie wolność z chwilą, gdy swoje zwykłe, bezpośrednie wyczucie wolności poddał racjom intelektualnym. Jeżelibyśmy zapytali tego niewolnika, czy jest wolny, odpowie, że tak, że oczywiście – bo wolny jest ten tylko, kto rozumie swoją zależność od dialektycznego procesu historii itd., itd. Więc jakżeż ta wolność wyrozumowana może bronić go przed intelektem, jakżeż ta koncepcja wolności ma zapewnić mu swobodę wobec innych koncepcji – i o tym, aby cokolwiek mogło spowodować w nim jakieś rozluźnienie, nie ma mowy.
Mascolo przeto nie może się cofnąć – musi iść ciągle, naprzód – jest to tak, jak gdyby jechał na rowerze: jeśli stanie, przewróci się. I Mascolo jest zmotoryzowany, to już nie rower, lecz motocykl – naładowany myślą zbiorową i zbiorowym cierpieniem, pchany dynamiką proletariatu. Pchany całym mechanizmem kultury i cywilizacji, który polega na nieustannym piętrzeniu, na kumulacji. Czy sądzicie, iż mogłoby go powstrzymać podejrzenie, że z przyśpieszoną szybkością pędzi ku zadaniu nad siły? Mylicie się grubo: to człowiek, który stracił swoje centrum. Jeżeli zadanie jest nad siły, to dla niego oznacza tylko, że on musi siebie samego przerobić, aby być na wysokości zadania – i stąd on dla siebie jest tylko narzędziem, stąd Mascolo jest dla Mascola jedną więcej przeszkodą do przezwyciężenia. I dlatego książka jego jest pisana bardziej jeszcze dla niego samego, niż dla innych: tu Mascolo przerabia Mascola, odcinając mu, przede wszystkim, drogi odwrotu. Tak pędzi on na kosmos, pobudzając siebie do pędu. A im bardziej kosmos staje się olbrzymi i nieuchwytny w całej przeraźliwej płynności swojego bezmiaru, tym bardziej kurczowo zaciskają się te palce. Gdyż ta istota ludzka, podobnie jak wszystkie inne ludzkie istoty, pragnie świata skończonego. Cała dialektyka rozwoju, stawania się, uzależnienia, jest tu subtelnym kłamstwem mającym przysłonić jedyną istotną żądzę – skończoności. Rozwala formę po to aby nadać nową formę – istnieć bez formy niemoże – i, jaka by nie była ta forma, z chwilą, gdy ją wybrał, musi doprowadzić ją do pełnego urzeczywistnienia. Dlaczego powiedział A? Nie wiadomo. Ale, gdy powiedział A, musi powiedzieć B.
Środa
Wiatr i kłęby chmur, które z południa walą na szczyty. Samotna kura na trawniku… dziobie…
Być konkretnym człowiekiem. Być indywiduum. Nie dążyć do przemiany świata, jako całości – żyć w świecie, przerabiając go o tyle tylko, o ile to leży w zasięgu mojej natury. Urzeczywistniać się zgodnie z moimi potrzebami – potrzebami indywidualnymi.
Nie chcę powiedzieć, że tamta myśl – zbiorowa, abstrakcyjna – że Ludzkość, jako taka, nie jest ważna. Ale musi być przywrócona równowaga. Najbardziej nowoczesny kierunek myślenia to ten, który znów odkryje pojedynczego człowieka.
[10]
Piątek
W „Wiadomościach” list Jeleńskiego w którym odpowiada na notatkę Collectora o publikacji moich rzeczy w „Preuves”. Choć całkowicie zgadzam się z Jeleńskim, że istnieje pewne powinowactwo pomiędzy mną a Pirandellem (problem deformacji) a także Sartrem (w Ferdydurke znalazłoby się niejedno przeczucie wschodzącego egzystencjalizmu), wolałbym nawet aby, jak twierdzi Collector, z moimi poglądami nie mieli oni wiele wspólnego. Na wszelki wypadek wolę nie być do nikogo podobny – choć myśl to tylko jeden z elementów sztuki, choć zdarzało się, że brano myśl najpospolitszą w rodzaju „miłość uświęca” lub „życie jest piękne” i wydobywano z niej dzieło olśniewające natchnieniem i zdumiewające oryginalnością i siłą. Czym jest idea, czym jest nawet wizja świata w sztuce? Same przez się są niczym – mogą mieć znaczenie tylko ze względu na sposób w jaki zostały odczute i duchowo wyczerpane, na wysokość swego wzniesienia i na blask jaki z tej wysokości rozsiewają. Dzieło artystyczne nie jest sprawą jednej tylko myśli, ani jednego odkrycia, ale tworem powstałym z tysiąca drobnych inspiracji, tworem człowieka, który w swojej kopalni zamieszkał i z niej coraz nowy wydobywa minerał.
Ale od Sartrów i Pirandellów pragnąłbym odseparować się z innych względów