.
jak lśniący grzbiet wieloryba z czarnego oceanu, na przemian zalewając światłem i pogrążając w ciemnościach małą grupkę ludzi, którzy stworzyli ten surowy świat.
– On sam jest burzycielem swojej ściany – powiedział Qin Shihuang. – Musi się dowiedzieć, jakie stanowi zagrożenie dla Pana.
– Wiemy, czy jest czy nie jest zagrożeniem? – spytał jakiś głos.
– Ja tego nie wiem, ale wie to Pan i wiedział Evans. Evans powiedział Panu, jak zachować to w sekrecie, ale on nie żyje. Nie możemy się dowiedzieć.
– A więc spośród wszystkich Wpatrujących się w Ścianę największym zagrożeniem jest Luo Ji? – zapytał ktoś niepewnie.
– Tego też nie wiemy. Tylko jedno jest jasne – odparł Qin Shihuang, spoglądając na sklepienie, które zmieniało kolor z niebieskiego na czarny. – Jest jedynym z czterech Wpatrujących się w Ścianę, który prowadzi bezpośrednią walkę z Panem.
Po otworzeniu zebrania Chang Weisi długo milczał, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzało. Przesunął wzrokiem po dwóch rzędach oficerów politycznych siedzących przy stole konferencyjnym, stukając lekko końcem ołówka w blat. To stukanie zdawało się wyznaczać czas jego zamyślenia. W końcu ocknął się z zadumy.
– Towarzysze, rozkazem ogłoszonym wczoraj przez Centralną Komisję Wojskową zostałem powołany na dowódcę Wydziału Politycznego Sił Zbrojnych. Przyjąłem to stanowisko już tydzień temu, ale dopiero teraz, na naszym spotkaniu, znalazłem się w rozterce. Uświadomiłem sobie nagle, że siedzi przede mną przeżywająca największe kłopoty grupa oficerów sił kosmicznych, a ja jestem jednym z was. Wcześniej nie zdawałem sobie z tego sprawy, za co was przepraszam. – Otworzył leżący przed nim dokument. – Ta część zebrania odbędzie się poza protokołem. Towarzysze, wymieńmy szczerze poglądy. Postarajmy się ten jeden raz być tacy jak Trisolarianie i otwórzmy przed innymi nasze umysły. Ma to kluczowe znaczenie dla naszej przyszłej pracy.
Wzrok Chang Weisiego zatrzymał się na sekundę lub dwie na twarzy każdego oficera, ale ci milczeli. Potem wstał i zaczął się przechadzać tam i z powrotem za ich plecami.
– Naszym zadaniem jest natchnienie podległych nam sił wiarą, że odniesiemy zwycięstwo w czekającej nas w dość odległej przyszłości wojnie. Ale czy sami mamy tę wiarę? Jeśli tak, podnieście ręce. Pamiętajcie, że mówimy, co naprawdę myślimy.
Nikt nie podniósł ręki. Prawie wszyscy siedzieli ze wzrokiem wbitym w stół. Ale Chang zauważył, że jeden oficer patrzy prosto przed siebie. Był to Zhang Beihai.
– Wierzycie, że zwycięstwo jest możliwe? – ciągnął. – Przez możliwe rozumiem nie przypadkowe kilka dziesiątych procent, lecz rzeczywistą, istotną możliwość.
Zhang Beihai podniósł rękę. Był jedynym, który to zrobił.
– Pozwólcie, że najpierw podziękuję wam wszystkim za szczerość – rzekł Chang Weisi, a potem zwrócił się do Zhanga: – Znakomicie, towarzyszu. Powiedzcie nam, na czym opieracie tę wiarę.
Zhang Beihai wstał, ale generał nakazał mu gestem ręki usiąść z powrotem.
– To nie jest oficjalne zebranie – powiedział. – To szczera rozmowa poza protokołem.
Nadal stojąc na baczność, Zhang Beihai powiedział:
– Towarzyszu dowódco, nie potrafię w kilku słowach udzielić zadowalającej odpowiedzi na to pytanie, bo budowanie wiary to proces długi i skomplikowany. Przede wszystkim chciałbym zwrócić uwagę na błędne myślenie, jakie szerzy się w obecnych czasach w naszych szeregach. Wszyscy wiemy, że przed kryzysem trisolariańskim opowiadaliśmy się za badaniem charakteru przyszłych wojen z naukowego, racjonalnego punktu widzenia i siłą inercji to myślenie przetrwało do dnia dzisiejszego. Dotyczy to zwłaszcza sił kosmicznych, gdzie nasiliło się ono wskutek napływu naukowców. Jeśli z takim nastawieniem zaczniemy się zastanawiać nad czekającą nas za cztery stulecia wojną międzygwiezdną, to nigdy nie uda się nam zasiać wiary w zwycięstwo.
– Towarzysz Zhang Beihai przedstawia tutaj osobliwy pogląd – odezwał się jeden z pułkowników. – Czy niezłomna wiara nie opiera się na nauce i rozsądku? Wiara, która nie jest zbudowana na obiektywnych faktach, nie jest trwała.
– Wobec tego przyjrzyjmy się jeszcze raz nauce i rozsądkowi. Pamiętajcie – naszej nauce i naszemu rozsądkowi. Postęp, jakiego dokonali Trisolarianie, uzmysławia nam, że nasza nauka jest jak dziecko zbierające muszelki na plaży, dziecko, które nawet nie widziało oceanu prawdy. Fakty, które poznajemy, idąc za wskazaniami naszej nauki i rozsądku, wcale nie muszą być prawdziwymi, obiektywnymi faktami. A skoro tak, to musimy się nauczyć selektywnie je ignorować. Powinniśmy widzieć, jak zmienia się to, co się rozwija, i nie powinniśmy pod wpływem technologicznego determinizmu i mechanicznego materializmu spisywać naszej przyszłości na straty.
– Świetnie – powiedział Chang Weisi i kiwnął do niego głową, by kontynuował.
– Musimy przywrócić wiarę w zwycięstwo, wiarę, która jest podstawą żołnierskiego poczucia obowiązku i godności! Gdy armia chińska stanęła kiedyś w skrajnie niesprzyjających warunkach naprzeciw potężnego wroga, była natchniona niezłomną wiarą w zwycięstwo, bo miała poczucie obowiązku wobec narodu i ojczyzny. Wierzę, że dzisiaj taką samą wiarę może wzbudzić poczucie obowiązku wobec rodzaju ludzkiego i Ziemi.
– Ale jak mamy prowadzić pracę ideologiczną? – zapytał jeden z oficerów. – Siły kosmiczne to skomplikowana struktura, a to znaczy, że ich ideologia też jest skomplikowana.
– Uważam, że powinniśmy zacząć od kondycji psychicznej żołnierzy – odparł Zhang Beihai. – Obraz ogólny: w ubiegłym tygodniu wizytowałem oddziały, które zostały do nas przydzielone z lotnictwa i marynarki, i odkryłem, że codzienne szkolenie jest fatalne. To niewiarygodne, jaki panuje tam tumiwisizm. Obraz szczegółowy: coraz częściej pojawiają się kłopoty z dyscypliną. Wojsko miało zmienić mundury na letnie, ale wielu ludzi w dowództwie nadal chodzi w zimowych. Trzeba jak najszybciej odmienić ten stan umysłu. Siły kosmiczne zaczynają się powoli przekształcać w akademię nauk. Oczywiście nie da się zaprzeczyć, że ich obecne zadanie to zadanie dla akademii wojskowej, ale powinniśmy mieć świadomość, że jesteśmy jednak wojskiem, i to wojskiem podczas wojny!
Rozmowa toczyła się jeszcze przez chwilę, a potem Chang Weisi wrócił na swoje miejsce.
– Dziękuję – powiedział. – Mam nadzieję, że będziemy mogli kontynuować tę szczerą wymianę poglądów. A teraz rozpoczniemy oficjalne zebranie.
Podniósł głowę i ponownie napotkał szczere spojrzenie Zhang Beihaia, które świadczyło o jego zdecydowaniu. Na ten widok zrobiło mu się trochę cieplej na sercu.
„Zhang Beihai, wiem, że masz wiarę – pomyślał. – Nie może być inaczej, skoro miałeś takiego ojca. Ale sprawy nie przedstawiają się tak prosto, jak mówisz. Nie wiem, na czym opierasz swoją wiarę, nie wiem nawet, co ona obejmuje. Jesteś taki sam jak twój ojciec. Podziwiałem go, ale muszę przyznać, że nigdy nie udało mi się go rozgryźć”.
Chang Weisi otworzył leżącą przed nim teczkę.
– Prace nad teorią wojny kosmicznej idą pełną parą, ale już pojawił się problem. Badania takie muszą się opierać na pewnym założeniu o poziomie postępu technicznego. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Ale badania w naukach podstawowych dopiero się rozpoczęły, a przełomu technologicznego możemy się spodziewać w przyszłości. Oznacza to, że nie mamy żadnego wsparcia w nauce. Dowództwo naczelne przeanalizowało w świetle obecnych okoliczności