Osiedle marzeń. Wojciech Chmielarz

Osiedle marzeń - Wojciech Chmielarz


Скачать книгу
do kolan wełnianym płaszczu pędził w stronę Mortki i energicznie gestykulował. Na jego przegubie świecił zegarek ze stalowym paskiem, a na ustach lśniły kropelki śliny.

      – Teraz wyszedłeś?! Teraz?! – wrzeszczał do komisarza. – To zabieraj swojego gruchota! Spierdalaj z nim!

      – Co takiego?! Co tu się dzieje?!

      – Co się dzieje?! Co się dzieje, kurwa?! Przez ciebie mam zderzak porysowany! Zderzak se porysowałem przez ciebie. Wiesz, ile taki zderzak kosztuje?! Będziesz za to płacił, gnoju! Będziesz płacił! – krzyczał szpakowaty, wyrzucając ramiona w jedną i drugą stronę, jakby właśnie dyrygował orkiestrą. Komisarz zauważył, że uwaga zebranej na balkonach widowni przenosi się teraz z zasłoniętego już parawanem ciała na nich. Ktoś zagwizdał przeciągle, chcąc w ten sposób wyrazić poparcie dla szpakowatego.

      – Pan nie widzi, że ja tutaj pracuję? Że ktoś właśnie zabił panu sąsiadkę? – zapytał spokojnie Mortka.

      – Ja też pracuję! Na spotkanie się śpieszę, żeby zarabiać pieniądze. A wiesz, na co idą te pieniądze?! Na podatki, gnoju! A te podatki idą na twoją pensję! – Szpakowaty zaczął stukać palcem w swoją pierś. – To ja ci płacę! Ja ci pensję wypłacam z własnej ciężkiej pracy! I ja jestem twoim szefem! I jak ci mówię, że masz zabrać stąd samochód, to masz, kurwa, wypierdalać ze swoim pierdolonym samochodem! Zrozumiałeś?!

      Z kilku balkonów dało się słyszeć oklaski. Mortka zaczął się rozglądać, próbując zlokalizować ich źródło, ale klaszczący szybko się schowali we wnętrzach mieszkań.

      – Jestem z policji, jestem w pracy, właśnie zabito pańską sąsiadkę – spróbował jeszcze raz na spokojnie przemówić krzykaczowi do rozsądku.

      – W pracy? Z policji? A gdzie masz tam napisane, że jesteś z policji, co? – Szpakowaty wskazywał na toyotę Mortki. – Gdzie koguta masz? Takie autko to sobie każdy może tutaj postawić. A ile ja mam cię prosić, żebyś wóz przestawił?! Ile mam cię prosić, gnoju?! Kurwa, myślisz, że skoro masz odznakę, to możesz wszystko. A nie możesz. Skargę na ciebie złożę. I obciążę kosztami, jeśli przez ciebie mi klient fucka pokaże.

      Mortka zaczął się zastanawiać, czy staranowanie jego samochodu uda mu się podciągnąć pod napaść na funkcjonariusza na służbie. I wtedy, oceniając własne straty, zobaczył, jak otwierają się drzwi od volkswagena i wychyla się z niego dziecięca główka. Dziewczynka miała pewnie koło siedmiu lat, jej jasne włoski zaplecione w warkoczyki sięgały do ramion. Wpatrywała się w ojca i zbierało się jej na płacz.

      – Zajmijcie się tym palantem – rzucił Mortka do dwóch stojących nieopodal funkcjonariuszy. W ich oczach widział zakłopotanie. Nie do końca wiedzieli, co ma na myśli, ale nie zamierzał im niczego tłumaczyć ani w niczym pomagać. Niech się sami wykażą.

      Wrócił do ochroniarskiej kanciapy. Usiadł na kanapie. Oparł się z szeroko rozłożonymi ramionami. W głowie mu dudniło.

      – Sucha, zajmij się panem Lorenzem. Niech go ktoś zawiezie do Mostowskich. Potem go przesłuchamy.

      – Zrozumiałam.

      – Ale nie… – Lorenz chciał protestować, ale wystarczyło jedno spojrzenie Mortki, żeby zamilkł. Pozwolił się grzecznie wyprowadzić z pomieszczenia.

      Komisarz został sam na sam z ochroniarzem.

      – Co ma pan na tej koszulce? – zapytał Mortka po chwili milczenia. Ochroniarz drgnął, spojrzał na wciąż miętoszony w dłoniach T-shirt i próbował go nieudolnie schować za plecami.

      – A nic. To takie… cywilne.

      Mortka prychnął. Cywilne, dobre sobie. Facet pracował na umowę zlecenie w jakiejś bieda-firemce ochroniarskiej i już mu się wydawało, że mundur nosi. Ludzie robili wiele, żeby nadać swojej pracy chociaż trochę sensu i powagi. Komisarz zmarszczył brwi. Jeszcze przed chwilą ten sam ochroniarz nie chciał mu pokazać nagrań z monitoringu. Kto wie, może to on jest sprawcą, a na tej koszulce są ślady krwi dziewczyny. To byłby spory fart, a ochroniarz awansowałby wysoko w rankingu najgłupszych przestępców w Polsce, ale Mortka w swojej pracy widział już różne cuda.

      – To niech pan pokaże tę cywilną koszulkę.

      Ochroniarz z wahaniem rozprostował T-shirt. Na jego przedzie znajdowała się wielka biała tarcza z wpisanymi w nią dwiema literami – JP. Mortka pomyślał, że właśnie tego powinien się spodziewać.

      – Czyli jest pan wierzący – stwierdził pewnym siebie tonem i rozkoszował się wyrazem zaskoczenia malującym się na twarzy ochroniarza. – JP, to od Jan Paweł II. Pokolenia JPII – sprecyzował.

      – Eee… – Mężczyzna zaczął się nerwowo rozglądać dookoła, jakby szukał ukrytej kamery. – No tak.

      – Którą encyklikę najbardziej pan lubi?

      Ciszę, która zapadła, przerywało tylko ciche buczenie komputera.

      – Encyklikę? Tak konkretnie? Ja raczej ogólnie, przesłanie… – zaryzykował ochroniarz.

      Mortka pomyślał z żalem, że gdyby sam znał nazwy encyklik albo wiedział cokolwiek o Janie Pawle II poza tym, że obalił komunizm, to mógłby ciągnąć ten dowcip. Ale przynajmniej sprawił, że ochroniarz był skołowany i nie rozumiał, co się dzieje.

      – Znał pan tę dziewczynę? – zapytał nagle.

      – Tę zabitą?

      Komisarz skrzywił się mimowolnie. Nie powinien. Rozmawiając ze świadkiem, starał się nie okazywać emocji. Zwykle, nawet mimowolnie, świadkowie próbowali spełnić oczekiwania przesłuchującego. Wystarczył lekki grymas, a wtedy pomijali jakiś temat, błysk zainteresowania, a rozwijali nieistotne wątki. Na początek najlepiej było im się dać po prostu wygadać.

      – Tak. Tę zabitą – potwierdził.

      – Nie. Właściwie to nie.

      – Właściwie?

      – No… Jak się tutaj tyle pracuje, to się kojarzy ludzi.

      – I kojarzył ją pan?

      Skinął głową.

      – Wynajmowała pokój w mieszkaniu studenckim. Z paroma innymi laskami.

      – Kto mógł ją zabić?

      Ochroniarz drgnął przestraszony.

      – A skąd mam wiedzieć?

      – Spędzasz tu dużo czasu. Sam powiedziałeś, że kojarzysz ludzi. – Mortka specjalnie zrezygnował z formy „pan” i przeszedł na „ty”. To było drobne ukłucie w dumę ochroniarza, które miało sprawić, że będzie się czuł niewygodnie. – Na pewno dużo wiesz o tym osiedlu. Mów.

      – Ja nic nie wiem. Filmy tutaj oglądam. – Pokazał stojący nieopodal laptop.

      – Legalne?

      – Co?

      – Ściągasz je z internetu? Płacisz za nie czy piracisz?

      Ochroniarz roześmiał się chrapliwie i Mortka zorientował się, że przeholował.

      – Dobra ściema.

      Mortka wzruszył ramionami.

      – To kto?

      – Nie wiem. Może jej gospodarz? Może mu za mieszkanie nie płaciła i się wkurwił?

      Komisarz doszedł do wniosku, że teraz dowie się już niewiele. Trzeba będzie sprowadzić ochroniarza do komendy i porządnie przesłuchać w sterylnych, policyjnych warunkach.

      – Kto


Скачать книгу