Fjällbacka. Camilla Lackberg
lat minęło. Żyli z Jamesem w ciszy i spokoju, wiedziała, że James właśnie tak chce. W końcu przestaną gadać, mówił. I miał rację. Mroczny czas minął szybko, powinna tylko dbać o to, żeby nadal wszystko było jak należy. A wspomnienia udało jej się zepchnąć w niepamięć. Aż do teraz. Pod powiekami mignął jej wyraźny obraz twarzy Marie. I radosny uśmiech Stelli.
Znów skierowała wzrok na morze, starała się podążać za nielicznymi falami. Ale obrazy nie chciały odpłynąć. Marie wróciła, a wraz z nią nadciągnęła katastrofa.
– Przepraszam, gdzie tu jest toaleta?
Sture spojrzał zachęcająco na Karima i pozostałych uczestników lekcji szwedzkiego w ośrodku dla uchodźców w Tanumshede.
Wszyscy starali się w miarę możliwości powtarzać za nim.
– Przepraszam, gdzie tu jest toaleta?
– Ile to kosztuje? – ciągnął Sture.
Za nim chór:
– Ile to kosztuje?
Karim zmagał się ze sobą, usiłując połączyć głoski wymawiane przez Sturego, który stał przed tablicą z wypisanymi zwrotami. Wszystko było inne. Litery, które mieli czytać, i dźwięki, które mieli wydawać.
Rozejrzał się po pokoju, w którym siedziało sześć zdeterminowanych osób. Pozostali albo korzystali ze słońca i grali w piłkę, albo leżeli w swoich domkach. Jedni próbowali przespać kolejny dzień, podczas gdy inni wymieniali maile z przyjaciółmi i krewnymi, którzy zostali na miejscu i z którymi wciąż można się było skontaktować, albo surfowali po portalach informacyjnych. Niewiele znajdowali wiadomości z kraju. Rząd uprawiał propagandę, a światowe media natrafiały na trudności, kiedy próbowały wysyłać tam korespondentów. W poprzednim życiu Karim był dziennikarzem, więc zdawał sobie sprawę, jakim problemem jest zdobycie prawdziwych i aktualnych relacji z kraju ogarniętego wojną, zwłaszcza tak rozdartego przez siły wewnętrzne i zewnętrzne jak Syria.
– Dziękuję, że nas do siebie zaprosiliście.
Karim prychnął. Nigdy nie będzie miał okazji tego powiedzieć. Szybko się nauczył, że Szwedzi są bardzo zdystansowani. W ogóle nie mieli z nimi kontaktu, jeśli nie liczyć Szwedów pracujących w ośrodku dla uchodźców.
Żyli jakby w małym państwie w państwie, w izolacji od świata zewnętrznego. Za towarzystwo mieli tylko siebie. I wspomnienia z Syrii. Dobre, ale przede wszystkim złe. Przez wielu przeżywane wciąż na nowo. Karim starał się wyprzeć je z pamięci. Wojnę, która stała się codziennością. A potem długą podróż do ziemi obiecanej na północy Europy.
Udało mu się przetrwać. Razem z ukochaną Aminą i swoimi skarbami Hassanem i Samią. Tylko to się liczyło. Zdołał ich dowieźć w bezpieczne miejsce, gdzieś, gdzie mają przed sobą jakąś przyszłość. W snach widział ciała unoszące się na wodzie, ale kiedy otworzył oczy, znikały. On i jego rodzina są tutaj. W Szwecji. Tylko to się liczy.
– A jak się mówi, kiedy się uprawia z kimś seks?
Mówiąc to, Adnan się zaśmiał. On i Khalil byli najmłodsi. Siedzieli obok siebie i podpuszczali się nawzajem.
– Więcej szacunku – odezwał się po arabsku Karim, rzucając im gniewne spojrzenie.
Wzruszył ramionami i spojrzał przepraszająco na Sturego, który lekko kiwnął głową.
Khalil i Adnan przyjechali do Szwecji sami, bez rodziny i przyjaciół. Udało im się wyrwać z Aleppo, zanim ucieczka stała się zbyt niebezpieczna. Ucieczka albo pozostanie na miejscu. Jedno i drugie oznaczało to samo śmiertelne zagrożenie.
Mimo tego oczywistego braku szacunku Karim nie potrafił się na nich gniewać. Przecież to jeszcze dzieci. Wystraszone i samotne w obcym kraju. Została im tylko zuchwałość. Wszystko było obce. Karim rozmawiał z nimi po lekcjach. Ich rodziny wysupłały ostatni grosz, żeby tylko przedostali się do Szwecji. Na ich barkach spoczął niemały ciężar: nie tylko zostali wysłani do zupełnie obcego świata, ale też oczekiwano od nich, żeby jak najprędzej urządzili się na miejscu tak, żeby móc ściągnąć rodziny z ogarniętej wojną Syrii. Rozumiał ich, ale uważał, że nie wolno im odnosić się do nowej ojczyzny bez szacunku. Nawet jeśli Szwedzi się ich boją, to przecież ich przyjęli. Dali strawę i dach nad głową. A Sture poświęcał im swój wolny czas, żeby ich uczyć, jak pytać, ile coś kosztuje i gdzie jest toaleta. Karim wprawdzie nie rozumiał Szwedów, ale był im dozgonnie wdzięczny za to, co zrobili dla jego rodziny. Nie wszyscy się z nim zgadzali, a ci, którzy nie szanowali nowego kraju, szkodzili pozostałym. Przez nich Szwedzi robili się jeszcze bardziej podejrzliwi.
– Jaka dziś ładna pogoda – powiedział wyraźnie stojący przed tablicą Sture.
– Jaka dziś ładna pogoda – powtórzył Karim i się uśmiechnął.
Już po dwóch miesiącach pobytu w Szwecji zrozumiał, dlaczego Szwedzi tak się cieszą, kiedy świeci słońce. Cholerna psia pogoda – to był jeden z pierwszych zwrotów, jakich się nauczył po szwedzku. Chociaż wciąż mu nie wychodziło to „pś” na początku.
– Jak często uprawia się seks, kiedy jest się w tym wieku? Jak myślisz? – spytała Erika i pociągnęła łyk musującego wina.
Anna wybuchnęła głośnym śmiechem, ściągając na siebie spojrzenia pozostałych gości kawiarni na molo.
– Serio pytasz, siostra? Nad tym się zastanawiasz? Jak często matka Patrika chodzi do łóżka?
– No wiesz, myślę w szerszym kontekście – odparła Erika, nabierając łyżką owoce morza. – Ile jeszcze lat fajnego współżycia zostało? A może w którymś momencie człowiek traci zainteresowanie seksem? Utrzymuje się na tym samym poziomie czy zamiast tego człowiek czuje nieodpartą potrzebę rozwiązywania krzyżówek albo sudoku i zajadania się pralinkami?
– No więc…
Anna pokręciła głową, starała się usadowić w miarę wygodnie. Patrząc na nią, Erika poczuła gulę w gardle. Nie tak dawno miały straszliwy wypadek samochodowy. Anna straciła dziecko, którego się spodziewała. Blizny na zawsze pozostaną na jej twarzy, ale wkrótce urodzi następne dziecko, owoc miłości do Dana. Życie bywa naprawdę zaskakujące.
– Myślisz na przykład, że…
– Jeśli choćby napomkniesz o naszych rodzicach, to wstanę i wyjdę – powiedziała Anna, podnosząc ostrzegawczo dłoń. – Nawet myśleć o tym nie chcę.
Erika się zaśmiała.
– Okej, nie napomknę, ale jak myślisz, jak często uprawiają seks Kristina i Bob Budowniczy?
– Erika! – Anna zasłoniła twarz rękami i znów pokręciła głową. – Skończcie wreszcie z nazywaniem biednego Gunnara Bobem Budowniczym. I to tylko dlatego, że jest uczynny i zręczny.
– Dobra, więc porozmawiajmy o ślubie. Ty też zostałaś poproszona o radę w sprawie sukni? Nie mogę sama doradzać i robić dobrej miny, kiedy będzie mi pokazywać kolejną koszmarnie ciotkowatą kreację.
– Owszem, mnie też poprosiła. – Anna starała się pochylić, żeby dosięgnąć swojej kanapki z krewetkami.
– Połóż ją od razu na brzuchu – zaproponowała z uśmiechem Erika.
Anna odpowiedziała wściekłym spojrzeniem.
Oboje z Danem cieszyli się na to dziecko, ale w taki upał chodzenie w ciąży było mało przyjemne, zwłaszcza że jej brzuch był wręcz gigantycznych rozmiarów.
– Może