Fjällbacka. Camilla Lackberg

Fjällbacka - Camilla Lackberg


Скачать книгу
słuchał uważnie.

      – Już jedziemy. Proszę podać adres.

      Zanotował, odłożył słuchawkę i bez pukania wpadł do sąsiedniego pokoju.

      Mellberg drgnął, obudzony z głębokiego snu.

      – Co jest, do cholery? – spytał, gapiąc się na niego.

      Pożyczka, którą bez powodzenia starał się zakryć łysinę, zsunęła mu się z czubka głowy. Wprawnym gestem zarzucił ją na miejsce.

      – Zaginęło dziecko – odparł Gösta. – Dziewczynka, cztery lata. Nie ma jej od rana.

      – Od rana? I dopiero teraz dzwonią? – Mellberg zerwał się z fotela.

      Gösta spojrzał na zegarek. Parę minut po trzeciej.

      Zaginięcia dzieci nie należały do zwykłych przypadków. Latem mieli do czynienia najczęściej z pijakami, włamaniami i kradzieżami, pobiciami, czasem usiłowaniem gwałtu.

      – Matka myślała, że jest z ojcem, a ojciec, że z matką. Powiedziałem, że już jedziemy.

      Mellberg wsunął stopy w buty stojące obok biurka. Jego pies, Ernst, który też się obudził, znudzony opuścił łeb. Najwyraźniej to zamieszanie nie miało oznaczać ani spaceru, ani jedzenia.

      – O co chodzi? – spytał Mellberg, truchtając za Göstą do garażu.

      Do auta dotarł mocno zasapany.

      – To gospodarstwo Bergów – odpowiedział Gösta. – Tam, gdzie dawniej mieszkali Strandowie.

      – O cholera – zaklął Mellberg.

      Słyszał i czytał o tym, co się wydarzyło całe lata przed jego przybyciem do Fjällbacki. Ale Gösta był wtedy na miejscu. Nowa sprawa wydała mu się nieprzyjemnie znajoma.

      – Halo?

      Patrik otrzepał wprawdzie rękę, ale i tak zapiaszczył sobie telefon. Drugą, wolną ręką wyjął paczkę herbatników i pudełko z pokrojonymi jabłkami i machnął do dzieci, żeby podeszły. Noel i Anton zaczęli sobie wyrywać paczkę z herbatnikami. Skończyło się na tym, że większość spadła w piach. Obserwowali to inni rodzice. Patrik niemal czuł, jak prychają. Nawet ich rozumiał. Uważał, że on i Erika są dobrymi rodzicami, a jednak bliźniacy zachowywali się czasem tak, jakby wzrastali wśród wilków.

      – Erika, zaczekaj chwilę – powiedział. Z westchnieniem pozbierał herbatniki i zdmuchnął z nich piach.

      Noel i Anton zjedli już tyle piasku, że jeszcze trochę pewnie im nie zaszkodzi.

      Maja wzięła pudełko z ćwiartkami jabłek, postawiła je sobie na kolanach i rozejrzała się po plaży. Patrik patrzył na jej szczuplutkie plecy i włosy wijące się na karku od wilgoci. Jak zwykle nie udało mu się ich związać w ogonek, ale i tak była śliczna.

      – Już, mogę mówić. Jesteśmy na plaży, właśnie mieliśmy mały incydent z herbatnikami, musiałem sobie poradzić…

      – Aha. Poza tym wszystko dobrze? – spytała.

      – Oczywiście – skłamał, starając się wytrzeć dłonie o kąpielówki.

      Noel i Anton brali i zajadali herbatniki. Piasek zgrzytał im w zębach. Nad nimi krążyła mewa. Tylko czekała na odpowiedni moment. Nic z tego. Bliźniacy potrafili pochłonąć paczkę herbatników w rekordowym czasie.

      – Już zjadłam lunch – powiedziała Erika. – Przyjść do was?

      – Bardzo proszę – odparł. – Weź ze sobą termos kawy, bo zapomniałem zabrać.

      – Zrozumiano. Your wish is my command6.

      – Dzięki, kochanie, nie masz pojęcia, jak mi się chce kawy.

      Odkładając słuchawkę, uśmiechał się. Co za szczęście: pięć lat małżeństwa i troje dzieci, a on, kiedy słyszy głos Eriki w słuchawce, nadal ma motylki w brzuchu. Była najlepszym, co mu się w życiu przytrafiło. No i dzieci, ale ich nie byłoby bez Eriki.

      – To mama? – spytała Maja. Odwróciła się do niego, osłaniając oczy dłonią.

      Ależ ona jest czasem podobna do matki, pomyślał z satysfakcją, bo w jego oczach Erika była najpiękniejsza.

      – Tak, mama zaraz tu przyjdzie.

      – Jak fajnie! – zawołała Maja.

      – Czekaj, dzwonią z pracy, muszę odebrać – powiedział, naciskając zieloną słuchawkę.

      Na wyświetlaczu zobaczył imię: Gösta. Wiedział, że nie dzwoniłby do niego podczas urlopu, gdyby nie chodziło o coś ważnego.

      – Cześć, Gösta – odezwał się. – Chwileczkę. Maju, daj chłopakom po kawałku jabłka, dobrze? I zabierz Noelowi tego lizaka, do którego właśnie się dobiera… Dzięki, córeczko. Przepraszam cię, Gösta, już słucham. Jestem na plaży w Sälvik z dzieciakami, panuje tu nieopisany zamęt…

      – To ja przepraszam, że ci przeszkadzam na urlopie – odparł Gösta – ale pomyślałem, że pewnie chciałbyś wiedzieć. Dostaliśmy zgłoszenie o zaginięciu dziecka, dziewczynki. Nie ma jej od rana.

      – Co ty mówisz? Od rana?

      – Tak. Nie wiem jeszcze nic więcej, ale jadę z Mellbergiem do jej rodziców.

      – Gdzie mieszkają?

      – Właśnie o to chodzi. To gospodarstwo Bergów.

      – O cholera. – Patrik zlodowaciał. – Czy to nie tam mieszkała Stella Strand?

      – Właśnie.

      Patrik spojrzał na swoje dzieci. W tym momencie bawiły się w miarę spokojnie. Na samą myśl o tym, że któreś z nich mogłoby zaginąć, robiło mu się słabo. Nie zastanawiał się długo. Gösta nie powiedział wprawdzie wprost, ale najwyraźniej chciał, żeby mu ktoś pomógł, ktoś oprócz Mellberga.

      – Przyjadę – zdecydował. – Erika będzie za jakieś piętnaście minut, wtedy wyruszę.

      – Wiesz, gdzie to jest?

      – Oczywiście – odparł Patrik.

      Pewnie, że wiedział. Od jakiegoś czasu w domu często mówiło się o tym miejscu. Wciskając czerwoną słuchawkę, poczuł rosnące napięcie. Pochylił się i mocno przytulił całą trójkę. Wyrywali się tak, że cały był obsypany piaskiem. Ale to nie miało żadnego znaczenia.

      – Trochę śmiesznie to wygląda – stwierdziła Jessie.

      Odgarnęła włosy, które wiatr zwiewał jej na twarz.

      – Jak to śmiesznie? – spytał Sam, mrużąc oczy od słońca.

      – Nie wyglądasz na faceta… z łódką.

      – A jak wygląda facet z łódką?

      Skręcił ster, żeby wyminąć żaglówkę.

      – Ojej, wiesz, co mam na myśli. Na nogach żeglarskie buty z pomponami, granatowe szorty, koszulka polo i zawiązany na ramionach sweter w serek.

      – I żeglarska czapka, co? – Sam uśmiechnął się lekko. – A skąd to wiesz? Raczej nie pływałaś po morzu.

      – Nie, ale widziałam na filmie. I w gazetach.

      Sam tylko udawał, że nie rozumie. Pewnie, że facet z łódką tak nie wygląda. Te postrzępione ciuchy, włosy czarne jak u kruka i czarne kreski wokół oczu. I paznokcie.


Скачать книгу

<p>6</p>

Your wish is my command (ang.) – twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.