Fjällbacka. Camilla Lackberg
nie będą mieli, więc kiedy nadejdzie ten moment, oboje skupią się na niej. Na razie wydawało się to bardzo odległe. Nea szalała po podwórku. Jej jasną twarzyczkę okalała chmura blond włosów, które odziedziczyła po mamie. Eva bała się, że jej córeczka spiecze się na słońcu, ale przybywało jej tylko piegów.
Usiadła i starła pot z czoła przegubem, żeby się nie pobrudzić rękawicami ogrodowymi. Uwielbiała pielić grządki w warzywniku. Kontrastowało to, i to mocno, z pracą w biurze. I jeszcze ten wręcz naiwny zachwyt, który czuła, kiedy nasiona wyszły z ziemi, rośliny się pleniły, dojrzewały i w końcu można je było zebrać. Uprawiali je tylko na własne potrzeby, nie daliby rady wyżyć z gospodarstwa, ale mieli ogród warzywny, zielnik i własne ziemniaki. Czasem niemal miała wyrzuty sumienia, że wiedzie im się tak dobrze. Lepiej, niż sobie kiedykolwiek wyobrażała: miała Petera, Neę i ten dom, i nie potrzebowała niczego więcej.
Zabrała się do wyrywania marchewek. Z daleka zobaczyła, jak Peter nadjeżdża traktorem. W tygodniu pracował w zakładzie Tetra Pak, ale czas wolny najchętniej spędzał na traktorze. O świcie, na długo zanim się obudziła, wyjechał, zabierając kanapki i termos kawy. Do gospodarstwa należał kawałek lasu. Postanowił go trochę przetrzebić, więc wiedziała, że wróci z drewnem na zimę, spocony i brudny, obolały i szeroko uśmiechnięty.
Włożyła marchewki do koszyka i odstawiła. Będą na kolację. Zdjęła rękawice, położyła je i ruszyła do męża. Mrużąc oczy, próbowała dostrzec na traktorze Neę. Pewnie jak zwykle przysnęła. Wstała tak wcześnie, bo uwielbiała chodzić z ojcem po lesie. Mamę na pewno kochała, ale tatę ubóstwiała.
Peter wjechał na podwórko.
– Cześć, kochanie – odezwała się Eva, kiedy wyłączył silnik.
Zobaczyła, że się uśmiecha, i serce zabiło jej szybciej. Wciąż, po tylu latach, miała miękkie nogi, kiedy na niego patrzyła.
– Cześć! Fajnie spędziłyście dzień?
– Tak…
Jak to: spędziłyście?
– A wy? – spytała.
– Jacy wy? – Dał jej spoconego całusa.
Rozejrzał się.
– Gdzie Nea? Ucięła sobie popołudniową drzemkę?
Poczuła, że szumi jej w uszach, usłyszała, jak mówi jakby z oddali:
– Myślałam, że jest z tobą.
Spojrzeli na siebie i w tym momencie zawalił im się świat.
Sprawa Stelli
Linda spojrzała na Sannę podskakującą na siedzeniu.
– Jak myślisz, co powie Stella, kiedy zobaczy, ile dostałaś nowych ciuchów?
– Myślę, że się ucieszy – odparła Sanna z uśmiechem i na moment zrobiła się podobna do młodszej siostrzyczki. Potem zmarszczyła nos w ten swój charakterystyczny sposób. – Ale może będzie trochę zazdrosna.
Wjeżdżając na podwórko, Linda się uśmiechnęła. Sanna była kochającą siostrą.
– Powiemy jej, że też dostanie nowe, ładne ciuchy, kiedy będzie szła do szkoły.
Nie zdążyła do końca zatrzymać samochodu, kiedy Sanna wyskoczyła, żeby wyciągnąć torby z zakupami.
Otworzyły się drzwi, Anders wyszedł przed dom.
– Przepraszam za spóźnienie – powiedziała Linda. – Wstąpiłyśmy jeszcze na coś słodkiego.
Anders patrzył na nią z dziwnym wyrazem twarzy.
– Wiem, że niedługo pora kolacji, ale Sanna bardzo chciała iść do cukierni – ciągnęła Linda, uśmiechając się do córki, która szybko uściskała ojca i wbiegła do domu.
Anders pokręcił głową.
– Nie o to chodzi. Ja… Stella nie wróciła.
– Jak to nie wróciła?
Spojrzała na męża i poczuła ucisk w żołądku.
– No nie wróciła. Dzwoniłem i do Marie, i do Helen. Żadnej nie ma w domu.
Linda odetchnęła i zatrzasnęła drzwi samochodu.
– Spóźniają się i tyle. Wiesz, jaka jest Stella. Pewnie chciała iść przez las i wszystko im pokazać.
Pocałowała Andersa w usta.
– Na pewno masz rację – powiedział, ale jakoś bez przekonania.
Zadzwonił telefon. Anders pośpieszył do kuchni odebrać.
Linda zmarszczyła czoło i nachyliła się, żeby zdjąć buty. Zdenerwował się, to aż do niego niepodobne, ale pewnie od godziny chodzi i zastanawia się, co się mogło stać.
Wyprostowała się. Mąż stanął przed nią z wyrazem twarzy, który ją zmroził.
– Dzwonił KG5. Helen już wróciła, właśnie siadają do kolacji. Dzwonił też do Marie. Obie mówią, że odprowadziły Stellę około piątej.
– Co ty mówisz?!
Anders włożył sportowe buty.
– Przeszukałem całe obejście, ale może poszła do lasu i zabłądziła.
Linda przytaknęła.
– Trzeba jej szukać.
Podeszła do schodów i zawołała do córki:
– Sanna! Idziemy z tatą szukać Stelli. Pewnie poszła do lasu. Wiesz, jak to lubi. Niedługo wrócimy.
Spojrzała na męża. Nie chcieli okazać, że się niepokoją.
Pół godziny później już tego nie ukrywali. Anders ściskał kierownicę pobielałymi dłońmi. Przeszukali las przylegający do ich parceli, potem jeździli drogą tam i z powrotem, zwalniając wszędzie tam, gdzie Stella lubiła się bawić, ale nigdzie jej nie było.
Linda położyła rękę na kolanie męża.
– Musimy wracać.
Skinął głową i spojrzał na nią. Miał w oczach ten sam lęk co ona.
Trzeba zadzwonić na policję.
GÖSTA FLYGARE WERTOWAŁ leżącą przed nim kupkę papierów. Sierpniowy poniedziałek, więc papierów było niedużo. Nie miał nic przeciwko temu, żeby pracować latem. Co pewien czas robił rundkę po polu golfowym, poza tym nie miał wiele do roboty. Ebba wpadała wprawdzie od czasu do czasu, ale po narodzinach kolejnego dziecka jej wizyty stały się rzadsze. Nawet to rozumiał. Wystarczało mu, że go zaprasza w odwiedziny do Göteborga, i to, że zaproszenie zawsze jest równie serdeczne jak szczere. Taka odrobina rodziny to zawsze lepiej niż nic. A urlop w samym środku lata niech sobie weźmie raczej Patrik, który ma małe dzieci. On i Mellberg mogą posiedzieć we dwóch, jak para starych koni dyszlowych, i pozałatwiać bieżące sprawy. Co pewien czas zaglądał Martin, żeby rzucić okiem na staruchów, jak mówił, ale według niego chodziło mu raczej o towarzystwo. Od śmierci Pii nie poznał żadnej kobiety. Gösta uważał, że to niedobrze. Fajny gość z tego Martina, a jego córeczce przydałaby się kobieca opieka. Wiedział, że Annika, sekretarka, czasem bierze do siebie małą Tuvę. Mówi mu, że po to, żeby się pobawiła z jej córeczką Leią. Ale to za mało. Tuva potrzebuje mamy. Tymczasem Martin nie jest jeszcze gotów na nowy związek i nie ma na to rady. Miłość przychodzi, kiedy sama zechce. W jego życiu była tylko jedna kobieta. Uważał jednak, że Martin jest na coś takiego za młody.
Wiedział,
5
KG – powszechnie używany skrót od popularnej kombinacji imion Karl Gustav.