Fjällbacka. Camilla Lackberg

Fjällbacka - Camilla Lackberg


Скачать книгу
zatrzymała się przed jedną. Nie znała się na sztuce i nawet niespecjalnie się nią interesowała, ale patrząc na ten obrazek, czuła, że to dobre malarstwo, a motyw wręcz frapujący.

      – Jakie piękne obrazy – powiedziała, oglądając je po kolei.

      – Dziękuję – odparła Viola, czerwieniąc się. – To ja je namalowałam. Kiedyś było to tylko hobby, ale zaczęłam wystawiać i… wygląda na to, że się sprzedają. W piątek mam wernisaż w Stora Hotellet, proszę przyjść, jeśli ma pani ochotę.

      – Postaram się. I nie dziwię się, że się sprzedają, są cudne – powiedziała Erika, siadając przy dużym białym stole przy olbrzymim starym oknie ze szprosami.

      Uwielbiała takie okna: z nierównościami w szkle, dzięki którym wydawały się dużo żywsze od nowych, współczesnych okien wytwarzanych metodą przemysłową.

      – Mleka? – spytała Viola.

      – Odrobinę. – Erika skinęła głową.

      Viola wzięła z blatu babkę piaskową i ukroiła kilka grubych kawałków. Erice pociekła ślinka.

      – Przypuszczam, że chce pani rozmawiać o dochodzeniu, które mój ojciec prowadził w sprawie zabójstwa małej Stelli – zaczęła Viola, siadając po drugiej stronie stołu.

      – Tak, zamierzam opisać tę sprawę, a pani ojciec był w niej ważną postacią.

      – Mija prawie piętnaście lat od jego śmierci. Może pani już wie, że odebrał sobie życie. To był straszny szok, chociaż powinniśmy się byli domyślić, że może do tego dojść. Po tym, jak mama zmarła na raka płuc, był w głębokiej depresji. A po przejściu na emeryturę zrobiło się jeszcze gorzej. Mówił, że już nie ma po co żyć. Ale pamiętam, że aż do samej śmierci często mówił o tej sprawie.

      – A pamięta pani, co mówił?

      Erika ugryzła spory kęs ciasta. Musiała przemóc impuls, żeby zamknąć oczy. Roztapiało się w ustach.

      – To było tak dawno. Szczegółów nie pamiętam, ale może sobie coś przypomnę, jeśli się chwilę zastanowię. Pamiętam tylko, że męczyła go ta sprawa. Miał wątpliwości.

      – Co do czego?

      – Że to te dziewczyny.

      W zamyśleniu wypiła z białego ceramicznego kubka łyk kawy.

      – Zwątpił, że to one zabiły?

      Nigdy o tym nie słyszała. Słowa Violi wprawiły ją w podniecenie. Od wielu lat dzieliła życie z policjantem i wiedziała z doświadczenia, że ich przeczucia najczęściej się sprawdzają. Jeśli Leif nabrał wątpliwości co do winy dziewczyn, musiał mieć jakieś powody.

      – Powiedział, skąd te wątpliwości?

      Viola trzymała kubek w dłoniach i wodziła kciukami po wypukłym wzorze.

      – Nie… – odparła po chwili. – Nic konkretnego. Ale na pewno swoje zrobiło to, że obie wycofały zeznania i potem przez lata powtarzały, że są niewinne.

      – Ale nikt im nie wierzył – dodała Erika, przypominając sobie wycinki z prasy i komentarze miejscowych, którzy co pewien czas wracali do tej sprawy.

      Nikt nie miał wątpliwości, że to dziewczyny zabiły Stellę.

      – Krótko przed śmiercią powiedział, że chce wrócić do tej sprawy i wznowić dochodzenie. Ale popełnił samobójstwo. Zresztą był już na emeryturze, więc musiałby najpierw przekonać nowego szefa komisariatu. Nie wydaje mi się, żeby ten nowy miał ochotę. Sprawa została oficjalnie wyjaśniona i zamknięta, chociaż ze względu na młody wiek dziewczyn nie doszło do normalnego procesu.

      – Nie wiem, czy pani słyszała… – powiedziała Erika, zerkając na swój telefon. Wciąż żadnej wiadomości od Patrika. – Zaginęła mała dziewczynka. Nie ma jej od wczoraj, w najgorszym razie od przedwczorajszego wieczoru. Mieszkała w tym samym gospodarstwie co kiedyś Stella.

      – Co pani mówi! – zdumiała się Viola. – Nie, nie słyszałam. Nie ruszałam się z pracowni, przygotowuję się do wernisażu. Co się stało?

      – Na razie nie wiadomo. Szukają jej. Mój mąż jest policjantem, bierze udział w poszukiwaniach.

      – Ale co… jak…

      Nie znajdowała słów. Prawdopodobnie pomyślała o tym samym, o czym od poprzedniego dnia myślała Erika.

      – To rzeczywiście dziwny zbieg okoliczności – zauważyła Erika. – Dziewczynka jest w tym samym wieku co Stella. Cztery lata.

      – O mój Boże. Może po prostu zabłądziła? Gospodarstwo leży trochę na uboczu, prawda?

      – Zgadza się. Miejmy nadzieję, że się odnajdzie.

      Widać było, że Viola, podobnie jak ona, nie bardzo w to wierzy.

      – Czy pani ojciec robił jakieś notatki? Może w domu zostały jakieś materiały z dochodzenia?

      – O ile wiem, nie – odparła Viola. – Po jego śmierci razem z braćmi zrobiliśmy inwentaryzację, ale niczego takiego chyba nie znalazłam. Mogę spytać braci, chociaż nie wydaje mi się, żeby były jakieś notesy czy skoroszyty. A gdyby nawet były, to boję się, że mogliśmy je wyrzucić. Nie gromadzimy rzeczy i nie jesteśmy sentymentalni, uważamy, że wspomnienia ma się tu. – Położyła dłoń na sercu.

      Erika ją rozumiała. Chciałaby być taka sama, ale rozstawanie się z rzeczami o wartości sentymentalnej przychodziło jej z największym trudem. Patrik żartował, że ożenił się z chomikiem.

      – Proszę ich spytać i zapisać sobie mój numer na wypadek, gdyby pani jednak coś znalazła. Albo sobie przypomniała. Cokolwiek. Proszę zadzwonić, nawet gdyby chodziło o jakiś drobiazg albo pozornie nieistotny szczegół. Nigdy nic nie wiadomo.

      Wyjęła z torebki wizytówkę i podała Violi. Viola przyglądała jej się przez chwilę, a potem odłożyła na stół.

      – Straszna historia z tą dziewczynką. Mam nadzieję, że ją znajdą – powiedziała.

      – Ja też. – Erika znów zerknęła na telefon.

      Nadal żadnej wiadomości od Patrika.

      – Dziękuję. – Podniosła się. – Zajrzę w piątek, jeśli tylko mi się uda. Obrazy są bardzo ładne.

      – No to mam nadzieję, że się zobaczymy – odparła Viola, rumieniąc się z zadowolenia.

      Idąc do samochodu, Erika miała jeszcze w nozdrzach zapach róż, a w uszach słowa Violi. Jej ojciec miał wątpliwości co do tego, czy Stellę zabiły Marie i Helen.

      Oczekiwanie dłużyło się w nieskończoność. Godzinę po telefonie Mellberga zobaczyli idących przez las Torbjörna Ruuda i jego ekipę techników kryminalistyki z Uddevalli. Przywitali się. Patrik wskazał na pień leżący kilka metrów za policyjną taśmą.

      – O kurde – powiedział krótko Torbjörn.

      Patrik kiwnął głową.

      Zdawał sobie sprawę, że technicy kryminalistyki są przyzwyczajeni do paskudnych widoków i z czasem muszą zobojętnieć. Ale śmierć dziecka nigdy nie przestaje poruszać. Kontrast między żywotnością dziecka a nieodwołalną śmiercią jest tak silny jak cios w splot słoneczny.

      – Tam leży? – spytał Torbjörn.

      Patrik przytaknął.

      – Pod pniem. Nie zaglądałem, żeby nie zatrzeć śladów. Ci,


Скачать книгу