Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały. Joanna Faber
zaśnie. Po prostu stąd wyjdź i udawaj, że niczego nie widziałaś.
Trzyletni Dan i jego kolega Chris bawili się plastikowymi zwierzątkami. Właśnie trwała walka między tygrysem a lwem. Dan przyciskał tygrysa do ręki kolegi, w której ten trzymał lwa. Chris próbował przycisnąć drugą rękę do dłoni Dana.
– Puść mnie. To boli! – krzyknął Chris.
– Mnie też boli. Muszę przyciskać twoją rękę, bo ty przyciskasz moją.
– Dlatego że ty przyciskasz moją!
Żaden z chłopców nie chciał ustąpić. Kłócili się coraz bardziej zażarcie i byli bliscy łez. Westchnęłam. Będę musiała tam wkroczyć i przerwać bitwę dzikich zwierząt. Właśnie miałam otworzyć usta, kiedy usłyszałam, jak Dan powiedział:
– Christopher, musimy wybrać. Możemy dalej bawić się zwierzątkami i nie przyciskać swoich rąk… albo możemy pobawić się czymś innym. Co wolisz?
Christopher odpowiedział:
– Pobawmy się czymś innym.
Obaj wstali, zostawiając zwierzątka na podłodze.
Kiedy proponujesz wybór, musisz pamiętać, aby obie opcje były przyjemne. Nawet jeśli ci to sprawia zadowolenie, powstrzymaj się przed powiedzeniem: „Możesz pójść ze mną albo zostać tutaj, żeby cię pogryzły bezpańskie psy. Decyduj, skarbie!”. Trudno też pochwalić wypowiedziane przez ojca zdanie, w którym obie opcje są nieprzyjemne: „Mogę ci dać klapsa prawą albo lewą ręką. Wybieraj!”.
Rodzice przedszkolaków często narzekają:
– Nie zrobi tego, co mu każę, bo to on chce mieć kontrolę!
– To mu na to pozwól – odpowiadam wtedy.
Kiedy tylko możesz uczynić dziecko odpowiedzialnym za jego własne zachowanie, wyniesiesz z tego korzyści. Obojętnie, czy chodzi o przedszkolaka, nastolatka, dorosłego czy cały naród, kontrolowanie nigdy nie spotka się z pozytywną reakcją. Ludzie w każdym wieku pragną autonomii i niezależności. Co powiesz o bostońskim piciu herbaty? Gdyby sprawa dotyczyła grupy przedszkolaków, nazwalibyśmy całe zdarzenie bostońskim atakiem histerii. Zastanówmy się więc, w jaki sposób możemy oddać dzieciom kontrolę.
Anna spojrzała na mnie pytająco.
– Zaraz. Czy to nie jest tak, jakbyśmy pozwolili zwierzętom prowadzić zoo?
– Po części tak. Ale to nie znaczy, że nie ma żadnych granic. Można uczynić lwa odpowiedzialnym za swój teren, ale nie zapraszać go do snack baru czy sklepu z pamiątkami. Przynajmniej dopóki nie zdobędzie się na pewną powściągliwość.
Jako rodzic możesz określić, co trzeba zrobić, ale zostawić dziecku odpowiedzialność za szczegóły. Zleć mu zadanie! Na dłuższą metę oszczędzi ci to pracy, a twoje dziecko będzie się cieszyło z odrobiny niezależności.
Jeśli na przykład codziennie rano kłócisz się z dzieckiem, czy ma wziąć kurtkę, czy nie, możesz zrobić wykres temperatury.
Kiedy Dan miał pięć lat, z zasady sprzeciwiał się samej idei noszenia kurtki. Co rano odbywał się ten sam nudny i przewidywalny dialog.
– Musisz wziąć kurtkę. Jest zimno.
– Wcale nie.
– Właśnie że tak!
I tak dalej.
Pewnego popołudnia poczułam artystyczną wenę, więc usiadłam nad kartką papieru, wzięła mazaki i duży, zewnętrzny termometr. Zawołałam Dana.
– Musimy zrobić różne obrazki do tego termometru.
Narysowaliśmy kostium kąpielowy i przykleiliśmy go obok 30 stopni Celsjusza. Przy 5 stopniach dokleiliśmy ciepłą kurtkę, a przy zerze – czapkę i rękawiczki, bo może padać śnieg! Potem wypełniliśmy resztę przestrzeni: przy 20 stopniach umieściliśmy T-shirt, przy 16 bluzę, a obok 10 – lżejszą kurtkę. Okleiliśmy rysunki przezroczystą taśmą, żeby nie rozmokły na deszczu, i powiesiliśmy na zewnątrz. Godzina wytężonej pracy.
Ale było warto! Od tej pory Dan stał się mistrzem pogody. Zamiast mówić mu, co ma włożyć, prosiłam, żeby sprawdził temperaturę i powiedział mi, w co mam się ubrać. Odkąd stał się za to odpowiedzialny, już więcej nie protestował.
Sarah wyrywała się, żeby zabrać głos.
– Znam inny dobry sposób na wykorzystanie tego narzędzia. Uczynić dzieci odpowiedzialnymi za czas! Ciągle im marudzimy: „Jeszcze dziesięć minut zabawy” albo „Pospiesz się, za pięć minut przyjedzie autobus”, a one i tak tego nie łapią. Mamy w klasie taki przydatny zegar. Kiedy przesuwasz wskazówkę, dany fragment robi się czerwony. Jeżeli nastawisz go na 30 minut, to połowa tarczy jest czerwona. Jeśli na 15 minut, to ćwiartka jest czerwona. W miarę upływu czasu czerwonego ubywa, więc dzieci mogą w ten sposób zobaczyć mijanie czasu. Dzięki temu mogą być odpowiedzialne za zmiany dyżurów, wiedzą, kiedy trzeba zacząć sprzątać. Nie musimy ich wciąż popędzać. Słyszałam nawet, jak mówiły do siebie: „Musimy się pospieszyć. Został tylko paseczek czerwonego!”.
Szkoda, że nie miałam takiego zegara, kiedy moje dzieci były małe. Pojęcie czasu jest dla nich trudne do zrozumienia. To coś abstrakcyjnego, niewidzialnego, nienamacalnego, na punkcie czego dorośli mają obsesję. Żyjemy w świecie, w którym minuty i sekundy płyną w zastraszającym tempie, w świecie, w którym wciąż się powtarza: „Dalej, dalej, bo się spóźnimy!”. Świat dzieci to zupełnie inna rzeczywistość. Królują tam inne postawy: „Och, zobacz, pajączek zwisa z sufitu”, „Och, może zrzucimy te poduchy z kanapy”, „Ciekawe, czy pies zliże sok jabłkowy z dywanu”. Wściekamy się na dzieci, że nie spieszą się tak jak my. Bardzo lubię pomysł, żeby to one były odpowiedzialne za czas.
Wiele lat temu odbyłam poniższą rozmowę z Noah, czteroletnim kolegą mojego syna.
JA: Noah, Dan musi wyjść za pięć minut.
NOAH: Ile to jest pięć minut? Długo czy krótko?
JA: To zależy od tego, jak się czujesz. Jeśli dobrze się bawisz, wydaje się to krótko. Jeśli coś cię boli, na przykład masz klamerkę zaciśniętą na nosie, wydaje się to długo.
JA (kilka minut później): Noah, dlaczego masz klamerkę na nosie?
NOAH: Żebyśmy mogli bawić się dłużej.
Nie potrzeba skomplikowanych przygotowań, aby pozwolić dziecku kierować. Czasami wystarczy podać mu prostą informację, zamiast wydawać polecenie. Jak to działa? Udzielasz dziecku informacji. Ma wtedy szansę samodzielnie wymyślić, co należy zrobić. Nie tylko unikasz naturalnego oporu, jaki pojawia się w przypadku bezpośredniego polecenia, ale przygotowujesz też grunt pod to, aby dziecko mogło rozwinąć zdolność samokontroli, obojętnie, czy w pobliżu jest dorosły, który mówi mu, co ma zrobić, czy też go nie ma. To naprawdę cenna lekcja. Oferujesz dziecku przydatną wiedzę na przyszłość zamiast zasady, której mogłoby przestrzegać tylko wtedy, gdy jesteś