Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały. Joanna Faber

Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały - Joanna Faber


Скачать книгу
wróciła do domu i zabrała się do pracy. Na kolejnym spotkaniu opowiedzieli o wielkim zmianach.

Opowieść Marii. Nowy rower

      Wiecie już, że Benjamin wybucha złością z najmniejszego powodu. Uświadomiłam sobie, że często przybieram wobec niego ten fałszywie uspokajający ton z obawy, że wyprowadzę go z równowagi. Ale to nigdy nie działa! Wczoraj wieczorem wpadł w gniew, kiedy poprosiłam, żeby odstawił swój nowy, duży rower na czas kolacji. Tym razem zamiast przybierać uspokajający ton, powiedziałam głośno i dramatycznie:

      – Chcesz dalej jeździć na rowerze!

      – Tak – odpowiedział drżącymi wargami, powstrzymując łzy.

      – Kogo obchodzi, że jest pora kolacji? – dodałam. – Założę się, że byłbyś szczęśliwy, gdybyś mógł jeść, jeżdżąc na rowerze!

      Benny potwierdził kolejnym „tak”.

      – Założę się, że chciałbyś nawet jeździć w łóżku, kiedy idziesz spać! I nawet przez sen.

      – Tak – odpowiedział znowu, ale przestał płakać i patrzył na mnie z zaciekawieniem.

      – Byłbyś szczęśliwy, gdybyś mógł na nim jeździć pod wodą podczas jutrzejszej lekcji pływania!

      W końcu się roześmiał. I jakby nigdy nic poszedł na obiad.

Opowieść Michaela. Wolny duch

      Moja żona Jan ma rano kłopot z ubraniem naszej córki. Chociaż Kara ma dopiero dwa lata, potrafi urządzić niezłą scenę. Kręci się i wierci, bo lubi być na golasa. To naprawdę niezłe zapasy. Jan stara się delikatnie potwierdzić jej uczucia i wyjaśnić, dlaczego musi pójść ubrana do przedszkola, ale to nie pomaga.

      Po naszych ostatnich zajęciach Jan zdecydowała się na bardziej dramatyczną strategię. Słyszałem, jak krzyczy:

      – Lubisz być golaskiem! Goła przez całą noc i przez cały dzień! Goła w domu, goła w samochodzie, goła w przedszkolu!

      A Kara na to wołała:

      – Golasek, golasek, golasek!

      Domyślam się, że jednocześnie Jan wkładała jej rzeczy, bo Kara zeszła na dół całkowicie ubrana, a mama powiedziała, że poszło jak z płatka.

Narzędzie nr 4. Zamień pragnienia dziecka w fantazjęF 51

      Czasami dziecko chce czegoś, co jest niemożliwe do uzyskania. Naszym pierwszym impulsem jest wyjaśnianie, dlaczego nie może, nie powinno czy nie wolno mu spełnić gorącego pragnienia. To racjonalne podejście.

      Jak to się sprawdza u ciebie w domu? Niezbyt dobrze, powiadasz? Twoje dziecko nie przejmuje się logiką? Gdy tylko zaczynasz wyjaśniać, zakrywa uszy i krzyczy? Witaj w klubie! Nie da się uspokoić logicznym dyskursem dziecka, które przeżywa emocjonalny stres.

      W takich momentach wspaniałym narzędziem jest pofantazjowanie o tym, czego dziecko nie może mieć w rzeczywistości. Jeżeli twoje dziecko płacze w samochodzie, bo wciąż myśli o cukierkach, których mu nie kupiłaś w supermarkecie, to nie próbuj wygłaszać kazania o próchnicy zębów – nie pora na to. Przecież dobrze wiesz, że słodycze są smaczne! „Czy nie byłoby fajnie, gdyby można było jeść cukierki codziennie bez ryzyka, że zepsują się zęby? Co byśmy jedli na śniadanie? M&M’sy czy lizaki? A na lunch?”. Zachęć dziecko, by się do tej wyliczanki włączyło. Przypominam sobie pamiętną drogę do domu, kiedy moi trzej synowie mieli doskonałą zabawę, wyobrażając sobie świat, w którym samochód był zrobiony ze słodyczy, a chodniki wyłożone cukierkami. Jeśli komuś przyszła ochota na przekąskę, mógł się zatrzymać i possać zderzak auta albo oderwać kawałeczek chodnika.

* * *

      Sarah z naszej grupy jest nauczycielką wychowania przedszkolnego, a także matką siedmioletniej Sophii, pięcioletniego Jake’a oraz Mii, która właśnie skończyła trzy lata. Opowiedziała nam historię o stresującym okresie w swoim życiu, kiedy fantazja pomogła jej przetrwać.

Opowieść Sarah. Różowy dom

      Wynajmowaliśmy mieszkanie z jedną sypialnią, ale kiedy pojawiło się drugie dziecko, zrobiło się ciasno. W końcu zbliżał się dzień wielkiej przeprowadzki. Kupiliśmy dom. Byliśmy podekscytowani, ale i niespokojni, ponieważ nasz budżet był napięty do granic możliwości. Przez całą drogę do banku rozważaliśmy, czy dobrze robimy. Kiedy pewnego ranka odwoziłam Sophię do przedszkola, zaczęła płakać:

      – Nienawidzę nowego domu!

      Wiem, że małe dzieci nie lubią zmian i że smutek z powodu przeprowadzki jest dla nich czymś naturalnym, ale i tak od razu mnie zirytowała. Warknęłam, żeby przestała zawodzić. A potem palnęłam mowę, że stare mieszkanie jest o wiele za małe i w złej dzielnicy i że w nowym domu będzie miała własną sypialnię.

      Mówiłam i mówiłam, aż zauważyłam w lusterku, że wciąż płacze. Szybko zmieniłam front.

      – Ojej, naprawdę nie lubisz nowego domu. Wybrałabyś inny dom.

      – TAK! – powiedziała.

      – A gdybyś mogła wybrać taki dom, jak chcesz, to jaki by on był?

      – RÓŻOWY!

      – Och, różowy dom.

      – Tak, miałby różowe ściany, różowy dach i różowe łóżko.

      – A może też różową trawę w ogródku? – dorzuciłam.

      – Maaamooo, nie ma różowej trawy. Ale mogą być różowe kwiaty.

      Przez resztę drogi prowadziłyśmy wesołą rozmowę o tym, co jeszcze w domu może być różowe. Nastrój się poprawił. Później nawet kupiliśmy różową pościel do jej łóżka. A tego ranka zostawiłam w przedszkolu radosne dziecko zamiast chlipiącego nieszczęśnika.

      Na następnych zajęciach Sarah podzieliła się z nami historią, która przydarzyła się w jej grupie przedszkolaków.

Opowieść Sarah. Zabawa bez końca

      W zeszłym tygodniu jedno z dzieci nie chciało sprzątnąć po sobie klocków. Zamiast wygłaszać standardowe kazanie na temat sprzątania, zaakceptowałam jego uczucia, mówiąc:

      – Denerwuje cię, że masz już sprzątać, a przecież jeszcze nie skończyłeś swojej budowli.

      Tylko popatrzył na mnie. Postanowiłam spełnić jego pragnienie w fantazji.

      – Chciałabym, żebyś mógł się bawić sto godzin dłużej.

      – A ja chciałbym się bawić sto milionów miliardów godzin dłużej! – odparł chłopiec i zaczął zbierać klocki. Zdumiewające.

Opowieść Marii. Szczęśliwa moneta

      Benjamin znalazł w parku jednego centa i schował monetę do kieszeni. Kiedy jechaliśmy do domu, chciał ją wyjąć, ale nie mógł dosięgnąć, bo był zapięty w foteliku. Zaczął krzyczeć i płakać. Zwykle powiedziałabym:

      – Już dobrze, wyjmiesz ją, kiedy dojedziemy do domu.

      Ale to, oczywiście, wcale by nie pomogło. Albo próbowałabym zanurkować po monetę w czasie prowadzenia auta, co naraziłoby na niebezpieczeństwo ludzi na sąsiednim pasie. Jednak tym razem przypomniałam sobie o idei spełnienia życzenia w fantazji, więc powiedziałam:

      – Jakie to denerwujące! Wiesz, jakie mam życzenie? Żeby tutaj był przycisk. – I pokazałam miejsce na kokpicie. Benjamin spojrzał na ten punkt. – Za każdym naciśnięciem tego guziczka wysypywałyby się strumienie centów, o, stamtąd. – Pokazałam na lampkę na suficie auta. – Nie tylko centów, ale wszelkich możliwych monet, z różnych krajów.


Скачать книгу