Sapiens. Yuval Noah Harari
kadzidłom, bożonarodzeniowym choinkom, sederowym knedlom, nagrobkom i ikonom.
Z tego, jak wszechobecne w naszym życiu są przedmioty, zdajemy sobie sprawę dopiero, kiedy przeprowadzamy się do nowego domu. Ludy zbieracko-łowieckie przenosiły się co miesiąc, co tydzień, a czasem codziennie, taszcząc cały swój dobytek na plecach. Nie było wtedy firm przeprowadzkowych, wozów ani nawet zwierząt jucznych, które mogłyby im w tym ulżyć. W rezultacie musieli ograniczać się do najbardziej niezbędnych przedmiotów. Można zatem domniemywać, że większą część życia umysłowego, religijnego i emocjonalnego pędzili, obywając się bez artefaktów. Archeolog prowadzący wykopaliska za 100 tysięcy lat będzie w stanie zrekonstruować sensowny obraz wierzeń i praktyk islamskich na podstawie całej masy przedmiotów, jakie odkopie w ruinach meczetu. Dziś jednak mamy ogromne problemy ze zrozumieniem wierzeń i obrzędowości pradawnych zbieraczy-łowców. Przed podobnym dylematem stanie przyszły historyk próbujący odmalować świat społeczny żyjących w XXI wieku amerykańskich nastolatków wyłącznie na podstawie wysyłanych tradycyjną pocztą listów – nie zachowają się bowiem żadne świadectwa ich rozmów telefonicznych, e-maili, blogów i SMS-ów.
A zatem opieranie się na artefaktach wypacza obraz życia pradawnych zbieraczy-łowców. Można temu zaradzić na przykład przez obserwowanie współczesnych społeczeństw zbieracko-łowieckich. Da się je badać bezpośrednio dzięki obserwacji antropologicznej. Wiele jednak wskazuje, że trzeba być bardzo ostrożnym podczas wnioskowania o pradawnych społecznościach zbieracko-łowieckich na podstawie ich współczesnych odpowiedników.
Po pierwsze, wszystkie społeczeństwa zbieracko-łowieckie, jakie przetrwały do czasów współczesnych, podlegały i podlegają oddziaływaniu sąsiednich społeczeństw rolniczych i przemysłowych. W konsekwencji ryzykowne jest zakładanie, że to, co odnosi się do nich, musi się odnosić do ludzi żyjących przed dziesiątkami tysięcy lat.
Po drugie, współczesne społeczeństwa zbieracko-łowieckie przetrwały głównie w regionach niesprzyjających rolnictwu, charakteryzujących się trudnymi warunkami klimatycznymi i nieprzyjaznym ukształtowaniem terenu. Społeczeństwa, które przystosowały się do ekstremalnych warunków panujących w takich miejscach jak pustynia Kalahari w Afryce Południowej, mogą być nader mylącym punktem odniesienia w wysiłkach na rzecz zrozumienia pradawnych społeczeństw egzystujących na obszarach urodzajnych, takich jak dolina Jangcy. Przede wszystkim gęstość zaludnienia w takich regionach jak pustynia Kalahari jest znacznie niższa od tej, jaka w prawiekach panowała wzdłuż biegu Jangcy, a fakt ten ma daleko idące implikacje dla zasadniczych pytań o wielkość i strukturę gromad praludzi i stosunków między nimi.
Po trzecie, najbardziej rzucającą się w oczy cechą owych społeczności łowiecko-zbierackich jest ich wysoki stopień zróżnicowania. A różniły się nie tylko gromady pochodzące z odmiennych rejonów świata, lecz także grupy zamieszkujące ten sam obszar. Dobrym tego przykładem jest wielka rozmaitość, jaką wśród australijskich Aborygenów zastali pierwsi europejscy osadnicy. Tuż przed dokonanym przez Wielką Brytanię podbojem kontynent ten był zamieszkiwany przez 300–700 tysięcy zbieraczy-łowców skupionych w 200–600 plemionach, z których każde dzieliło się na kilka mniejszych podgrup8. Każde plemię miało własne: język, religię, normy i zwyczaje. Na przykład w okolicach dzisiejszej Adelajdy w południowej Australii mieszkało kilka klanów patrylinearnych, w których pochodzenie wyprowadzano w linii męskiej. Klany te łączyły się w plemiona wyłącznie na podstawie kryteriów terytorialnych. Dla odmiany niektóre plemiona północnej Australii większą wagę przykładały do pochodzenia od rodu matki, a ich plemienna tożsamość opierała się na wspólnej mitologii i totemizmie, a nie na terytorium.
Wydaje się oczywiste, że etniczna i kulturowa różnorodność znamionująca pradawnych zbieraczy-łowców musiała być równie imponująca i że te 5–8 milionów zbieraczy-łowców, jakie zaludniało Ziemię w przededniu rewolucji przemysłowej, dzieliło się na tysiące osobnych plemion o tysiącach odmiennych języków i kultur9. Był to przecież jeden z najważniejszych elementów dziedzictwa rewolucji poznawczej. Dzięki pojawieniu się języków operujących fikcją nawet ludzie o identycznym wyposażeniu genetycznym, którzy mieszkali w podobnych warunkach środowiska, byli w stanie kreować bardzo różne rzeczywistości wyobrażone, które przejawiały się w różnych normach i wartościach.
Są wszelkie podstawy do mniemania, że horda zbieraczy-łowców, która żyła przed 30 tysiącami lat w miejscu, w którym stoi dziś uniwersytet w Oksfordzie, posługiwała się językiem odmiennym od tego, jaki występuje obecnie w tej okolicy. Jedna gromada mogła być usposobiona wojowniczo, inna zaś pokojowo. Być może horda z Cambridge wiodła życie wspólnotowe, a ta z Oksfordu opierała się na rodzinach nuklearnych. Pierwsi mogli spędzać długie godziny na rzeźbieniu drewnianych figurek duchów opiekuńczych, drudzy zaś być może oddawali się rytualnym tańcom. Pierwsi mogli wierzyć w reinkarnację, drudzy mogli uważać taką ideę za niedorzeczność. W pierwszej społeczności związki jednopłciowe mogły być powszechnie sankcjonowane, w drugiej mogły stanowić tabu.
Innymi słowy, chociaż antropologiczne obserwacje współczesnych zbieraczy-łowców mogą pomóc nam w zrozumieniu spektrum możliwości dostępnych pradawnym społecznościom zbieracko-łowieckim, to jednak horyzont możliwości epoki przedhistorycznej był znacznie szerszy i w większości jest niedostępny naszemu oglądowi10. Gorące debaty o „naturalnym sposobie życia” homo sapiens nie dotykają istoty sprawy. Od czasów rewolucji poznawczej nie istnieje jeden naturalny sposób życia homo sapiens. Istnieje oszałamiająco bogata paleta możliwości, z której można dokonywać wyborów kulturowych.
Czy mimo wszystko możemy poczynić jakieś uogólnienia na temat życia w świecie przedrolniczym? Można śmiało założyć, że ogromna większość ludzi żyła w niewielkich gromadach liczących od kilkudziesięciu do kilkuset osobników i że wszystkie te osobniki były istotami ludzkimi. Ostatni fakt należy odnotować ze szczególnym naciskiem, bowiem bynajmniej nie jest oczywisty. Wśród członków społeczeństw rolniczych i przemysłowych najliczniejszą grupę stanowią udomowione zwierzęta. Nie są one, ma się rozumieć, równe swoim panom, ale do tych społeczeństw z pewnością należą. Na dzisiejsze społeczeństwo zwane Nową Zelandią składa się 4,5 miliona przedstawicieli homo sapiens i 50 milionów owiec.
Wyjątkiem od tej ogólnej reguły są psy. Pies był pierwszym zwierzęciem udomowionym p r z e d rewolucją agrarną. Znawcy tematu nie są zgodni co do dokładnej daty, ale mamy niepodważalne dowody na to, że ludzie trzymali psy już 15 tysięcy lat temu. Zwierzęta te mogły przyłączyć się do ludzkiej sfory tysiące lat wcześniej.
Psów używano do polowań i celów bojowych, a także do ostrzegania przed dzikimi zwierzętami i ludzkimi intruzami. Między ludźmi i psami wykształciła się nić porozumienia i więź emocjonalna. Znane są przypadki ceremonialnego pochówku psów zbliżonego do praktyk chowania ludzi. Z biegiem pokoleń psy i ludzie wspólnie wykształcili sposoby skutecznej komunikacji. Psy, które najtrafniej odczytywały potrzeby i uczucia swoich panów, mogły liczyć na lepszą opiekę i więcej strawy, a także miały większe szanse na przeżycie. Jednocześnie uczyły się wykorzystywać ludzi do osiągania własnych celów. Trwająca 15 tysięcy lat więź spowodowała, że człowieka łączy z psem znacznie głębsze porozumienie niż z jakimkolwiek innym zwierzęciem.
Członkowie hordy blisko się znali i przez całe życie byli otoczeni przez przyjaciół i krewnych. Odosobnienie i prywatność należały do rzadkości. Sąsiadujące ze sobą gromady prawdopodobnie rywalizowały o zasoby, a nawet ze sobą walczyły, choć utrzymywały także przyjazne kontakty. Dochodziło między nimi do wymiany osobników, wspólnie
8
Noel G. Butlin,
9
Fekri A. Hassan,
10
„Horyzont możliwości” oznacza całe spektrum wierzeń, praktyk i doświadczeń, jakie są dostępne konkretnemu społeczeństwu, przy uwzględnieniu jego ograniczeń ekologicznych, technicznych i kulturowych. Każde społeczeństwo i każda jednostka na ogół korzystają zaledwie z drobnej części swojego horyzontu możliwości.