Czarna Kompania. Glen Cook

Czarna Kompania - Glen  Cook


Скачать книгу
Jednooki, znajdź mi imiona buntowników. Dużo imion.

      – Tak jest, szefie, panie sierżancie, tak jest.

      Jednooki zademonstrował przesadny salut, który, gdy Elmo się odwrócił, stał się obscenicznym gestem.

      – Złóż z powrotem te deski, Płotka – zasugerowałem. – Ty rozdajesz, Jednooki.

      Nie zareagował. Nie wyrzekał ani nie pyskował, ani nie zagroził, że zamieni mnie w traszkę. Stał po prostu cichy jak śmierć, z ledwo uchylonymi powiekami.

      – Elmo!

      Elmo stanął przed nim i przyjrzał mu się z odległości piętnastu centymetrów. Strzelił mu palcami pod nosem. Jednooki nie zareagował.

      – Co o tym sądzisz, Konował?

      – Coś się dzieje w tym burdelu.

      Przez dziesięć minut Jednooki nie poruszył ani jednym mięśniem. Nagle otworzył oko, które utraciło szklany poblask, i oklapnął jak mokra szmata.

      – Co się, u diabła, stało? – zapytał Elmo.

      – Daj mu minutkę! – warknąłem.

      Jednooki wziął się w garść.

      – Buntownicy dostali Zouada, ale zdążył się skontaktować z Kulawcem.

      – Co?

      – Zjawa przybywa mu na pomoc.

      Elmo pobladł i poszarzał.

      – Tu? Do Wiosła?

      – Tak jest.

      – Niech to szlag.

      W istocie. Kulawiec był najwredniejszym ze Schwytanych.

      – Wymyśl coś, Elmo. Szybko. Wytropi nasz udział w tym… Kornelek stanowi ogniwo łączące.

      – Jednooki, znajdź tego starego bydlaka. Białas, Cichy, Obdartus. Mam dla was robotę.

      Wydał im polecenia. Obdartus uśmiechnął się i pogłaskał swój sztylet. Krwiożerczy sukinsyn.

      Nie potrafię w adekwatny sposób oddać niepokoju, jaki wywołała w nas informacja Jednookiego. Znaliśmy Kulawca jedynie z opowiadań, lecz zawsze były one przerażające. Ogarnął nas strach. Patronat Duszołapa nie stanowił wystarczającej ochrony przeciw drugiemu ze Schwytanych.

      Elmo szturchnął mnie.

      – Znowu to robi.

      Faktycznie. Jednooki zesztywniał. Tym razem jednak posunął się dalej. Padł na ziemię, dostał drgawek i zaczął toczyć pianę z ust.

      – Trzymajcie go! – rozkazałem. – Elmo, daj mi tę swoją pałkę.

      Pół tuzina mężczyzn zwaliło się na Jednookiego. Mimo niewielkiego wzrostu zdrowo nimi potrząsał.

      – Po co? – zapytał Elmo.

      – Wsadzę mu ją w gębę, żeby nie przygryzł sobie języka.

      Jednooki wydawał z siebie najdziwniejsze dźwięki, jakie w życiu słyszałem, a na polach bitew słyszałem niejedno. Ranni potrafią wydawać z siebie głosy, do których – można by przysiąc – ludzkie gardło nie jest zdolne.

      Atak trwał zaledwie kilka sekund. Po ostatnim, gwałtownym wstrząsie Jednooki zapadł w spokojną drzemkę.

      – No dobrze, Konował. Co się, do diabła, stało?

      – Nie wiem. Może padaczka?

      – Daj mu trochę tej jego zupy – poradził ktoś. – Niech sam jej spróbuje.

      Znalazł się cynowy kubek. Wlaliśmy siłą jego zawartość do gardła Jednookiego.

      Otworzył nagle oko.

      – Co chcecie zrobić? Otruć mnie? Fe! Co to było? Gotowane ścieki?

      – Twoja zupa – wyjaśniłem.

      – Co się stało? – wtrącił się Elmo.

      Jednooki splunął. Złapał stojący obok bukłak z winem, pociągnął łyk, przepłukał gardło i ponownie splunął.

      – Duszołap, jeśli chcesz wiedzieć. Brr! Rozumiem teraz Goblina.

      Moje serce pomijało co trzecie uderzenie. We wnętrznościach szalał rój szerszeni. Najpierw Kulawiec, teraz Duszołap.

      – Czego chciało straszydło? – zapytał Elmo. On też był nerwowy. Zwykle nie bywa niecierpliwy.

      – Chciał się dowiedzieć, co tu, u diabła, jest grane? Usłyszał, że Kulawiec się podniecił, połączył się więc z Goblinem, ale ten wiedział tylko, że udaliśmy się tutaj, więc Duszołap wlazł do mojej głowy.

      – I zadziwiła go ta pusta przestrzeń. Teraz wie wszystko to co ty, nie?

      – Tak.

      Najwyraźniej Jednookiemu nie podobała się ta koncepcja.

      Elmo odczekał kilka sekund.

      – Słucham?

      – Słuchasz czego?

      Jednooki zakrył bukłakiem swój uśmieszek.

      – Co powiedział, do cholery?

      Jednooki zachichotał.

      – Podoba mu się to, co robimy, ale twierdzi, że okazujemy tyle finezji co byk podczas rui, sprowadzi więc dla nas pomoc.

      – Jaką pomoc? – Głos Elma zabrzmiał tak, jakby wiedział, że sprawy wymknęły się spod kontroli, ale nie mógł dostrzec, w którym miejscu.

      – Przyśle kogoś.

      Elmo odetchnął z ulgą. Ja też. Dopóki samo straszydło trzyma się z daleka…

      – Kiedy? – zastanowiłem się głośno.

      – Może szybciej, niżbyśmy chcieli – mruknął Elmo. – Odłóż to wino, Jednooki. Nadal musisz pilnować Zouada.

      Jednooki wymamrotał coś i pogrążył się w półtransie oznaczającym, że obserwuje jakieś inne miejsce. Nie było go dłuższy czas.

      – I co?! – warknął Elmo, gdy Jednooki wyszedł z transu. Rozglądał się wokół, jakby się spodziewał, że za chwilę zmaterializuje się Duszołap.

      – I nic. Zamelinowali go w tajnym schowku pod piwnicą około półtora kilometra na południe stąd.

      Elmo był niespokojny jak mały chłopiec, który bardzo chce siusiu.

      – Co z tobą? – zapytałem.

      – Mam złe przeczucie. Bardzo złe przeczucie, Konował.

      Wybałuszył oczy. Jego błędny wzrok zatrzymał się w jednym punkcie.

      – Miałem rację. O cholera, miałem rację.

      Wydawało się wysokie jak dom i w połowie tak szerokie. Ubrane było w szkarłat, wypłowiały pod wpływem czasu, nadgryziony przez mole i wystrzępiony. Posuwało się wzdłuż ulicy, człapiąc na swój sposób, to szybko, to wolno. Rozczochrane, zapuszczone, siwe włosy zwisały splątane. Krzaczasta broda była tak gęsta i pokryta brudem, że niemal nie było widać twarzy. Blada, usiana przebarwieniami dłoń zaciskała się na lasce niezwykłej piękności, splugawionej dotykiem jej właściciela. Było to niezwykle wydłużone ciało kobiece, doskonałe w każdym szczególe.

      Ktoś szepnął:

      – Mówią, że za czasów Dominacji to była prawdziwa kobieta. Podobno go zdradzała.

      Trudno było mieć do niej pretensję, zwłaszcza jeśli dobrze się


Скачать книгу