Czarna Kompania. Glen Cook

Czarna Kompania - Glen  Cook


Скачать книгу
innym sądem można by podważyć ten argument, w tej chwili jednak miał on swoją wagę. Oskarżony, przez brak obrony, przyznał się do swej moralnej winy.

      – Brzydzę się tobą. – Kapitan użył swego cichego, groźnego głosu. – Zjeżdżaj stąd. Nie wchodź mi już nigdy w drogę. W przeciwnym razie oddam cię na łaskę mego przyjaciela.

      Tamten odszedł chwiejnym krokiem.

      Kapitan zwrócił się w stronę Kruka.

      – Ty durna sierotko. Czy masz chociaż pojęcie, co zrobiłeś?

      – Zapewne lepsze od pana, Kapitanie – odparł Kruk zmęczonym głosem. – Zrobiłbym to jednak po raz drugi.

      – Zastanawiasz się pewnie, po jaką cholerę cię przyjęliśmy? – Kapitan zmienił temat. – Co zamierzasz uczynić z tymi ludźmi, szlachetny wybawco?

      Kruk nie zastanowił się jakoś nad tą kwestią. Od momentu tajemniczego przewrotu w swym życiu żył jedynie chwilą obecną. Gnały go widma przeszłości, a o przyszłości nie myślał.

      – Ja za nich odpowiadam, nie?

      Kapitan zrezygnował z prób doścignięcia Kulawca. Prowadzenie samodzielnych działań wydawało się teraz mniejszym złem.

      Konsekwencje objawiły się cztery dni później.

      Stoczyliśmy właśnie swą pierwszą poważną bitwę, w której rozbiliśmy siły buntowników dwukrotnie liczniejsze od nas. Nie było to trudne. Byli zieloni, a nasi czarodzieje służyli nam pomocą. Niewielu wrogów zdołało uciec.

      Pole bitwy należało do nas. Nasi ludzie zajęli się grabieniem trupów. Elmo, ja, Kapitan i kilku innych przyglądaliśmy się temu pełni samozadowolenia. Jednooki i Goblin świętowali na swój niepowtarzalny sposób – obrzucali się nawzajem obelgami przez usta trupów.

      Nagle Goblin zesztywniał. Wybałuszył oczy. Z jego warg wydarł się skowyt, który stawał się coraz wyższy. Padł na ziemię.

      Jednooki dopadł go o krok przede mną. Zaczął go uderzać w policzki. Jego wrogość zniknęła bez śladu.

      – Zrób mi trochę miejsca! – warknąłem.

      Goblin odzyskał przytomność, gdy tylko zdołałem sprawdzić mu puls.

      – Duszołap – wyszeptał. – Nawiązał kontakt.

      W tej chwili czułem radość, że nie posiadam talentów Goblina. Mieć jednego ze Schwytanych we własnym umyśle to gorsze, niż zostać zgwałconym.

      – Kapitanie! – zawołałem. – Duszołap!

      Trzymałem się blisko.

      Kapitan podbiegł do nas. Nigdy nie biega, chyba że podczas akcji.

      – Co się stało?

      Goblin westchnął. Otworzył oczy.

      – Już odszedł.

      Skórę i włosy miał mokre od potu. Pobladł. Zaczął dygotać.

      – Odszedł? – zapytał Kapitan. – Co to, u diabła, ma znaczyć?

      Pomogliśmy Goblinowi usiąść wygodnie.

      – Zamiast ruszyć na nas, Kulawiec poszedł poskarżyć się Pani. Między nim a Duszołapem jest dużo złej krwi. Uważa, że przybyliśmy tu, by mu szkodzić. Spróbował odwrócić role. Jednakże od wydarzeń w Berylu Duszołap jest w łaskach, a Kulawiec nie. Pani kazała mu zostawić nas w spokoju. Duszołapowi nie udało się doprowadzić do jego usunięcia, ale, jak sądzi, wygrał tę rundę.

      Goblin przerwał. Jednooki wręczył mu wysoką szklankę, którą ten osuszył natychmiast.

      – Powiedział, żebyśmy nie wchodzili Kulawcowi w drogę. Mógłby spróbować nas w jakiś sposób zdyskredytować lub nawet napuścić na nas buntowników. Mówi, że powinniśmy odzyskać fortecę w Rozdaniu. To wprawi w zakłopotanie i buntowników, i Kulawca.

      – Jeśli potrzebuje osiągnięć, czemu nie każe nam wyłapać Kręgu Osiemnastu? – mruknął Elmo.

      Krąg to naczelne dowództwo buntowników – osiemnastu czarodziejów, którzy sądzą, że razem posiadają wystarczającą moc, by rzucić wyzwanie Pani i Schwytanym. Zgarniacz, nemezis Kulawca w Forsbergu, jest członkiem Kręgu.

      Kapitan zamyślił się. Zapytał Kruka:

      – Czy masz wrażenie, że w grę wchodzi polityka?

      – Kompania jest narzędziem w rękach Duszołapa. Wszyscy to wiedzą. Pytanie, czego zamierza przy jej pomocy dokonać.

      – Odniosłem takie wrażenie podczas pobytu w Opalu.

      Polityka. Imperium Pani rzekomo stanowi monolit. Dziesięciu Których Schwytano marnuje ogromne ilości energii, by je w takim stanie utrzymać, a drugie tyle traci na użeranie się pomiędzy sobą. Przypominają pędraki bijące się o zabawkę lub rywalizujące o względy matki.

      – Czy to wszystko? – mruknął Kapitan.

      – Tak. Powiedział, że będzie w kontakcie.

      Poszliśmy więc i zrobiliśmy to. W samym środku nocy zdobyliśmy fortecę w Rozdaniu, leżącą o rzut kamieniem od Wiosła. Mówią, że Zgarniacz i Kulawiec oszaleli z wściekłości. Myślę, że Duszołap pękł z zachwytu.

      Jednooki wyrzucił jedną kartę.

      – Ktoś tu szachruje – mruknął.

      Goblin porwał wyrzuconą kartę, wyłożył czwórkę waletów i wyrzucił damę. Uśmiechnął się. Wiadomo było, że następnym razem skończy grę, nie mając żadnej karty wyższej niż dwójka. Jednooki walnął z sykiem w blat stołu. Od chwili, gdy zasiadł do gry, nie wygrał ani razu.

      – Nie szaleć, chłopaki – ostrzegł Elmo, nie zważając na damę odrzuconą przez Goblina. Dokupił kartę, rozłożył te trzymane w ręku przed oczyma, wyłożył trzy czwórki i wyrzucił dwójkę. Uderzył palcem w pozostałą parę kart i uśmiechnął się do Goblina. – Lepiej żeby to był as, Pyzaty.

      Kwasior złapał dwójkę Elma, wyłożył komplet dwójek i wyrzucił trójkę. Przeszył Goblina spojrzeniem mówiącym: „Spróbuj skończyć”. Dawał mu do zrozumienia, że nawet as nie uchroni go przed porażką.

      Żałowałem, że nie ma z nami Kruka. W jego obecności Jednooki stawał się zbyt nerwowy, by oszukiwać. Kruk jednak wyruszył na patrol po rzepę. Tak nazywaliśmy cotygodniową wyprawę do Wiosła w celu nabycia prowiantu. Jego krzesło zajął Kwasior.

      Jest on kwatermistrzem Kompanii i z reguły to on jeździł po rzepę. Tym razem jednak poprosił o zwolnienie z powodu bólu żołądka.

      – Mam wrażenie, że wszyscy oszukują – powiedziałem, spojrzawszy na swe beznadziejne karty. Para siódemek, para ósemek i dziewiątka pasująca do jednej ósemki, ale bez sekwensu. Niemal wszystko, co mogłoby mi się przydać, było już wyrzucone. Dokupiłem kartę. Kurczę. Następna dziewiątka. Miałem teraz sekwens. Wyłożyłem go, wyrzuciłem pozostałą siódemkę i zacząłem się modlić. Tylko modlitwa mogła mi teraz pomóc.

      Jednooki zignorował moją siódemkę. Dokupił kartę.

      – Cholera!

      Dołożył szóstkę do mojego sekwensu i wyrzucił następną.

      – Nadchodzi chwila prawdy, Schaboszczak – powiedział do Goblina. – Chcesz spróbować, Kwasior? – dodał. – Ci Forsberczycy to wariaci. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego.

      Siedzieliśmy w fortecy już od miesiąca. Jak na nas było to dosyć długo, podobało


Скачать книгу