To nie jest hip-hop. Rozmowy II. Jacek Baliński

To nie jest hip-hop. Rozmowy II - Jacek Baliński


Скачать книгу
komunikowane czy byłeś po prostu wymieniony w creditsach i na tym się kończyło?

      Zwróciłeś uwagę na coś, na co ja do tej pory nie zwracałem. Wcześniej współpraca między mną a wytwórnią czy artystą polegała zwykle na tym, że dostawałem zlecenie, wykonywałem je, rozliczaliśmy się – i tyle. Myślę, że Tytus zrewolucjonizował podejście do roli projektanta. Pierwszą Platynową Płytę za sprzedaż i za wpływ na kampanię promocyjną dostałem za „Tylko dla dorosłych” od Asfalt Records. Zapytałem wtedy Tytusa, dlaczego mi ją dał, skoro wcześniej nikt mi nie przyznał podobnego wyróżnienia – nawet wtedy, gdy płyty z zaprojektowanymi przeze mnie okładkami osiągały dużą sprzedaż. Tytus odpowiedział: „Wykonałeś kawał dobrej roboty, która ma nieprzeciętny wpływ na sprzedaż albumu. Zaprojektowałeś opakowanie, a to pierwsza rzecz, z którą odbiorca spotyka się w sklepie – dlatego wręczyłem ci Platynową Płytę”. Pamiętam, że mocno wówczas urosłem. Zrozumiałem, że projektant rzeczywiście ma wpływ na to, jak dana płyta się sprzedaje. Myślę, że obecnie nie jest już niczym zaskakującym, że projektanci okładek otrzymują tego rodzaju wyróżnienia za wyniki sprzedażowe.

      Swoją drogą, często mówi się o tobie w kontekście samych okładek, podczas gdy jesteś odpowiedzialny za coś więcej niż tylko front.

      Obecnie projektuję całą komunikację wizualną do płyty. Moja praca dosyć znacząco wychodzi poza sam front czy nawet opakowanie. Pierwszy raz za kompleksową komunikację odpowiadałem przy wspomnianej już płycie „Tylko dla dorosłych”. Przy tej okazji – w cudzysłowie – ożywiliśmy Nikodema, fikcyjnego bohatera płyty. Stworzyliśmy mu, między innymi, profil na Facebooku, kiedy ten portal dopiero raczkował w Polsce. Słuchacze mogli dodawać Nikodema do znajomych.

      Z tym wydaniem płyty, które przyniosłeś, wiąże się ciekawa historia. Egzemplarz ten jest jednym z pierwszych czterech tysięcy. Poszliśmy z Tytusem do drukarni na spotkanie odnośnie do tej płyty. Radośnie oznajmiono nam, że uratowano nam wydanie. „Ale jak to?” – spytaliśmy. „No, bo nie było nacięcia w tekturce nad dnem – więc je zrobiliśmy, żeby można było tę tekturkę wyciągnąć” – odpowiedzieli drukarze. Chodziło o to, że pod wspomnianą tekturką znajdowała się ukryta płyta, która nie istnieje w zapisie wydawniczym jako kolejny krążek. Celowo nie zrobiliśmy nacięcia, bo dodatkowy krążek miał być zagadką. Trochę nam zepsuli w drukarni zabawę i część kampanii (śmiech). Na końcu komiksu, który był integralną częścią wydawnictwa, odbiorca dowiadywał się o płycie, którą Nikodem ukradł i włożył do pudełka z „Tylko dla dorosłych”. Kto łebski, to wziął opakowanie, pogrzebał i w końcu znalazł dodatkową płytę. Na tym krążku znajdowały się kolejne utwory, ale nie było na niej żadnego nadruku. Część słuchaczy pisała do Tytusa, że Asfalt wysłał im czystą płytę CD i nie wiedzą, o co chodzi.

      Rok później wyszło wydanie instrumentalne płyty w tysiącu egzemplarzy. We wkładce znajdowała się informacja, że pod światło można zobaczyć jakąś informację o Nikodemie. Tą informacją była prośba o skontaktowanie się z nim mailowo. W automatycznej odpowiedzi Nikodem odsyłał na swój profil na Facebooku. Po roku od wydania płyty dla około stu osób, które dotarły do finału zabawy, opublikowaliśmy tracklistę ukrytego krążka.

      W kolejnych latach zrobiliśmy jeszcze z Ostrym kilka podobnie rozbudowanych kampanii – wspomnę tylko o grze miejskiej z okazji premiery „Kartaginy”, czyli jego wspólnego albumu z Marco Polo.

      Na jakich zasadach przebiega wasza współpraca z Ostrym? Masz w stu procentach wolną rękę czy twoje projekty są wypadkową pomysłów i dyskusji z artystą i wytwórnią?

      Zapalnikiem do całej kreacji jest tytuł płyty – jak go znam, przedstawiam Ostremu i Tytusowi swoją koncepcję. Trzeba wziąć przy tym pod uwagę różne ograniczenia. Przy „W drodze po szczęście” nauczyliśmy się, że składowanie siedemdziesięciu pięciu tysięcy egzemplarzy tak wydanej płyty zajmuje jednak sporo więcej miejsca niż składowanie regularnie wydanych płyt. Siedziba Asfaltu znajdowała się wtedy na pierwszym piętrze w kamienicy na Kredytowej, więc przechowywanie tam części nakładu wiązało się z obciążeniem stropu, co z kolei mogło bezpośrednio wpływać na konstrukcję budynku. Zwykle projektant raczej nie zaprząta sobie głowy takimi rzeczami ani nie myśli o tym, jak płyty powinny być ułożone na palecie – ja już muszę o to dbać.

      Poprzednia płyta Adama, czyli „Życie po śmierci”, sprzedała się w stu dwudziestu tysiącach egzemplarzy – a to też nie było małe wydanie, więc przy takich liczbach trzeba myśleć o sprawach daleko wykraczających poza stworzenie okładki i złożenie opakowania. Swoją drogą, współpraca przy tym albumie była piękna. Pamiętam, że byłem w szoku, jak spłynęły do nas pierwsze raporty sprzedaży. Ucieszyły mnie one, tym bardziej że w ostatniej chwili dodaliśmy do płyty oświadczenie woli dawcy organów, co miało związek z chorobą, przez którą przeszedł Ostry [raperowi w 2014 roku pękło płuco i musiał poddać się operacji przeszczepienia płuca – przyp. red.]. Okazało się, że projekt graficzny może mieć ogromną moc – jeśli przyjmiemy, że jeden egzemplarz płyty miały w rękach średnio cztery osoby, to o akcji Dawca.pl dowiedziało się prawie pół miliona osób. Zapewne część z nich nosi w portfelu tę kartę, dzięki której mogą dać komuś drugie życie.

      Wiedząc, że artysta sprzedaje tak duże nakłady, na mnie – jako na projektancie – ciąży ogromna odpowiedzialność, związana chociażby z tym, żeby nie oddać do druku jakiegoś babola. Pamiętam, że byłem mocno zmartwiony przy „Podróży zwanej życiem”, bo okładka tej płyty wyszła przyciemniona. Byłem gotów zrezygnować nawet ze swojej gaży, byleby poprawić front, ale nie było już na to czasu. „Podróż zwana życiem” stała się moją podróżą przez mękę; nie mogłem przez nią spać. Zbyt ciemne kolory na okładce były spowodowane użyciem folii soft touch, którą po raz pierwszy wykorzystałem przy tak mocnym nasyceniu kolorów. Drukarnia nie poinformowała mnie, że kolory się zmienią. Właściwe odcienie są na karcie z tą samą ilustracją, która była jednym z dwunastu obrazów dołączonych do płyty. Po tym incydencie zmieniłem swoje podejście – wcześniej bowiem oddawałem projekt i nie interesowało mnie, co się z nim będzie działo na późniejszych etapach. Gdy teraz decyduję się na współpracę z danym artystą, zaznaczam mu, że to ja wybieram drukarnię, z którą współpracujemy, bo już zbyt wiele okładek zostało zniszczonych przez osoby, na które nie miałem żadnego wpływu. Teraz ktoś musi się dostosować do nas z daną produkcją, a nie my do niego. Czasy się zmieniły.

      To ciekawe, co mówisz o nasyceniu kolorów okładki „Podróży zwanej życiem”. Nie zorientowałem się, że cokolwiek z nią jest nie tak – i podejrzewam, że różnicę pomiędzy okładką a ilustracją na karcie wyłapało w porywach do piętnastu osób.

      Ale ja to wyłapałem – i to jest dla mnie najważniejsze. Ty nie zauważyłeś różnicy i pewnie nawet teraz, gdy już ją dostrzegłeś, w żaden sposób ci nie przeszkadza, ale ta okładka to moje dziecko, nad którym spędziłem pół roku, tymczasem dałem ją komuś, kto je spieprzył. Na skutek takich historii nie umiałem zawierzyć komuś swojej pracy – o czym mówiłem już wcześniej. Pamiętam, że trafiła do mnie kiedyś część nakładu płyty „Ulice bogów” Miuosha – w środku były jakieś kłosy, siano. Niektóre płyty były połamane. Niestety nikt nie patrzy, kto je tłoczył, kto wydrukował… Wszyscy patrzą na autora poligrafii – i to na niego spada wina.

      Teraz już skończyły się kompromisy. Jeżeli obiera się pewien kierunek i chce się być najlepszym w tym, co się robi, dawać ludziom najlepszy produkt, to trzeba pilnować wszystkich na każdym etapie produkcji. Oczywiście czasem jeszcze zdarzają się wpadki – to czynnik ludzki, a ludzie nie są nieomylni, ale wszelkie problemy staramy się jak


Скачать книгу