To nie jest hip-hop. Rozmowy II. Jacek Baliński

To nie jest hip-hop. Rozmowy II - Jacek Baliński


Скачать книгу
i nie masz potrzeby się ze wszystkimi spoufalać.

      W ogóle się w tym środowisku nie kręcę. Nie należę do żadnych związków ani stowarzyszeń. Nigdy nie było mi to po drodze i nie utożsamiam się z grafikami jako grafikami. Utożsamiam się z ludźmi, którzy szerzej myślą o grafice i tworzeniu, samorozwoju. To jest to. W środowisku grafików jest zbyt duże skupienie egocentryków. Mówi się zresztą, że rozmowa pomiędzy dwojgiem ludzi jest złudna, bo koniec końców każdy i tak zaczyna mówić o sobie. Jeżeli uczestniczy się w spotkaniach, na których każdy się produkuje: „Ja to, ja tamto…”, na dłuższą metę jest to męczące. Nie wiem, porozmawiajmy o tym, jaki film ostatnio obejrzeliśmy, jaką przeczytaliśmy książkę. Cokolwiek.

      To co ostatnio obejrzałeś?

      Jak tylko mamy z Agatą wolny czas – czyli jak Janina zaśnie, zwykle między wpół do ósmej a wpół do dziewiątej – atakujemy Netfliksa. „1983” akurat mi się nie spodobało, za to przez piąty sezon „Narcos” przelecieliśmy w moment. Akcja jest zupełnie inaczej poprowadzona niż w poprzednich sezonach, ale i tak jest świetna. Trochę szkoda tylko wcześniejszej oprawy muzycznej, bo zaczęła nam towarzyszyć w codziennym życiu. Zagłębiliśmy się w muzykę z tamtych rejonów. Jak na zewnątrz jest mega zimno, wystarczy włączyć w domu muzykę latynoską i od razu robi się dwadzieścia stopni na plusie.

      Jeśli chodzi o kino, niedawno byliśmy na „Zimnej wojnie” – genialny film!

      A z książek jakie mógłbyś polecić?

      Na początek literatura historyczna: Norman Davies „Powstanie ’44”. Następnie „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” Marcina Wichy. Genialna, a dla mnie również nostalgiczna pozycja, która – wbrew pozorom – fajnie uzupełnia się z tą pierwszą. A dla osób lubiących się delektować mnogością porównań i metafor w opowiadaniach: „Mikrotyki” Pawła Sołtysa. Znany i lubiany przeze mnie jako piosenkarz Pablopavo w nowej odsłonie.

      „Przeżyłem fascynację rysunkiem abstrakcyjnym, potem była miłość do prac Francisa Bacona czy zajawka na hiperrealizm amerykański i prace Denisa Petersona” – napisałeś kiedyś, tocząc z kimś dyskusję w komentarzach na swoim fanpage’u. Co obecnie najbardziej na ciebie oddziałuje?

      Bardziej projektowe rzeczy. Uwielbiam twórczość Storma Thorgersona, czyli osoby odpowiedzialnej za niemal wszystkie okładki dla Pink Floyd. Francis Bacon dalej jest w moim sercu, tak samo jak Henryk Tomaszewski i cała Polska Szkoła Plakatu. Nie za bardzo się znam na nowych artystach – mam na półce przekrojowe albumy, niezwiązane z konkretnymi nazwiskami. Zmęczony jestem też już hiperrealizmem. Wolę starą szkołę.

      Holak

Nikt nie płaci podatku od autentyzmu

      Dlaczego?

      Holak jest niezwykle rzadkim przykładem młodego człowieka, który zasuwa za trzech i który jest cholernie ambitny. W tym, co robi, jest bardzo staranny – a robi naprawdę dużo rzeczy. W zasadzie trudno przewidzieć, czym Mateusz zaskoczy jutro. Tym bardziej nie wiadomo, czym zaskoczy pojutrze. Jak nie nagrywa piosenek, to reżyseruje komuś klip. Jak nie reżyseruje klipów, to projektuje okładki, plakaty, ciuchy. Albo robi ilustracje do pierwszej części „To nie jest hip-hop. Rozmowy” – tak, to on je stworzył. Mateusz jest postacią wielozadaniową, a przy tym cechującą się nieszablonowym podejściem do sztuki i silnie stawiającą na niezależność. Jego muzyka, oscylująca wokół alternatywy, hip-hopu, elektroniki i popu, nie zawsze jest lekkostrawna, przez co – jak Polska długa i szeroka – nie brakuje jej krytyków. Ja jednak z uwagą śledzę poczynania Mateusza i uważam je za ciekawe. Po prostu. Czasem błądzi, ale zawsze szuka – a jak sam podkreśla, najbardziej fascynuje go proces. Jest coś inspirującego w takiej postawie.

      Jak?

      Mateusz ochoczo przystał na propozycję wzięcia udziału w sequelu, choć nie ukrywał, że wywiady nigdy nie były jego mocną stroną. Podejrzewam jednak, że chodziło mu głównie o wywiady video – przy tych pisanych bowiem w niczym nie przeszkadzają chwilowe zawahanie czy nielinearna narracja. Byliśmy umówieni na dziesiątą, ale z samego rana poprosiłem Mateusza, żebyśmy przesunęli spotkanie o godzinę, co było spowodowane zmęczeniem po panelu dyskusyjnym „Od zajawki do pełnoprawnej gałęzi przedsiębiorczości", który dzień wcześniej zorganizowałem w CSW Zamek Ujazdowski. Po drodze kupiłem prowiant pod tytułem: pieczywo i serek wiejski, który to posłużył mi za śniadanie w mieszkaniu mojego rozmówcy na Saskiej Kępie. Pół dnia zleciało w moment. Z jednej strony pełne skupienie, a z drugiej – swobodna atmosfera. Wyszło super.

      Autor: Jacek Baliński

      Data: 14 listopada 2018

      Cieszę się, że zgodziłeś się na ten wywiad. Obawiałem się, że może być trudno cię namówić, bo miałem wrażenie, że będziesz zbyt nieśmiały i zabraknie ci pewności siebie.

      Pewności siebie zdecydowanie mi brakuje, choć widać to bardziej w ruchach, a nie w decyzjach – bo jeśli chodzi o decyzje, to wydaje mi się, że niespecjalnie się kitram z tym, co robię. Nie czuję, żeby mi brakowało know-how w tych sprawach, o których pewnie będziesz chciał pogadać, ponieważ zajmuję się nimi już dosyć długo. Jestem młody i nie mam takiego rapowego attitude, ale czuję, że doświadczenie i punkty związane z poznawaniem dziedzin już sobie wbiłem.

      Często się określa ciebie mianem człowieka renesansu. Czujesz się taką osobą? To fajne czy męczące?

      Nie lubię tego określenia. W pewnym momencie zrezygnowałem z pokazywania w internecie tego, co robię jako grafik, bo „człowiek renesansu” kojarzy mi się z człowiekiem od wszystkiego, czyli: od niczego konkretnego. Zdarzało się, że się zapędzałem i podejmowałem bardzo wielu zajęć, z którymi spoko sobie radzę, ale to z kolei wiąże się z niejasnym pozycjonowaniem, co mi nie odpowiada. Zaczynam doceniać większe skupienie na jednej dziedzinie – bardzo powoli, ale dochodzę do tego. Obecnie zajmuję się kreatywnymi rzeczami związanymi z muzyką – czyli tym, co można zrobić do niej od strony wizualnej – i samą muzyką. Wcześniej miałem dużo pobocznych rzeczy.

      W zinie do płyty „The Introvert” z 2017 roku napisałeś: „Piszę teksty, robię okładki, produkuję piosenki, robię piosenki, produkuję sesje zdjęciowe, projektuję ubrania, jestem kreatywnym w Alkopoligamii, a teraz jeszcze wydawcą. Coraz częściej myślę, że powinienem zawęzić tę listę”.

      I zawężam, ale powoli, bo doświadczenie jest dużo bardziej fascynujące niż realizowanie konkretnego planu – a jak zaczyna się szukać doświadczeń, to one się mnożą. Zależy mi na sukcesach w każdym z działań, których się podejmuję, ale skupiam się też na tym, żeby po drodze czegoś doświadczyć, nauczyć się czegoś nowego, spróbować…

      Zacząłeś próbować różnych rzeczy bardzo wcześnie. Jak w 2007 roku uczestniczyłeś ze swoim gitarowym zespołem Kumka Olik w eliminacjach do festiwalu w Opolu – które zresztą wygraliście, w efekcie czego wystąpiliście na finałowym koncercie Debiutów – miałeś niecałe piętnaście lat. Dość niecodzienny wiek jak na start.

      Duży wpływ na to miał mój ojciec, który przez lata grał w rockowym zespole Malarze i Żołnierze. Paradoksalnie, na starcie większe znaczenie niż sam fakt, że ojciec był muzykiem, miało to, że z wykształcenia jest matematykiem i informatykiem, przez co dość szybko ogarnął homerecording. Mój starszy brat też od małego zajmował się muzyką, a ja miałem parcie, żeby coś zrobić – trudno mi było jednak znaleźć rówieśników do grania. Ludzie wtedy zaczynali


Скачать книгу