Koronkowa robota. Cezary Łazarewicz
świtać w głowie myśl, że to była Pani. Leżał wtedy na kanapie i rozmyślał, czy powiedzieć o tym ojcu. Ale nie miał nawet okazji, bo ojca pilnowała policja).
Staś opowiada śledczym, że gdy Pani straciła łaski ojca, pieniądze na utrzymanie domu zaczął przekazywać Lusi. Pani, która nigdzie nie pracowała, została wtedy bez środków do życia. Nawet o kupno rzeczy osobistych musiała prosić dziewczynkę. Bardzo źle to znosiła.
Chłopiec mówi o ciągłych awanturach i groźbach śmierci, które Pani kierowała do jego siostry.
– Wiem, że ona obawiała się tej zemsty ze strony Gorgonowej. Bała się sama spać w swoim pokoju i wiem, że przeczuwała grożącą jej zemstę – zeznawał Staś.
Dzięki zeznaniom czternastolatka policja już po kilku godzinach śledztwa ma nie tylko główną podejrzaną, lecz także motyw zbrodni: zemstę.
[^] Różowy pokój Lusi. Zdjęcie wykonano tuż po wyniesieniu ciała
Nadkomisarz Józef Frankiewicz w piątek 1 stycznia 1932 roku ze strzępków zeznań tka przekonującą opowieść.
Pisze, że morderstwo córki Zaremby Gorgonowa zaplanowała wcześniej i dobrze się do niego przygotowała. Więc kiedy w środę wieczorem, 30 grudnia, rodzeństwo Zarembów przechodzi przez jej sypialnię, mówiąc „dobranoc”, ona musi już mieć przygotowany w ukryciu kilof, którym za dwie godziny roztrzaska czaszkę Lusi.
Leżąc w łóżku i czytając książkę, czeka tylko na moment, aż wszyscy zasną. Kiedy będzie miała pewność, że nikt jej nie zaskoczy, wstanie z łóżka, wsunie pantofle, narzuci ciężkie, brązowe futro i ruszy przez jadalnię obok śpiącego Stasia do pokoiku Lusi. (Śledczy nie wiedzą jednak, czy kilof przyniosła ze sobą, czy był wcześniej ukryty w różowym pokoju).
Frankiewicz przypuszcza, że po zabójstwie Gorgonowa otworzyła okno w pokoju dziewczynki, żeby upozorować włamanie. Wszystko to miało odsunąć podejrzenia od domowników, obarczając winą bliżej nieokreślonego włamywacza zboczeńca.
(Dwa dni po śmierci Zarembianki biegli odkryją, że została zdeflorowana, a że nie znajdą męskiego nasienia w pochwie, przyjmą, że nie był to gwałt).
Po dokonaniu morderstwa zamierza wycofać się niepostrzeżenie do swej sypialni, ale wszystko się komplikuje, gdy otwiera drzwi od werandy, którymi miałby uciec nieznany zabójca. Wślizgnął się wtedy Lux, wilczur pilnujący obejścia Zarembów. Gorgonowa, próbując go odgonić, uderza zwierzę kilofem w łeb. Skowyt psa budzi Stasia.
Chłopak wstaje z łóżka, podchodzi do szklanych drzwi, odcina morderczyni odwrót i zmusza ją do ucieczki inną drogą.
Staś wchodzi do pokoju Lusi. Gdy podnosi poduszkę, Gorgonowa biegnie wzdłuż domu w stronę drugiej werandy, tymczasowo porzucając skrwawiony kilof przy wejściu do piwnicy. (Nad klamką policjanci odkryli krwawy odcisk). Nie może wrócić do swojego pokoju, bo oszklone drzwi są od wewnątrz zamknięte. Rozbija szybkę, przekręca klucz, kalecząc się przy tym w rękę. Wpada do swojego pokoju, gdy Staś podnosi już alarm.
Brzęk rozbijanej szyby Staś słyszy przy kominku w jadalni, gdy biegnie już z pokoju Lusi zawiadomić ojca. Chwilę później Rita jako pierwsza zjawia się w jadalni, udając, że dopiero zerwała się z łóżka. Jest ubrana w futro i zielone pantofle, a Zaremba, który wbiega tuż za nią, jest bosy, w koszuli nocnej.
Dalej według Frankiewicza było tak:
Po zamarkowaniu udziału w akcji ratowniczej i wybiegnięciu po doktora nie czekała tam na niego, lecz wróciła do domu i tu przy ogólnym chaosie wycofała się z pokoju, gdzie wszyscy byli zajęci. Sama przyszła do swej sypialni, zabrała z konsolki obok łóżka świecę i wyszła ze swej sypialni drzwiami na werandę, a stamtąd do piwnicy. Zapaliwszy świecę, chciała ukryć w piwnicy dżagan oraz zakrwawioną chusteczkę, którą miała przy sobie podczas mordu i nią wycierała zakrwawione ręce. Chusteczkę ukryła, wcisnąwszy ją po wypłukaniu z krwi w miejsce, gdzie ją później znaleziono. Dla ukrycia zaś dżaganu nie znalazła w piwnicy odpowiedniego miejsca. Dlatego też wyszła z piwnicy (mając w ręku zgaszoną świecę z lichtarzem) i skierowała się z dżaganem do znajdującego się tuż obok zamarzniętego basenu, w którego przerębli postanowiła dżagan utopić.
Musiała się schylić nad przeręblą. Przy tym pochyleniu wypadła jej niepostrzeżenie na śnieg luźno osadzona w lichtarzu świeca. Zbrodniarka, nie spostrzegłszy tego w ciemności, wróciła tą samą drogą do sypialni i tu dopiero zauważywszy brak świecy, nie wiedząc, gdzie jej szukać, zaniosła niepostrzeżenie pusty lichtarz na kredens do pokoju jadalnego.
W tym zamieszaniu, jakie ciągle w domu w tym czasie było, Gorgonowa miała sposobność zrzucić w swej sypialni zanieczyszczoną przez siebie koszulę i mogła ją spalić za pomocą zabranej z kuchni, rzekomo dla odkażenia skaleczonej ręki, nafty.
Nie jest wykluczone, że Henryk Zaremba zauważył w fakcie morderstwa pewne podejrzane objawy u Gorgonowej w jej wyglądzie i zachowaniu się. Mógł jednak z uwagi na miłość do posiadanego z nią małego dziecka spostrzeżenia swe przemilczeć.
Nadkomisarz Frankiewicz nawet wyjaśnia w swoim raporcie zagadkę odnalezionego na podłodze stolca. „Wychodząc z pokoju, podejrzana uległa pod wpływem wrażenia i wysiłku wielkiemu wstrząsowi psychicznemu. Słaniając się wzdłuż ściany, doszła do wnęki wejściowej, na której pozostawiła bardzo wyraźne ślady krwawych dłoni. Schodząc ze stopnia, nie wytrzymała nerwowo i bezwiednie, w pozycji stojącej oddała kał”.
Tak według komendanta lwowskiej policji wyglądał przebieg zabójstwa małoletniej Elżbiety Zarembianki.
Problem w tym, że to, co na papierze wygląda dość przekonująco, może okazać się trudne do udowodnienia. Główna podejrzana wciąż wszystkiemu zaprzecza i nie chce przyznać się do winy.
Gazety piszą, że jest kompletnie załamana. Gdy dowiedziała się, że grozi jej kara śmierci przez powieszenie, poprosiła, by ją rozstrzelali, bo, jak wyjaśniła śledczym, bardzo się boi szubienicy.
Wielkie widowisko na Łyczakowskim
Lwów, poniedziałek, 4 stycznia 1932
Lusia ubrana jest w śnieżnobiałą, koronkową suknię, którą jej ciotka Maria Kudelkowa przyniosła do Zakładu Medycyny Sądowej przy Piekarskiej 52. Nie widać stroju, bo podczas sekcji dziewczynce zdarto skórę twarzy i trumna jest zamknięta.
Srebrną, cynową trumnę ustawiono w krypcie kościoła Bernardynów. To największy lwowski kościół, pełen barokowych aniołów, majestatycznych sklepień, złoceń i rekordowej liczby ołtarzy, których jest tu osiemnaście.
Od samego rana świątynia napełnia się ludźmi. Przyszli pożegnać się z tą, o której zagadkowej śmierci czytają od kilku dni w gazetach.
„Psychoza ciekawości zbiorowej spędziła tłumy z najodleglejszych dzielnic miasta do trumny zamordowanej dziewczynki” – pisał reporter „Gazety Lwowskiej”.
Żeby dostać się od środka, trzeba sforsować kute w żelazie niewielkie drzwi. Że to niełatwe, widać na gazetowych zdjęciach zrobionych podczas pogrzebu. Na placu Bernardyńskim – w okolicach kolumny Jana z Dukli przy fasadzie kościoła – jest niebywały ścisk. Wszyscy próbują wślizgnąć się przez żelazny przesmyk do wnętrza świątyni. Tylko że to niemożliwe, bo wąski korytarz prowadzący do krypty z trumną zatkał się już