Zachłanny mózg. Sébastien Bohler
zmian. W ciągu ostatnich dwóch dziesięcioleci klęski żywiołowe spowodowane ociepleniem klimatu (głównie powodzie i huragany) kosztowały nas trzy tysiące miliardów dolarów, czyli o 250 procent więcej niż w analogicznym okresie poprzedzającym13. To sygnały, które powinny być dla nas ostrzeżeniem. Człowiek w swej obecnej postaci stąpa po powierzchni Ziemi dopiero od kilkuset tysięcy lat. Jego pobyt tutaj może okazać się wyjątkowo krótkotrwały. Rekiny czy gąbki mają za sobą setki milionów lat ziemskiego życia. Nam, z naszymi supermózgami, rakietami i symfoniami fantastycznymi grozi coś na kształt przedwczesnego wytrysku. Skończymy, zanim na dobre się rozkręcimy po tym, jak zaczęliśmy kilka tysiącleci wcześniej.
Wiemy, ale nic nie robimy
Świadomość tego, co nas czeka, zdaje się nie mieć żadnego wpływu na bieg wydarzeń. Wygląda to tak, jakby nasz umysł zaniemógł, sterowany przez głębsze, nieświadome procesy, nad którymi nie mamy kontroli. Bezczynnie przyglądamy się przygotowaniom do własnego pogrzebu. A przecież w zglobalizowanym świecie Ziemia niczym się nie różni od odizolowanej wyspy.
Jesteśmy zagubieni pośrodku Wszechświata, nie ma w pobliżu planety, którą moglibyśmy skolonizować, więc ochrona naszych zasobów naturalnych i klimatu powinna być kwestią życia lub śmierci. A dziennikarze przebąkują o tym gdzieś między reklamą kawy a wynikami ostatniej kolejki ekstraklasy, to wprost niepojęte. Doskonale wiedzą, w czym rzecz, ale udają, że sprawa ich nie dotyczy.
To rozdwojenie jaźni ma w sobie coś tragicznego. Nasz mózg sobie z nami pogrywa, a my nie mamy o niczym pojęcia. W dodatku on sobie bardzo brzydko pogrywa. To w dużej mierze o jego gierkach będzie mówić ta książka. Jeżeli chcemy zachować nadzieję, że nie trafimy wkrótce na listę wymarłych gatunków, koniecznie musimy rozpoznać głęboko ukryte wady fabryczne naszego ja.
Dzisiaj, w obliczu błyskawicznego tempa zmian następujących w przyrodzie i zagrażających naszemu istnieniu, zachowujemy się jak piloci samolotu, których jedyną reakcją na wycie wszystkich systemów ostrzegawczych, sygnalizujące nadchodzącą katastrofę, byłoby stwierdzenie: „Zostały nam dwie minuty, to akurat w sam raz, żeby zaparzyć sobie kawę”. Czas rozprawić się z mitem, że człowiek to kowal własnego losu, istota racjonalna, kierująca się rozumem, aby zapewnić sobie jak najlepszą przyszłość. Ludzki mózg jest tak naprawdę bombą z opóźnionym zapłonem. Targają nim sprzeczne siły, których nie potrafi pogodzić. Ktoś mógłby pomyśleć, że to paradoks. Nic bardziej mylnego, to po prostu, jak pokazuje niniejsza książka, prehistoryczne dziedzictwo naszego układu nerwowego.
Natura nie myśli, nie przewiduje. Wytwarza mózgi, które odnoszą chwilowe sukcesy, przewyższając skutecznością inne tego rodzaju wytwory. Ale gdy najskuteczniejszy z nich wykopie sobie własny grób, nie będzie nikogo, by go stamtąd wydostać.
Pięć sekretnych pobudek mózgu
Pięć sekretnych pobudek mózgu
Ludzki mózg jest zaprogramowany na realizację kilku zasadniczych zadań krótkoterminowo zapewniających mu przeżycie. Mam na myśli odżywianie, reprodukcję, dążenie do władzy, robienie tego przy jak najmniejszym nakładzie sił i zdobywanie maksymalnej ilości danych o otaczającym środowisku. Tych pięć priorytetów stanowiło credo wszystkich mózgów poprzedzających nasz własny na zawiłej ścieżce ewolucji gatunków. Poczynając od mózgu pierwszych istot żywych, które pojawiły się w oceanach ery prekambryjskiej pół miliarda lat temu, a na mózgu prezesa firmy, zawiadującego tysiącami podwładnych i zarządzającego za pośrednictwem smartfona kursem swoich akcji, kończąc. Żaden się nie wyłamał. Mechanizmy sterujące ich działaniami, jednocześnie proste i trwałe, mimo upływu czasu zachowały część podstawowych cech.
Weźmy na przykład minoga, jedną z najstarszych ryb zasiedlających dawne oceany. Ten bezżuchwowy kręgowiec przypomina dużego węgorza, ale jego pozbawiony szczęki pysk nadaje mu wygląd jak z horroru: lejkowaty otwór gębowy minoga jest bowiem wyposażony w dziesiątki ułożonych pierścieniowo zębów. Najstarsza znaleziona skamielina minoga liczy 300 milionów lat. Pod względem anatomicznym praktycznie niczym się nie różni od współczesnych gatunków tej ryby. Oto mamy więc do czynienia ze zwierzęciem, które pojawiło się jeszcze przed dinozaurami, gdy życie na naszej planecie dopiero raczkowało, i które prawdopodobnie będzie żyło jeszcze długo po tym, jak my znikniemy z powierzchni Ziemi. Jego maluteńki mózg, nie większy niż naparstek, jest w dużej mierze zorganizowany wokół struktury neuronalnej określanej mianem prążkowia (nazwa wzięła się stąd, że analogiczna struktura u ssaków wygląda, jakby była prążkowana)1.
Gdy nasz minóg szuka stref obfitujących w morskie mikroorganizmy albo większych ryb, do których będzie mógł się przyssać, by żywić się ich krwią, jego zachowaniem kierują umiejscowione w kręgosłupie zwoje nerwowe nadzorowane przez prążkowie. Jeśli łowy się powiodą, prążkowie uwalnia cząsteczkę dopaminy, która działa w dwojaki sposób: wyzwala uczucie przyjemności i wzmacnia obwody neuronalne odpowiedzialne za sukces łowiecki. Osiągnięcie tego efektu ma dla minoga pierwszorzędne znaczenie: obwody neuronalne sterujące ruchem zwierzęcia, które zapewniły mu pokarm, zostaną wykorzystane podczas kolejnych łowów i zwiększą jego szanse przeżycia. Ten mechanizm to swoista metoda wychowawcza. Prążkowie mówi bowiem minogowi: „Płyń na łowy, a jeżeli ci się powiedzie, dostaniesz w nagrodę działkę dopaminy, dzięki której poznasz, co to szczęście, w każdym razie szczęście minoga”.
Opisany system wzmacniania okazał się tak skuteczny, że został przekazany wszystkim kręgowcom. Neurony prążkowia, obdzielające dopaminą i szczęściem za podejmowanie działań służących przetrwaniu, napędzają zachowanie ryb, gadów, ptaków, ssaków i torbaczy.
Historia stara jak świat
Ziemskie formy życia zazdrośnie strzegły wspomnianego systemu: gdy jakieś 140 milionów lat później pojawiły się pierwsze ssaki, także zostały wyposażone w ową przepustkę do życia. Oligoceński suniodon był rodzajem małej ryjówki żyjącej w poszyciu leśnym. Przypuszczalnie miał mózg podobny do szczurzego, osłonięty jednomilimetrową korą mózgową, złożoną z kilku warstw neuronów połączonych za pomocą licznych rozgałęzień, co umożliwiało obróbkę informacji na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Kora mózgowa oglądana przez mikroskop (w formie, jaką można dziś zaobserwować u szczura) składa się z walcowatych kolumn, z których każda pełni funkcję procesora. Kolumny tworzą skupiska: niektóre obszary przetwarzają bodźce wzrokowe, inne – bodźce zapachowe, dotykowe lub dźwiękowe. Obszar usytuowany w górnej części czaszki zawiaduje motoryką.
Taka budowa anatomiczna pozwala małemu gryzoniowi obserwować otoczenie, rozpoznawać zapachy z rzadko spotykaną precyzją, odnajdywać się w labiryncie, zapamiętywać miejsca, w których będzie mógł znaleźć pożywienie, rozróżniać przedstawicieli swojego gatunku na podstawie ich wyglądu lub woni, odczytywać sygnały świadczące o ich wrogości lub nawiązywać z nimi współpracę, polegającą na przykład na wymianie pożywienia w zamian za pewnego rodzaju korzyści lub na wzajemnym osuszaniu się po przymusowej kąpieli2 3 4.
Wszystkie gatunki ssaków mają korę mózgową. Istnieje ścisła zależność między jej objętością a inteligencją i organizacją społeczną w obrębie danego gatunku. Brytyjski psycholog Robin Dunbar zmierzył powierzchnię kory mózgowej różnych gatunków naczelnych, takich jak uistiti, makaki, kapucynki, szympansy, goryle czy orangutany5 6 7. Na podstawie pomiarów stwierdził proporcjonalną zależność między stopniem rozwinięcia kory mózgowej naczelnych a wielkością ich organizacji społecznej. Jeśli przyjąć tę skalę, człowiek jest najwyższym stadium ewolucji – stworzył największą organizację społeczną dzięki korze mózgowej rozwiniętej w takim stopniu, że musiała stopniowo ubijać się w ciasnej czaszce, przyjmując znaną nam dziś charakterystyczną, pofałdowaną postać.
Wydaje się, że optymalna liczba kontaktów społecznych, jakie skutecznie może utrzymywać ludzki