Zachłanny mózg. Sébastien Bohler
Zachodniej lub Stanach Zjednoczonych po 1960 roku ten rozdział prawdopodobnie nie wywoła bliższych skojarzeń. Mówi bowiem o wrażeniu, czy też uczuciu, które zapewne jest im obce. Mam tu na myśli głód. Jeśli chodzi o mnie, pamiętam, że doświadczyłem go tylko raz, i to na krótko, podczas dwutygodniowego trekkingu w Kanadzie, na który wybrałem się z dwoma kuzynami. Fatalnie oszacowaliśmy nasze zapotrzebowanie na prowiant. Nie wzięliśmy wystarczającej ilości jedzenia i szybko skończyły nam się zapasy. Po trzech czy czterech dniach bez posiłków, jeśli nie liczyć resztek nierafinowanego cukru wylizywanego z foliówek, zacząłem rozumieć, czym jest ta dziwna funkcja organizmu ukierunkowana na bezwarunkowe zaspokojenie głodu. U kresu tej inicjacyjnej przygody dotarliśmy do typowego północnoamerykańskiego miasteczka, przeciętego drogą wyrysowaną jak od linijki, z kilkoma zabudowaniami i tanim hotelem, którego szyld od razu rzucił nam się w oczy. Było tam napisane między innymi: „śniadanie – nielimitowane porcje”.
W kieszeniach mieliśmy akurat tyle, żeby opłacić sobie noc w hotelu ze śniadaniem. Ponieważ o tej porze kuchnia była już zamknięta, z napełnieniem żołądków musieliśmy poczekać do następnego dnia. Rano moim oczom ukazał się stół uginający się pod pankejkami, półmiskami z płatkami i mlekiem oraz buteleczkami z syropem klonowym.
Wiele lat później przeczytałem, że po upolowaniu dużego zwierzęcia paleolityczni łowcy spędzali parę dni na ucztowaniu. Rozsiadali się wokół trofeum i starali maksymalnie napełnić żołądki, możliwie najszybciej, zanim mięso zacznie się psuć. Jest całkiem możliwe, że dzisiaj podobny instynkt daje o sobie znać w przypadku bulimii, która dotyka niektórych przedstawicieli homo sapiens pozamykanych w wieżowcach wielkich metropolii. Zdolność magazynowania dużej ilości kalorii w krótkim czasie w środowisku, w którym nic nie dawało gwarancji, że następnego dnia uda się schwytać zwierzę porównywalnej wielkości, zapewniała przypuszczalnie naszym przodkom przetrwanie przez miliony lat.
Zjawisko przyjmowania pokarmu mimo braku głodu jest świetną ilustracją mechanizmu działania ludzkiego mózgu. Wiedząc, jak funkcjonuje układ nagrody, zalewający nas doznaniem przyjemności za każdym razem, gdy podejmujemy działania zapewniające przeżycie, i wiedząc, że centralnym elementem tego układu jest prążkowie, można śmiało stwierdzić, że głód nie może być wystarczającym bodźcem do zainicjowania czynności jedzenia. Głód jest tylko sygnałem wskazującym na zaburzenie równowagi fizjologicznych parametrów organizmu.
Aby wzbudzić łaknienie, aby to łaknienie przejęło kontrolę nad naszymi działaniami i nieustannie kierowało myśli ku jedzeniu, a rękę do ust, potrzeba czegoś, co neuronaukowcy nazywają motywacją. Dzisiaj wiadomo już, że to właśnie prążkowie jest częścią mózgu odpowiedzialną za motywowanie. Popycha nas do działania niczym kierownik projektu i posługuje się w tym celu raczej marchewką niż kijem. Jeżeli kora mózgowa zrealizuje cele wpisane w oficjalny program przetrwania, obejmujące jedzenie, kopulację, eksplorację, podbój i dominację, otrzyma porcję dopaminy i dozna przyjemności. To naprawdę działa. Bo czym byśmy się stali bez motywacji? Czy chciałoby się nam wstawać rano z łóżka, żeby iść do pracy i zarabiać na życie? Czy gdyby nie potrzeba wypełnienia lodówki, znalezienia partnera, który będzie z nami dzielił życie, wykarmienia dzieci, zdobycia wiedzy lub wykonania projektu, dzięki którym podniesiemy samoocenę i urośniemy w oczach innych, mielibyśmy siłę do podejmowania jakichkolwiek czynności?
Pytanie może wydawać się retoryczne, choć w rzeczywistości jest bardzo konkretne. Niedawno naukowcy zbadali, co dzieje się po wyciszeniu motywujących neuronów dopaminergicznych prążkowia. Dzięki magii genetyki udało im się zdezaktywować te neurony u myszy. W efekcie zwierzęta przestały szukać pożywienia, zaniechały także eksploracji nowych miejsc, w których mogły znaleźć pokarm. W kilka tygodni zagłodziły się na śmierć1 2. Powód był prosty: było im wszystko jedno. Mimo że ściskał je głód, brakowało im chęci. Straciły wolę życia.
Prążkowie czuwa
Powiesz, że przecież nie wiemy nic o odczuciach myszy, o ich subiektywnym doznaniu głodu ani o ich woli życia. Tyle że podobne objawy można zaobserwować u ludzi, których prążkowie zostało uszkodzone wskutek urazu czaszkowo-mózgowego albo zatrucia tlenkiem węgla. Takie wypadki prowadzą do bardzo szczególnych zachowań. Pacjenci tracą zdolność odczuwania jakichkolwiek pragnień. Neurolodzy nazywają to „utratą psychicznej samoaktywacji”3. Najczęściej pacjent, niezdolny do samoistnego podejmowania celowych działań, po prostu trwa w pozycji i stanie, w jakich kilka chwil wcześniej zostawili go inni. Na przykład pewien mężczyzna, którego, ustawiwszy z kosiarką na środku ogródka, z rękoma zaciśniętymi na drążku urządzenia, poproszono o ścięcie trawy, przez godzinę trwał w tej samej pozycji, nie podejmując żadnej aktywności. Kiedy zapytano go, czy wszystko u niego w porządku, najnaturalniej na świecie odparł, że tak. Gdy następnie dostał jasne polecenie, żeby zabrał się do pracy, bez zająknięcia zaczął kosić trawę. Stracił zdolność samoaktywacji i od tej pory trzeba było go pobudzać do działania z zewnątrz4.
Niektórzy pacjenci z utratą psychicznej samoaktywacji potrafią nie jeść przez całą dobę, czekając cierpliwie, aż ktoś zaproponuje im posiłek. Gdy go dostają, wówczas zjadają wszystko z apetytem5. Głód nie znika, ale jego doznanie przestaje skutkować działaniem. Zanik prążkowia jest równoznaczny z zanikiem woli.
Nie oceniajmy więc zbyt pochopnie dopaminy i prążkowia. Prążkowie to życie. Bez niego by nas dziś nie było. Selekcja naturalna zachowała tylko te osobniki, których prążkowie działało w opisany sposób. Łatwo zrozumieć dlaczego: gdy wśród naszych odległych przodków któryś rodził się z niezbyt wydajnym prążkowiem (na skutek typowych dla ewolucji gatunków nieuniknionych mutacji genetycznych i nieustannych rekombinacji genów), nie dane mu było długie życie. Przeżywali tylko ci, którzy w swoich głowach słyszeli dopingujące hasła: „Dalej, jedz, ile wlezie, bo żywności i tak nie starczy dla wszystkich. Dalej, kopuluj, ile się da, bo im liczniejsze będziesz miał potomstwo, tym większa szansa na przekazanie genów potomności. Dalej, udawaj ważniejszego niż reszta, bo tylko w ten sposób zabezpieczysz swój byt i zapewnisz sobie partnerów seksualnych. Dalej, pozyskuj tyle informacji o otaczającym cię świecie, ile możesz, bo dzięki temu dasz sobie radę. I bądź w tym wszystkim o krok przed innymi, w przeciwnym razie twoje geny przegrają z genami konkurentów. Krótko mówiąc, idź na całość, nie ograniczaj się za nic na świecie”.
Takie nazywanie rzeczy może wydawać się radykalne, ale jest wiernym odbiciem „mentalności” naszych neuronów. Koniecznie musimy to sobie uświadomić, jeśli chcemy poradzić sobie z kryzysem, w jakim pogrążamy się jako gatunek. Dysponując coraz większą ilością technologii umożliwiających zaspokojenie potrzeb, nie potrafimy z nich korzystać z umiarem, i to niezależnie czy mają związek z produkcją żywności, pojazdów będących wyznacznikiem pozycji społecznej, z pornografią internetową, popularnością w mediach społecznościowych czy z uzależnieniem od stałego napływu informacji. Wszystko to napędza ciągły wzrost gospodarczy, w którym nie ma powodu, by przestać kierować się fundamentalną zasadą, będącą źródłem sukcesu naszego gatunku.
Czy to sprawka genów?
O budowie podkorowych struktur mózgu decydują tysiące genów odpowiadających za ich rozwój w trakcie embriogenezy, a następnie za funkcjonowanie przez resztę życia. W kodzie genetycznym kolejnych pokoleń zachodzą ciągłe zmiany. Są one efektem przypadkowych mutacji lub rekombinacji fragmentów chromosomów obydwojga rodziców, następującej w momencie zapłodnienia. Naturalnie mogą one prowadzić do powstania osobników, których prążkowie będzie wymagające i apodyktyczne (bardziej dopingujące właściciela do jedzenia, rozmnażania się itd.) albo bardziej umiarkowane. Każdy może mieć swoje zdanie na temat tego, co w dzisiejszym świecie czyni daną osobę człowiekiem sukcesu, jednak fakty są takie, że przez 100 milionów lat ewolucji ssaków, od zarania dziejów, geny wytwarzające silne prążkowie miały większe szanse na przekazanie, ponieważ ich właścicielom było łatwiej przeżyć.
Zgarniali