Zachłanny mózg. Sébastien Bohler
tak kierowało ludźmi i zwierzętami, żeby jej sobie dostarczali. Wyniki jednego z doświadczeń wskazywały, że osoby, których jądro półleżące najmocniej reagowało na zdjęcia erotyczne, miały później największą liczbę partnerów seksualnych6. Analogicznie przewiduje się większe ryzyko wystąpienia otyłości wśród osób, u których widok apetycznych potraw silnie stymuluje to jądro. Wszystko to wskazuje, że układ nagrody jest przede wszystkim układem dopingującym. Jest jak wewnętrzny mechanizm sterujący zachciankami i przyciągający ku sobie partnerów seksualnych.
W rzeczywistości mamy tu do czynienia z wyjątkowo silnym mechanizmem przyciągania. Wystarczy sobie uświadomić, jak wiele jesteśmy gotowi zrobić, by zdobyć osobę, która rozpala nasze zmysły. Zachęca nas do tego prążkowie tyleż zdeterminowane, co uparte. Znajdujące się w nim neurony dopaminergiczne, zanim osiągną cel, mogą całymi dniami, a nawet tygodniami podtrzymywać stan silnego pożądania i ciągłego napięcia. Im skuteczniej działa mechanizm, tym większe szanse wykiwania konkurenta. Natura premiuje pożądanie: kto więcej pragnie, ten więcej dostaje. Warto zauważyć, że w tym pojedynku pulę zgarnia ten, kto ma najsilniejszy układ nagrody: pożądliwe prążkowie rozsieje więcej genów niż wstrzemięźliwe. W krótkim czasie geny odpowiedzialne za jurność prążkowia rozprzestrzenią się w populacji na wielką skalę, drastycznie zaś skurczą się szanse na rozsianie genów ludzi mniej skłonnych do donżuanerii. Łóżkowa olimpiada, jak widać, faworyzuje najbardziej rozerotyzowane układy nagrody.
Wszystko jednak zaczęło się zmieniać trzy dekady temu wraz z wtargnięciem w naszą codzienność kultury obrazkowej. Wystarczyło kilka dziesięcioleci, by telewizja, aparaty fotograficzne, internet i smartfony opanowały otaczającą nas rzeczywistość. Zaawansowane technologie multimedialne są dla rozerotyzowanego prążkowia manną z nieba. W każdym domu znajduje się przynajmniej jeden ekran, na którym można oglądać roznegliżowane ciała podczas stosunku, pokazanego bardziej lub mniej dosłownie – w zależności od gustu – i napawać się nimi w nieskończoność. Swoją dawkę seksu można dziś zabrać dokądkolwiek, a realizowanie pragnień erotycznych przestało być zarezerwowane dla kilku szczęściarzy, którym udało się zdobyć medal na ewolucyjnej olimpiadzie. Każdy, kto ma nieco wolnego czasu, może bez ograniczeń karmić swoje jądro półleżące niedwuznacznymi obrazkami.
Mózg a porno
Branża pornograficzna to najsilniejsza gałąź przemysłu internetowego. Liczbę aktywnych witryn udostępniających nieprzebrane zasoby tego rodzaju materiałów szacuje się na 50 tysięcy, co nie zaskakuje, biorąc pod uwagę, że co kwadrans trafia do sieci jakiś nowy film lub zdjęcie porno7. Obecnie pornografia stanowi 35 procent filmów odtwarzanych codziennie w Internecie, przynosząc zysk w wysokości 97 miliardów dolarów rocznie, przy czym Stany Zjednoczone, największy producent i konsument, zarabiają na tym interesie 17 miliardów dolarów8. W ciągu roku na całym świecie filmy pornograficzne mają 136 miliardów odsłon, statystycznie więc każdy posiadacz smartfona w ciągu 366 dni ogląda 348 takich filmów, a gdy czytasz tę książkę, co sekundę 28 tysięcy osób włącza jakieś porno9. Ale całkiem możliwe, że zjawisko dopiero nabiera rumieńców. Od bardzo niedawna na rynku dostępne są bowiem nowe akcesoria wirtualnej rzeczywistości, które umożliwiają oglądanie pornografii w trójwymiarze, co daje niespotykany dotąd realizm. Gogle VR pozwalają użytkownikowi na interakcję z bardzo rzeczywistym partnerem lub partnerami. Niektóre z tych urządzeń można podłączyć do smartfona, dzięki czemu zyskuje się dostęp do setek filmów 3D i można całkowicie zanurzyć się w alternatywnej rzeczywistości, w której bodźcom wzrokowym towarzyszą bodźce fizyczne uzyskiwane za pomocą lalek czy rękawic wyposażonych w czujniki ciśnieniowe, dzięki którym użytkownik ma wrażenie, jakby dotykał różnych części ciała10. Kiedy na rynku pojawiły się takie gadżety, jak gogle VRotica czy stworzone przez Facebook gogle Oculus Rift, sprzedawały się jak ciepłe bułeczki. Pierwsze targi porno w rzeczywistości wirtualnej, zorganizowane w Japonii w 2016 roku, przyciągnęły tłumy zwiedzających. Działo się to w kraju, w którym co drugi mężczyzna poniżej 30. roku życia nie odbył stosunku płciowego z prawdziwą partnerką. Masa ludzi stłoczonych przed wejściem w nadziei dostania się na imprezę pokazała, jak bardzo atrakcyjne dla mężczyzn jest hiperrealistyczne porno oferowane przez technologię cyfrową. Nie ulega wątpliwości, że praktyki seksualne na naszej planecie zostaną w przyszłości zdominowane przez wirtualne interfejsy.
Oglądając relację z tego wydarzenia, można trafić na uderzające zdjęcie młodego singla w dżinsach i adidasach, Japończyka wyglądającego na menedżera, który kopuluje z plastikowym kadłubkiem. Przypominająca kobiecy korpus lalka jest połączona czujnikami ruchu z cyfrowym interfejsem, który generuje w goglach trójwymiarowy, wyidealizowany wizerunek partnerki. Powstaje przygnębiające wrażenie, jakby się oglądało doświadczenie Oldsa i Milnera z człowiekiem w roli laboratoryjnego szczura. Masowa konsumpcja seksu to dla nas wyzwanie, które można by porównać z sytuacją paleolitycznego łowcy-zbieracza niespodziewanie przeniesionego do epoki pękających w szwach supermarketów i fast foodów rozsianych po metropoliach. Problemem przestaje być ilość, staje się nim dozowanie. Szkopuł w tym, że pojone dopaminą podkorowe struktury mózgu nie mają przycisku STOP. Przedstawiciel trzeciego tysiąclecia odkrywa problem dopiero wtedy, gdy zaczyna doznawać zaburzeń na tle seksualnym, dysforii lub uzależnienia od seksu, będących pochodną nadmiernej konsumpcji wirtualnego porno. Nieprzypadkowo dwukrotny wzrost przypadków impotencji w ciągu ostatniej dekady szedł w parze z rozwojem internetowej branży pornograficznej11.
W 2016 roku opublikowano wyniki pierwszego badania metodą fMRI dotyczącego uzależnienia od pornografii internetowej. Wniosek były jednoznaczny: nie tylko potwierdzono, że oglądanie filmów pornograficznych stymuluje brzuszną część prążkowia (gdzie znajduje się m.in. słynne jądro półleżące), ale także zauważono, że poziom aktywności prążkowia pozwala przewidzieć, w jakim stopniu dana osoba jest narażona na uzależnienie od pornografii. Oznakami nałogu są: uporczywy charakter czynności, niemożliwa do opanowania chęć surfowania po portalach dla dorosłych, potrzeba zwiększania dawek (obniżenie progu tolerancji), występowanie objawów odstawiennych w chwilach ograniczonego dostępu, mniejsza wrażliwość na bodźce seksualne, zaburzenia potencji oraz pogorszenie relacji międzyludzkich zarówno na poziomie partnerskim, jak i ogólnospołecznym12.
Znalezienie odpowiedzi na pytanie, dlaczego nasze prążkowie nie potrafi się hamować, jest fundamentalną kwestią oraz wyzwaniem, z którym będzie musiała zmierzyć się ludzkość. Bo jeżeli 35 procent ruchu w Internecie polega na oglądaniu treści pornograficznych, oznacza to ni mniej, ni więcej, że ślad węglowy łasego na seks prążkowia jest równy rocznej emisji 150 milionów ton dwutlenku węgla, czyli stanowi od jednej piątej do jednej trzeciej objętości gazów cieplarnianych wytwarzanych przez ruch samolotowy. Według niektórych analityków, takich jak Anders Andrae z uniwersytetu w Göteborgu w Szwecji, w 2030 roku technologie komunikacyjne będą odpowiadały za połowę globalnego zużycia energii13. W swojej nieświadomości jesteśmy jak szczury Jamesa Oldsa i Petera Milnera. Siedzimy w klatkach i bez opamiętania naciskamy dźwignię, nie myśląc o tym, że nasze działania przyczyniają się do wzrostu poziomu oceanów i – w dającej się przewidzieć przyszłości – do zatopienia milionów ludzkich siedlisk.
Prążkowie męskie / prążkowie żeńskie – instrukcja obsługi
Jak nietrudno zauważyć, powyższe obserwacje dotyczą głównie seksualności mężczyzn. Stanowią oni trzy czwarte amatorów internetowego porno. Według specjalistów z zakresu psychologii ewolucyjnej takie dysproporcje miałyby wynikać z odmiennych ról biologicznych, jakie w procesie rozmnażania odgrywają mężczyźni i kobiety. Jak zauważa David Buss z uniwersytetu w Austin w Teksasie, przez cały okres historii ewolucyjnej mężczyźni, którzy częściej zmieniali partnerki seksualne, przekazywali więcej genów niż ci ograniczający się do jednej czy dwóch partnerek. W efekcie dziś niemal wszyscy jesteśmy potomkami najbardziej jurnych samców14. Pod względem temperamentu współcześni mężczyźni mieliby zatem mocno przypominać