Antropologia pamiÄ™ci. ОтÑутÑтвует
umożliwiając powstanie różnych form pamięci materialnej. Jednym ze skutków „choroby historycznej” jest to, że uczyniła nas ona ślepymi na dzieje efektywne i potencjał, który stanowią one dla prawdziwego pamiętania. Pamięć kulturowa jest nie tylko intencjonalnym procesem przywołania konkretnej przeszłości czy choćby jej konstruowania. Pamięć jest też nawykowa i materialna, jest ciągłym aktem przypominania osadzonym w naszym byciu-w-świecie. Przeszłość trwa, czyniąc siebie obecną. W swój „surowy” sposób naciska ona na teraźniejszość, „wgryza się w przyszłość i nabrzmiewa, idąc naprzód”91. Przeszłość nie działa tak, jak chcieliby konstruktywiści, nie przedstawia selektywnych lub konkretnych wersji „uchwyconych w trwałej formie”92. Zbiera się i osadza według materialnych trajektorii, będących poza kontrolą człowieka i umyślną selekcją, tworząc niezmiernie bogatą i palimpsestową obecność, którą napotykamy każdego dnia.
Archeologia być może bardziej niż jakakolwiek inna dyscyplina ma szansę wyleczyć się z choroby historycznej. Wbrew popularnemu romantycznemu wyobrażeniu archeolodzy nie odkrywają przeszłości, lecz pracują w tej przeszłości, która jest w teraźniejszości. Owa materialna przeszłość nie ujawnia się jako linearne teksty czy historyczne sekwencje. Jak słusznie zauważył Colin Renfrew, stanowisko archeologiczne jest prawdziwie zmieszane, „składa się na nie palimpsest struktur i dołów na śmieci, zbudowanych i zapełnionych w różnych okresach”93. To, co napotyka kopiący archeolog, jest zawsze zespołem hybrydycznych warunków, takich jak wymieszane warstwy, nadbudowane struktury, artefakty, kamienie, ziemia i kości zmieszane razem. Krótko mówiąc, są to miejsca, które nie pasują do marzeń nowoczesności czy historyzmu o kompletności, uporządkowaniu i oczyszczonym czasie. Jednak zamiast aktywnie użyć materialnego zapisu, aby rzucić wyzwanie historyzmowi, wybiera się rozwiązania, które rozplątują zawikłany bałagan i składają byty na nowo zgodnie z oczekiwaniami linearnego czasu i narracyjnej historii. Czas nie może być zmieszany czy hybrydyczny, lecz musi zostać oczyszczony i ułożony w sekwencje, czyli „odkryty”. Dzięki coraz subtelniejszym metodom datowania i zaawansowanemu stratygraficznemu i typologicznemu sekwencjonowaniu przedhistoryczne osady i miejsca kroi się na coraz cieńsze wycinki czasu, co oczyszcza je z historycznej kondycji stanowiącej podłoże ich teraźniejszości.
Można by się spierać, czy praktyki oczyszczania nie są tylko niezbędnym odwróceniem destruktywnego procesu transformacji, któremu poddano zapis archeologiczny. Zatem to, co zostaje, jest zniekształconą impresją „skondensowanego” czasu, a ponad i przed dostępnym nam poplątanym bałaganem znajduje się porządek historyczny, który trzeba odrestaurować – czysta czasowa specyficzność. Ten argument może brzmieć przekonująco, ale winien być sprawdzony przez zbadanie, czy metoda ta działa we własnym czasie. Co by się stało, gdyby zastosowano to krojenie czasu do miejsc takich jak Londyn, Rzym czy Toronto? Do jakiego okresu należy Rzym? Jak zidentyfikować ten współczesny, obecny Londyn? Przez wyłączenie wszystkiego, co ma więcej niż dziesięć, pięćdziesiąt czy sto lat? Co zostałoby z takiego miejsca, właściwie z jakiegokolwiek miejsca, gdybyśmy zastosowali tak rygorystyczne podejście chronologiczne? Na pewno stracilibyśmy to, co czyni te miejsca tym, czym są: rezultatem gromadzenia się przeszłości ustawicznie warunkującej zachowanie się teraźniejszości. W tym sensie palimpsestowy zapis archeologiczny dostarcza daleko bardziej realistycznego i dokładnego obrazu przeszłości niż historyczna narracja. Jak dowodził Olivier, „każdy moment z przeszłości jest właściwie w niezbędny sposób wieloczasowy, ponieważ teraźniejszość spontanicznie staje się skamieliną podlegającą przemianie; w każdym czasie teraźniejszość składa się z nagromadzenia wszystkich poprzednich stanów, których następstwo zbudowało teraźniejszość taką, „jaka jest teraz”“94. Aby zrealizować potencjał „rzeczenia”, rzeczy z przeszłości same muszą zostać wyzwolone z synchronicznego uwięzienia, musimy dopuścić „potworną myśl”, że „że rzeczy również mają swoją historię”95. Jest to jeszcze jeden sposób powiedzenia, że musimy uwolnić je z konceptualnej drabiny oddzielnych światów historycznych, jednoczasowego imperatywu opartego na uwodzącej idei, że wszystko, co kalendarz uznaje za współczesne, musi przynależeć do tego samego czasu. W swym bycie rzeczy są „polichroniczne, wieloczasowe i [odsłaniają] czas, który jest zebrany razem w wielokrotne fałdy”96.
Podstawa wyboru: Bjornar Olsen, W obronie rzeczy. Archeologia i ontologia przedmiotów, przeł. Bożena Shallcross, Wydawnictwo IBL PAN, Warszawa 2013, rozdz. 6: Czasowość i pamięć. Jak pamiętają rzeczy (fragmenty), s. 168–175, 186–189, 193–198. Pominięto niektóre przypisy.
Layla Renshaw
Otwarty grób
Layla Renshaw to badaczka zajmująca się pamięcią o hiszpańskiej wojnie domowej. W swoich dociekaniach łączy archeologię, teorię pamięci oraz badania z zakresu kultury materialnej i medycyny sądowej. Opisując proces ekshumacji i jego znaczenie w kształtowaniu zbiorowej pamięci, Renshaw podważa granicę między żywym, martwym i nieożywionym, podobnie jak Bjornar Olsen.
Zamieszczony poniżej fragment, pochodzący z książki Exhuming loss, stanowi także skrótowe wprowadzenie w problematykę Memoria histórica – kluczowego ruchu na rzecz pamięci zbiorowej, który wywarł znaczny wpływ na życie publiczne w Hiszpanii ostatnich dekad, szybko znajdując swoje paralele w ruchach społecznych krajów Ameryki Łacińskiej.
Medycyna sądowa w służbie pamięci
Systematyczne wykorzystanie ekshumacji i medycyny sądowej do badania zgonów podczas okresów wojny i masowych pogwałceń praw człowieka zyskało popularność w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku w związku z przesłuchaniami w ramach licznych komisji prawdy i pojednania, które prowadziły dochodzenia obejmujące okresy terroru państwowego [state terror] w krajach takich jak Gwatemala czy Argentyna. Przed latami osiemdziesiątymi, z wyjątkiem przypadków takich jak zbrodnia katyńska i sprowadzenie szczątków ofiar amerykańskich żołnierzy z Azji Południowo-Wschodniej, ekshumacja i identyfikacja zwłok nie odgrywały decydującej roli w procesie żałoby po konflikcie, pojednania i rekonstrukcji. Działo się tak częściowo za sprawą olbrzymiej liczby ofiar dwóch kolejnych wojen światowych oraz ograniczonego repertuaru technik badawczych, a częściowo odmiennego stosunku do tożsamości, śmierci i upamiętniania […].
Procesy norymberskie po II wojnie światowej opierały się raczej na dowodach tekstualnych, słownych i fotograficznych niż na medycynie sądowej i badaniu szczątków ludzkich. Procesy te stanowią jednak niezwykle istotny moment zarówno w rozwoju prawa międzynarodowego, jak i w budowaniu publicznego zrozumienia dla idei praw człowieka i zbrodni wojennych, w szczególności tych dotyczących ludności cywilnej. Kolejnym dziedzictwem Norymbergi było stworzenie kluczowego precedensu i poczucia, że model bazujący na prawie i dochodzeniu może zostać zastosowany do traumatycznej przeszłości. Choć spuściznę Norymbergi problematyzowano w kolejnych dekadach, ramy, w których kwestie sprawiedliwości rozstrzyga się między państwami, rozszerzyły się, by objąć również zbiorowości w obrębie jednego narodu jako podmioty zdolne wnosić oskarżenia o zbrodnie. Kluczową zmianą w stosunku do wojen światowych było tu uznanie specyfiki potajemnych morderstw dokonywanych przez państwa na ich własnych obywatelach albo też przez przeciwne strony w ramach wojen domowych. Przypadki te wymagały nie tylko prostego rozliczenia z ofiar – zmarłych i zaginionych – lecz także drobiazgowego śledztwa wymierzonego przeciw rewizjonizmowi i próbom zaprzeczania zbrodniom, aby położyć podwaliny pod nowy porządek społeczny przynoszący nadzieję na pojednanie. W tym celu śledztwa kładły znacznie większy nacisk na odnajdywanie i ekshumację szczątków ludzkich i poddawanie ich szczegółowej analizie z punktu widzenia medycyny sądowej. Fizyczne dowody i naukowa analiza odgrywały
91
H. Bergson,
92
R. Bradley,
93
C. Renfrew,
94
L. Olivier,
95
B. Latour,
96
M. Serres,