Święte słowo. Sigríður Hagalín Björnsdóttir

Święte słowo - Sigríður Hagalín Björnsdóttir


Скачать книгу
Nie zdążył odebrać telefonu od Ragnara, więc oddzwania do niego, stojąc w kałuży pośrodku łazienki, woda ścieka mu z włosów do ucha.

      – Znaleźli ją – tokuje Ragnar. – To znaczy wiedzą, gdzie się podziewa. Jest w Nowym Jorku. Poleciała tam dzisiaj rano i cztery godziny temu opuściła JFK. Nic więcej nie wiedzą.

      – A jej telefon, karty? – pyta Einar. – Pewnie da się namierzyć płatności i w ten sposób ją znaleźć.

      – Telefon ma wyłączony od nocy, a kart nie używała – tłumaczy Ragnar. – To wszystko jest bardzo dziwne. Wczoraj kupiła bilet do Nowego Jorku i zamówiła sześć tysięcy dolarów, które odebrała dziś rano na lotnisku, przed wyjazdem. Wypłaciła je z rachunku walutowego będącego własnością jakiejś prywatnej spółki. Nie miałem pojęcia, że ma te pieniądze i firmę.

      – Co to za spółka?

      – Zakres działalności obejmuje badania i pośrednictwo – objaśnia Ragnar. – Została założona pięć lat temu i nazywa się Phaedrus.

      DZIEŃ 2

      – Musisz jechać i jej poszukać.

      Julia jest już spokojniejsza, ale pozostaje niewzruszona, Einar ją zna. Siedzi przy stole w kuchni, przed nią filiżanka z kawą i paczka papierosów, ramiona skrzyżowane, patrzy na niego skupiona i zdecydowana, czuje, jak jej wola nagina jego wolę, co rusz atakuje jego decyzje.

      – Nie – upiera się – przestań bredzić.

      – Jesteś ratownikiem, potrafisz szukać ludzi.

      Julia wciąż wygląda jak dziewczynka, włosy krótkie, oczy żywe, ale twarz zaczyna się robić obwisła i wokół ust pojawiają drobne zmarszczki od palenia, złagodniała linia żuchwy. Już nie ubiera się na czarno, w ostatnich latach nosi się na biało, Einar podejrzewa, że jej się zdaje, iż w ten sposób się odmładza. Na swój sposób jest próżna.

      Odwraca wzrok pod jej spojrzeniem.

      – Weź przestań – mówi jej. – Ty myślisz, że co ja mogę zrobić? Wpadłem tylko, żeby zobaczyć się z mamą, wypić kawę i sprawdzić, co u was.

      To niezupełnie się zgadza, Einar przyszedł przede wszystkim po to, aby zawrzeć z Julią pokój po wczorajszym spotkaniu, bo gryzły go wyrzuty sumienia. „Jakby to akurat teraz było najważniejsze”, upomniała go Julia, kiedy przyszedł i przeprosił za swoje zachowanie, za tę gwałtowną wrażliwość na przeszłość. Wybaczyła mu, oczywiście, i tym samym wzmocniła swoją przewagę strategiczną. Zagoniła go do narożnika.

      Mieszkanie przy Brekkustigur urządzone jest ze smakiem, jak wszystko, z czym zetknie się Julia, drewniane podłogi naoliwione, książki, na wszystkich ścianach wiszą obrazy Ragnheidur, meble to współczesna klasyka duńska, ukryte skarby, które znajdowały na jarmarkach i wyprzedażach garażowych i odnawiały. Każdy mebel to osoba, posiada imię kojarzące go z miejscem znalezienia i rocznik, jak dobre wino, kuchenne krzesła to Kolaport 1998, kanapa Breidholt 2005, dziwne, że ludzie pozbywają się tak pięknych rzeczy po to, by kupić nowe.

      Ragnheidur siedzi w fotelu bujanym (Hans Wegner – Hafnarfjördur 2000) i słucha radia, teraz jest spokojna, ale całą noc się denerwowała, mówi Julia. Ona rozumie, co się dzieje, choć nie jest w stanie ubrać tego w słowa, ale przejmuje się tym jak my wszyscy. Ciemne włosy splecione w warkocz opadają jej na ramię, Julia zawsze dokładnie zaczesuje miejsce, które wygolono przed zabiegiem, włosy odrosły, lecz są białe tylko w tym jednym miejscu, nad zrośniętą czaszką i uszkodzoną siecią neuronów w mózgu.

      – Cześć, mamo – mówi Einar i całuje ją w policzek, a ona patrzy na niego, jakby go nie znała, chwyta go za rękę, on niemal słyszy, jak mówi do niego: mój kochany mężczyzno. Jeszcze tu jesteś.

      – Tak, Ragnheidur – odzywa się Julia zbyt głośno jak na jego gust, jakby myślała, że jego matka jest głucha. – Einar przyszedł w odwiedziny. Ale pojedzie poszukać Eddy.

      – Nie, Julio, do diabła. Wiesz, że nigdzie nie mogę jechać. O wiele lepiej będzie, jak pojedzie Ragnar. Albo ty. Poza tym to policja zajmuje się tą sprawą, może zlecić poszukiwanie Eddy w Stanach.

      – Policja niczego takiego nie zrobi – mówi Julia. – Edda jest wolnym człowiekiem, nie jest o nic podejrzana, nic nie wskazuje na to, by miała zrobić sobie lub komuś innemu krzywdę. Mówią, że mogą ją umieścić na liście zaginionych Interpolu, ale to wcale nie znaczy, że zorganizują jej poszukiwania za granicą. Dostaną wiadomość, jeśli zostanie zatrzymana do jakiejś standardowej kontroli albo na granicy, to wszystko.

      – A ona nie może po prostu swobodnie się poruszać? Czy to my mamy decydować o tym, jak ona ma żyć, mamy jej kazać siedzieć w domu, przy dziecku i Ragnarze?

      – Przestań udawać idiotę – wyrzuca z siebie Julia – wiesz, że z nią nie wszystko jest w porządku. Edda nigdy nie była zupełnie zdrowa. Najpierw ta całkowita izolacja i szok, potem to jej lakierowane życie. Chciała się schować pod tymi pozorami i wciąż tam tkwi. I nie jest normalna.

      – Taką drogę sobie po prostu wybrała, chociaż uważasz ją za głupią i powierzchowną. Jest dorosła, dobrze się jej wiedzie. Wiele osób ją obserwuje, słucha jej, postępuje według jej rad.

      – Ona nie jest normalna, wiesz o tym równie dobrze jak ja – powtarza Julia. – Ja nie mogę jechać, muszę opiekować się twoją matką, pomóc Ragnarowi przy dziecku. On jest uwiązany przy małym, więc nie może tak od razu wstąpić do piekieł. Ale ty to wiesz. Ja muszę być w domu i dbać o wszystko na miejscu, ty jesteś jedynym, który może pojechać jej poszukać.

      – Julio, to kompletne bzdury. Jak, do cholery, mam ją znaleźć? Wśród milionów ludzi? Nie jestem przyzwyczajony do metropolii, nawet nie byłem w Stanach.

      – Szybko się tego nauczysz.

      – Wiesz, że słabo czytam, nie znam się na tych jej mediach społecznościowych.

      – Jesteś łowcą. Znajdziesz ją.

      TU

      Biedny Einar. Niełatwo jest uwolnić się od Julii, wiem coś o tym. Nie wtedy, kiedy ona się uprze, kiedy uwięzi człowieka siłą swojej żelaznej woli. Należy do tych kobiet, które zagryzając wargi, podtrzymują życie całego narodu od tysiąca lat, przeprowadzają go przez czasy głodu i klęsk, przez katastrofy i epidemie. Takie kobiety nie mają czasu na czczą gadaninę o wolnej woli czy dyplomacji, bo cały świat kręci się wokół życia i śmierci i przekonań tych, od których wszystko zależy. Nie ma sensu przypominać im, że współczesność zaczęła swój pochód od dobrobytu, praw obywatelskich i wolności osobistej, bo one wiedzą lepiej, wiedzą, że wszystko pójdzie do diabła, jeśli to nie one będą decydować. Einar nie ma na nią sposobu.

      Czasem się spierałyśmy z Julią, ale jeśli chodzi o szczegóły, to ostatecznie zawsze ona miała decydujący głos. Ja mogłam rządzić jedynie w kuchni, była w stanie przyznać, że tam mam przewagę, głównie dlatego, że to jej pasowało. Nigdy specjalnie nie interesowała się gotowaniem. A poza tym prowadziła nas jak firmę, sprawnie i zdecydowanie, a mnie to nawet odpowiadało. Mogłam sobie malować w spokoju, ona zajmowała się sprawami praktycznymi.

      A teraz całkiem przejęła nade mną kontrolę. Ja się zmieniłam w roślinę doniczkową, warzywo, siedzę spokojnie i grzecznie w kącie i pozwalam jej mnie przemieszczać, odżywiać, szukać ubrań. Julia nie jest dla mnie niedobra, zaplata mi warkocze, wciera we mnie krem, czasem maluje mi usta, wozi na rehabilitację. I ciągle gada. Czasem odnoszę wrażenie, że woli, jak jestem taka pasywna i milcząca, niż kiedy usiłowałam drzeć z nią koty.

      Przyznaję, że przeżyłam spore rozczarowanie, budząc się w tym stanie. W jednej chwili człowiek stoi w niedzielny poranek w kuchni, gwiżdże radośnie


Скачать книгу