Rozmowy z seryjnymi mordercami. Christopher Berry-Dee

Rozmowy z seryjnymi mordercami - Christopher  Berry-Dee


Скачать книгу
z policjantami o serii niedawnych morderstw.

      * * *

      Felicia Stephens, kobieta mierząca sto sześćdziesiąt pięć centymetrów i ważąca pięćdziesiąt dwa kilogramy, miała czarne włosy, śniadą skórę i brązowe oczy. Pracowała jako prostytutka i miała nieszczęście wsiąść do samochodu Shawcrossa na Lyell Avenue późnym wieczorem w czwartek 28 grudnia 1989 roku. Trzy dni później dozorca pracujący w Northampton Park zauważył pokryte lodem czarne dżinsy leżące w śniegu. W ich kieszeni znaleziono dokument tożsamości na nazwisko Felicia Stephens.

      Później, w trakcie dokładniejszych poszukiwań, policja znalazła szare buty z marszczonej skóry i przyjęła, że ofiarę zakopano w pobliżu. W niedzielę 31 grudnia myśliwy polujący na jelenie odkrył kobiece ciało w zrujnowanej wiejskiej chacie około trzystu metrów od miejsca znalezienia ubrania, a następnie zatelefonował na policję.

      Shawcross utrzymywał później, że Felicia, mająca na sobie tylko futro narzucone na gołe ciało i buty, wsadziła głowę do jego samochodu na Lyell Avenue. „Uciekała przed alfonsem – powiedział. – Szczerze się przeraziłem i nacisnąłem guzik zamykający okno. Ciągnąłem ją kilka przecznic, później się zatrzymałem, a ona wsiadła do samochodu i spytała, czy chcę uprawiać z nią seks. Zawiozłem ją nad rzekę i udusiłem”.

      * * *

      Aresztowanie i późniejszy proces Arthura Shawcrossa to efekt szczęśliwego zbiegu okoliczności i uporczywej pracy policji. Jednak los tego psychopaty ostatecznie przypieczętowały jego cechy charakterologiczne, ponieważ w czwartek 4 stycznia 1990 roku praktycznie sam oddał się w ręce policji i natychmiast trafił do aresztu.

      Tego popołudnia helikopter policji stanu Nowy Jork latał nad wschodnią częścią Northampton Park, mniej więcej pięć kilometrów od miejsca, gdzie kilka dni wcześniej znaleziono ubranie June Cicero. Starszy funkcjonariusz śledczy John P. McCaffrey, jeden z dwóch obserwatorów na pokładzie, zauważył w skutym lodem Łososiowym Potoku coś, co przypominało zamarznięte zwłoki. Prawie w tej samej chwili drugi obserwator zwrócił uwagę na tęgiego białego mężczyznę, który sikał albo masturbował się przy barierce mostu. Mężczyzna znieruchomiał, spojrzał w niebo, wrzucił do potoku plastikową butelkę, a następnie odjechał szarym czterodrzwiowym chevroletem. Szybko ustalono, że auto należy do domu opieki w Spencerport; ślady doprowadziły do Arthura Shawcrossa.

      Kiedy policja zapoznała się z kryminalną przeszłością podejrzanego, przesłuchała go w jego domu. Gwałtownie zaprzeczył, że ma coś wspólnego z morderstwami; postanowiono zostawić go w spokoju do rana, lecz jednocześnie podjęto inne czynności śledcze. Dom przez całą noc był pod obserwacją grupy policjantów. Wczesnym rankiem detektywi Lenny Boriello i Dennis Blythe zabrali Shawcrossa na przyjacielską pogawędkę na komendzie policji. Po kilku godzinach przyznał się do winy i obecnie odsiaduje dwa wyroki dwustu pięćdziesięciu lat więzienia. Opuści zakład karny w trumnie z sosnowych desek.

      * * *

      Od chwili aresztowania Shawcross konsekwentnie nie zgadzał się na wywiad. Zmienił zdanie dopiero po kilku latach nieregularnej korespondencji. Zgoda miała postać lakonicznej, odręcznej notatki, która brzmiała: „Spotkam się z panem”.

      Przygotowując się do wywiadu, rozmawiałem ze wszystkimi osobami mającymi związek z życiem i zbrodniami Arthura, zwłaszcza z Clarą Neal, która uważa, że powinien zostać zwolniony.

      „Będę mu dawała tabletki – obiecała – więc nikogo więcej nie zamorduje. Poza tym wkrótce weźmiemy ślub. Naprawdę go kocham. To taki cudownie delikatny mężczyzna”.

      Pierwszy wywiad rozpoczął się w poniedziałek 19 grudnia 1994 roku kwadrans po dziesiątej rano w zakładzie karnym Sullivan. Zanim spotkałem się z seryjnym zabójcą, strażnicy wyjaśnili, że Shawcross w dalszym ciągu jest uważany za wyjątkowo niebezpiecznego więźnia, przerażającą maszynę do zabijania.

      „W ułamku sekundy może się zmienić w dziką bestię – powiedzieli. – Jeśli zblednie, skurczy mu się twarz albo zacznie się pocić, powinien pan natychmiast uciekać. Jest tak silny, że może urwać panu głowę”.

      Arthur Shawcross waży sto dwadzieścia siedem kilogramów i mierzy sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, ma podłużną głowę, przerzedzone siwe włosy, bulwiasty nos i małe, czarne, blisko osadzone świńskie oczka, zawsze załzawione. Wygląda groźnie: zwracają uwagę masywne ramiona, potężne bary i wydatny brzuch z fałdami tłuszczu. Jednak dolna część ciała Shawcrossa nie pasuje do reszty sylwetki: ma krótkie, grube nogi o bardzo drobnych stopach. Patrząc na niego, można odnieść wrażenie, że lada chwila straci równowagę i upadnie na ziemię.

      W czasie pierwszego z czterech wywiadów siedzieliśmy naprzeciwko siebie w małym zamkniętym pomieszczeniu. Byliśmy sami, a Shawcross spożywał lunch. Żarłocznie wpychał jedzenie do ust i rozglądał się ukradkiem, jakby w obawie, że ktoś mógłby je ukraść.

      Kiedy otarł z ust tłuszcz i okruchy, spytałem, dlaczego zjadał części ciała wielu ofiar. Uśmiechnął się i odpowiedział: „Tak, zjadałem. Cóż, ludzkie ciało ma smak wieprzowiny. Lubię mięso, surowe mięso, taki już jestem. Jem surowe hamburgery, surowe steki, surową wieprzowinę. Nie wiem, dlaczego jadłem ludzkie mięso, ale po prostu to robiłem. Koniec, kropka”.

      Milczał dłuższą chwilę. Nerwowo obracał w grubych palcach styropianowy kubek. Spoglądał w sufit, jakby wypatrywał niewidzialnej muchy, po czym dodał: „Kiedyś zjadłem kawałek mięsa z kością. Przed chwilą po prostu to sobie przypomniałem”.

      Boże! – pomyślałem. Jak można coś takiego „po prostu sobie przypomnieć”?!

      W czasie pobytu w Wietnamie Shawcross nigdy nie strzelał z broni palnej, jednak lubi się przechwalać swoimi wyczynami wojennymi. Rozmowa na ulubiony temat to dobry sposób zdobycia jego zaufania. Zgodnie z przewidywaniami Arthur natychmiast zaczął snuć barwne opowieści. Oświadczył, że zabił nawet pięćdziesięciu ludzi, realizując misje typu „szukaj i zniszcz”, jak to określił. Utrzymywał, że kazano mu likwidować każdego napotkanego człowieka.

      Chociaż makabryczne zbrodnie wojenne Arthura wydają się nieprawdopodobne, uwielbia o nich opowiadać, choćby po to, by szokować słuchaczy. Kiedy go przycisnąć, ten ograniczony umysłowo człowiek podaje mnóstwo często sprzecznych okoliczności mających usprawiedliwić jego ohydne zbrodnie. Mówi o molestowaniu seksualnym, zwłaszcza kazirodztwie, i rzekomej działalności w stylu Rambo w Wietnamie. „Wojsko nauczyło mnie zabijać, ale nie nauczyło nie zabijać. Jestem swoim własnym bogiem, sędzią, ławą przysięgłych i katem. Zabiłem w życiu pięćdziesiąt trzy istoty ludzkie. Sam chcę wiedzieć dlaczego”.

      W równie dziwny sposób wyjaśnia, dlaczego mordował prostytutki. Na początku oświadczył, że kazał mu je zabijać Bóg, bo roznoszą AIDS. Skonfrontowany z oczywistą prawdą, że zgwałcił i zamordował również dwoje dzieci i dwie przyzwoite kobiety, zamknął się w sobie i nie udzielił odpowiedzi. W trakcie wywiadów nieustannie sobie zaprzeczał.

      Przyznał, że wiele kobiet zamordował po tym, jak uprawiał z nimi seks. Pewnego dnia udusił ofiarę, bo w trakcie seksu oralnego ugryzła go w penisa, co niezbyt pasuje do zapewnień, że kazano mu zabijać prostytutki, ponieważ chorują na AIDS. Zmasakrował inną pechową ofiarę, gdy przypadkowo przycięła sobie głowę w oknie jego samochodu. Utrzymywał, że ciągnął ją przez kilka przecznic, zanim spokojnie wsiadła do wozu i spytała, czy ma ochotę na seks.

      Jedna z kobiet została zamordowana, ponieważ rzekomo oskarżyła Arta o kradzież portmonetki. Drugą zabił, bo ukradła pieniądze z jego domu, a następnie zagroziła, że opowie pani Shawcross o romansie, który ich łączył. Później zaczął mnie przekonywać, że cierpi na rzadką chorobę genetyczną, która sprawiła, że stał się seryjnym mordercą. Prawie natychmiast zmienił ton i oskarżył swoje cztery żony o to, że nie chciały uprawiać z nim seksu,


Скачать книгу