Trauma. Judith Herman
że w sytuacji ciągłego zagrożenia żołnierze popadają w skrajną zależność emocjonalną od innych żołnierzy równych sobie rangą oraz od swoich dowódców. Zauważyli, że najsilniejszą ochronę przed załamaniem psychicznym daje dobre morale i mocne przywództwo w małej jednostce bojowej57.
Metody leczenia wypracowane podczas drugiej wojny światowej miały na celu utrzymanie cierpiącego żołnierza jak najbliżej jego towarzyszy broni. Preferowano szybkie interwencje tak blisko pola walki, jak to tylko było możliwe, żeby żołnierz mógł niemal natychmiast wrócić do swojego oddziału58. W poszukiwaniu szybkich i efektywnych metod leczenia traumy psychiatrzy wojskowi raz jeszcze odkryli użyteczność odmiennych stanów świadomości. Odkryli, że wprowadzanie pacjentów w takie stany pomaga im dotrzeć do traumatycznych wspomnień. Kardiner i Spiegel praktykowali hipnozę, Grinker i Spiegel zaś używali amytalu sodu, a swoją metodę nazywali „narkosyntezą” (narcosynthesis). Podobnie jak było wcześniej z histerią, także w przypadku nerwicy wojennej główny cel „leczenia rozmową” stanowiło uzdrowienie i katartyczne uwolnienie traumatycznych wspomnień oraz towarzyszących im uczuć przerażenia, gniewu i rozpaczy.
Psychiatrzy, którzy byli pionierami w stosowaniu tej metody, rozumieli, że uwolnienie traumatycznych wspomnień nie wystarczy, by osiągnąć trwałe wyleczenie. Kardiner i Spiegel ostrzegali, że choć hipnoza może być pomocna w uwolnieniu traumatycznych wspomnień, to samo katartyczne doświadczenie w niczym nie pomoże. Hipnoza zawodzi – wyjaśniali – jeżeli „brakuje odpowiedniej kontynuacji całego procesu”59. Grinker i Spiegel wiedzieli również, że leczenie nie zakończy się sukcesem, jeżeli odzyskane i uwolnione pod wpływem narkotyku emocje nie zostaną ponownie zintegrowane z resztą świadomości. Skutki wojny– twierdzili – „nie są jak napis na tabliczce, który można zetrzeć i tabliczka znowu będzie czysta. Wojna pozostawia trwałe ślady w ludzkich umysłach, zmieniając je, jak każde z ważnych wydarzeń, przez które ludzie przechodzą”60.
Z reguły jednak te mądre ostrzeżenia były ignorowane. Nowe metody szybkiego leczenia ofiar z zaburzeniami psychicznymi uznano wówczas za wielki sukces. Według jednego z raportów osiemdziesiąt procent walczących w drugiej wojnie światowej mężczyzn, którzy załamali się z powodu zbyt silnego stresu, w ciągu tygodnia powracało do jakiegoś rodzaju obowiązków. Trzydzieści procent powracało do swoich jednostek bojowych61. Mało uwagi poświęcano losowi, który czekał tych mężczyzn po powrocie do pełnienia obowiązków, nie wspominając już o ich losie po zakończeniu wojny i powrocie do domów. Tak długo, jak mogli funkcjonować choćby w minimalnym zakresie, uważano ich za wyleczonych. Po zakończeniu wojny jak zawsze powróciła ta sama amnezja. Publiczne lub medyczne zainteresowanie stanem psychicznym wracających żołnierzy nie było wielkie. Długotrwałe skutki traumy wojennej raz jeszcze zostały zapomniane.
Systematyczne i zakrojone na szeroką skalę badania długotrwałych skutków uczestnictwa w wojnie nie zostały podjęte aż do czasów wojny w Wietnamie. Motywacja do rozpoczęcia badań nie pochodziła wtedy od autorytetów wojskowych ani medycznych, ale była wynikiem pracy organizacji założonych przez rozczarowanych wojną żołnierzy.
W roku 1970, najgorętszym okresie wojny w Wietnamie, dwaj psychiatrzy, Robert Jay Lifton i Chaim Shatan, spotkali się z przedstawicielami nowej organizacji noszącej nazwę Vietnam Veterans Against the War (Weterani Wojny w Wietnamie przeciwko Wojnie). Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by weterani organizowali się przeciwko nadal trwającej wojnie, w której wcześniej brali udział. Zorganizowani w tę niewielką grupę żołnierze, spośród których wielu wyróżniło się prawdziwym męstwem, zwracali swoje medale i publicznie mówili o popełnionych przez siebie zbrodniach wojennych. Ich działalność wzmacniała wiarygodność rosnących w siłę ruchów antywojennych. „Podważali – pisał Lifton – powszechny wizerunek szlachetnego żołnierza i panujących na wojnie zasad; ukazywali fałszywość promowanego w ich kraju obrazu sprawiedliwej wojny”62.
Występujący przeciw wojnie weterani utworzyli grupy, które nazywali rap groups („grupy oskarżycielskie”). W trakcie spotkań opartych na zasadach wzajemnego zaufania żołnierze opowiadali sobie i ponownie przeżywali traumatyczne doświadczenia wojenne. Na spotkania zapraszali także empatyzujących z ich doświadczeniem psychiatrów, żeby korzystać z ich wsparcia. Shatan wyjaśniał później, dlaczego szukali pomocy poza tradycyjnymi instytucjami: „Wielu z nich odczuwało ból, jak sami o tym mówili. Ale nie chcieli szukać pomocy w rządowych instytucjach dla weteranów. (…) Potrzebowali własnej przestrzeni, w której mogli sami ustalać zasady”63.
Cel tych grup był dwojaki: nieść pomoc weteranom cierpiącym z powodu traumy wojennej oraz rozpowszechniać wiedzę o skutkach toczonej wojny. Wyznania przedstawicieli grup zwróciły uwagę opinii publicznej na trwałe dolegliwości psychiczne, do których prowadzi udział w wojnie. Weterani nie pozwalali o sobie zapomnieć. Nie zgadzali się też na stygmatyzację. Domagali się, by ich cierpienie uznano za uzasadnione i godne szacunku. Oto słowa weterana marynarki wojennej Michaela Normana:
Nasz gniew dziwił przyjaciół i rodzinę. „Skąd ten płacz?” – pytali. Skąd ten zły nastrój i zniechęcenie? Nasi ojcowie i dziadkowie poszli na wojnę, zrobili, co było trzeba, i nie narzekali. Dlaczego nasze pokolenie było inne? Otóż okazuje się, że nie było. Nie różniło się niczym. Kiedy starzy weterani „słusznych” wojen zostają wyciągnięci zza kurtyny mitu i sentymentów, kiedy stają przed nami w pełnym świetle, zdają się tak samo wściekli i samotni. (…) Byliśmy więc wściekli. Nasz gniew był bardzo stary, atawistyczny. Byliśmy wściekli tak jak wszyscy inni cywilizowani mężczyźni, których kiedykolwiek zmuszono do mordowania w imię pięknych haseł64.
Do połowy lat siedemdziesiątych powstały setki nowych nieformalnych rap groups. Pod koniec dekady w wyniku presji politycznej wywieranej przez weteranów wydano oficjalną decyzję o wdrożeniu, w ramach państwowej pomocy dla nich, programu o nazwie Operation Outreach (Operacja Dostęp). Zorganizowano ponad sto ośrodków prowadzonych przez weteranów i działających na zasadzie samopomocy i wzajemnego wsparcia. Nieustępliwość weteranów dała również impuls do systematycznych badań psychiatrycznych. W latach następujących po wojnie w Wietnamie powstawały rządowe programy badań mających na celu rozpoznanie wpływu doświadczeń wojennych na późniejsze życie żołnierzy. W pięciotomowym studium na temat skutków wojny w Wietnamie opisano syndrom znany jako zespół stresu pourazowego, nie pozostawiając cienia wątpliwości co do jego związku z doświadczeniami wojennymi65.
Zaufanie, jakim cieszyły się ruchy antywojenne, i narodowe doświadczenie klęski w kompromitującej wojnie pozwoliły dostrzec w traumie trwałe i nieuniknione następstwo działań wojennych. W roku 1980 po raz pierwszy trauma mogła być zdiagnozowana jako „prawdziwa” choroba. Właśnie tego roku Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne włączyło do swojego oficjalnego wykazu chorób nową jednostkę – otrzymała ona nazwę zespołu stresu pourazowego (post-traumatic stress disorder, PTSD)66. Obraz kliniczny tego zaburzenia odpowiada także opisanej przez Kardinera czterdzieści lat wcześniej nerwicy traumatycznej. W ten sposób trauma, w ubiegłym wieku okresowo zapominana i ponownie odkrywana, trafiła w końcu do diagnostycznego kanonu.
Wojna płci i jej nerwica frontowa
Pod koniec dziewiętnastego wieku studia nad histerią zatrzymały się z powodu pytań o traumę seksualną. W czasie, kiedy prowadzone były te badania, nie było świadomości, że przemoc jest codziennością życia seksualnego i domowego kobiet. Freud dostrzegł tę prawdę i wycofał się w przerażeniu. Przez większość dwudziestego wieku to studia nad weteranami wojennymi prowadziły do rozwoju wiedzy na temat zaburzeń traumatycznych. Dopiero za sprawą kobiecych ruchów wolnościowych z lat siedemdziesiątych stało się jasne, że najbardziej powszechnymi zaburzeniami traumatycznymi nie są wcale te, które dotykają mężczyzn na wojnie, ale te, na które cierpią kobiety w życiu cywilnym.
To, jak wyglądało życie kobiet, było – jako osobiste – ukryte