Idealna żona. Kimberly Belle

Idealna żona - Kimberly Belle


Скачать книгу
aktualny stan moich emocji.

      Jest środek nocy, moja żona zniknęła, a brzydsza wersja Sabine siedzi naprzeciwko mnie i wygląda, jakby szukała zaczepki. Nie wiem, co takiego mają w sobie te siostry, ale obie doskonale wiedzą, jak zagrać mi na nerwach.

      – Jeffrey, ja niczego nie powiedziałam.

      – Nie, ale chciałaś. Śmiało. To twoja wielka szansa. Mów, o co ci chodzi.

      – Dobrze. Chcesz, żebym powiedziała to na głos? – Odkłada długopis z trzaskiem, dociskając palcami do blatu. – Gdzie jest Sabine?

      – To ja do ciebie zadzwoniłem, pamiętasz? Dlaczego mnie o to pytasz?

      Ingrid przewraca tymi swoimi paciorkowatymi oczami jak u węża.

      – Daj spokój, Jeffrey. Moja siostra i ja codziennie ze sobą rozmawiamy. Mówimy sobie wszystko.

      Żadna mi nowość. Gdy mają dobry dzień, Ingrid i Sabine potrafią rozmawiać przez telefon godzinami, rozprawiając o drobnostkach takich jak rodzaj taco, które jadły na lunch, albo ulubiona marka tamponów. W zeszły weekend przegadały całe popołudnie, dumając nad konsystencją odchodów swojej matki i nad tym, czy zmiana diety może spowolnić demencję, która wyżera jej mózg. Wiem, że gadają po dziesięć razy dziennie. Przez większość czasu jestem tego świadkiem.

      – Cóż, najwyraźniej nie powiedziała ci, dokąd się wybiera.

      – A może nie była w stanie.

      Przez ułamek sekundy nie rozumiem, o co jej chodzi. Przez jedną ulotną chwilę wydaje mi się, że ona też uważa, że mogło jej się stać coś złego, a potem nagle zastygam w bezruchu. Nie mam problemu z tym, że Ingrid myśli, że Sabine stała się jakaś krzywda, ale potem dociera do mnie, że jest przekonana, że miałem z tym coś wspólnego.

      – Lepiej uważaj – mówię ostrym tonem. Moje słowa przypominają rozkaz. – Gdybym cię nie znał, mógłbym pomyśleć, że mnie o coś oskarżasz.

      – A co, czujesz się winny?

      – Nie.

      – Wiem o waszych kłótniach. Sabine dzwoni do mnie po każdej awanturze.

      To oczywiste. Obie są zawsze tego samego zdania, zawsze się ze sobą zgadzają. Są dla siebie nawzajem niczym głos rozsądku i najlepsza doradczyni. Jeśli druga siostra zgadza się z pierwszą, ich opinie wzajemnie się potwierdzają. Dwie podobnie myślące siostry bliźniaczki nie mogą się mylić.

      Do tego dochodzi łącząca je dziwna, bliźniacza telepatia. Przyprawiająca o gęsią skórkę umiejętność, dzięki której jedna wie, co chce powiedzieć ta druga, jeszcze zanim to zrobi. W zeszłe Boże Narodzenie podarowały sobie identyczny prezent, okropną beżową portmonetkę w kształcie torby z jedzeniem na wynos. Piszczały przy tym z radości, jakby wygrały na loterii. Nie mam pojęcia, jak rywalizować z czymś takim.

      – I co z tego? Wszystkie pary się kłócą, o czym na pewno byś wiedziała, gdybyś umiała zatrzymać przy sobie faceta na tyle długo, żeby tworzyć związek. To, gdzie przebywa Sabine, nie ma nic wspólnego z naszymi kłótniami.

      Ingrid unosi niewyskubaną brew.

      – Nie wiedziałeś, że ma nowego szefa, a to wydarzyło się wieki temu. Kiedy po raz ostatni szczerze ze sobą porozmawialiście? Kiedy ostatnio uprawialiście seks?

      – To nie twój zasrany interes. Nigdy więcej nie zadawaj mi tego pytania. Nie, kiedy jesteś w moim domu.

      Składa dłonie na bloczku. Gdyby nie zbielałe kłykcie, pomyślałbym, że się uspokoiła.

      – Serio? Jestem całkiem pewna, że dom należy do Sabine.

      To najbardziej przykra rzecz, którą mogła mi powiedzieć, i choć nienawidzę jej za to, osobą, którą obwiniam za ten stan rzeczy, jest Sabine. Sabine wie, że nazwisko wymienione w dokumentach hipoteki jest jak pijany krewny próbujący rozmawiać o polityce na proszonej kolacji. Zwyczajnie lepiej go ignorować. Ten drażliwy temat od zawsze powodował między nami napięcia, ale jak już wspomniała Ingrid, Sabine mówi swojej siostrze o wszystkim.

      – Moja żona powinna trzymać język za zębami. Nasze prywatne sprawy takie właśnie są – prywatne. Nie powinna dzielić się z tobą każdym najmniejszym szczegółem z naszego życia, tak jak ja nie powinienem ci teraz mówić, że gdziekolwiek ona się znajduje, ja nie miałem z tym nic wspólnego.

      Ingrid milknie, choć gołym okiem widać, że ma jeszcze dużo do powiedzenia. Gapi się na mnie, żując dolną wargę i rozważając wszystkie opcje. Widzę dokładnie, w której sekundzie podjęła decyzję, bo jej oczy – oczy Sabine – robią się zimne jak lód.

      – Powiedziała mi, co jej zrobiłeś.

      Mówi to od niechcenia niskim, zwodniczo spokojnym głosem, jakbym doskonale wiedział, co ma na myśli.

      Wiem, a wściekłość eksplodująca w moim wnętrzu jest równie znajoma, co siedząca po drugiej stronie stołu kobieta. Sabine powiedziała Ingrid, co zrobiłem, a ja mam ochotę przeskoczyć przez blat, owinąć dłonie wokół jej gardła i ściskać tak długo, aż wymaże te okropne słowa ze swoich myśli.

      – A powiedziała ci, co sama zrobiła?

      – Już o tym wspominałam. Sabine zwierza mi się ze wszystkiego.

      – W takim razie wiesz, że to ona mnie sprowokowała.

      – To żadna wymówka! Mężczyzna nigdy nie powinien tknąć kobiety palcem, Jeffrey. Chyba nie muszę ci tego mówić.

      Pogardliwy ton głosu Ingrid wgryza się w moją skórę niczym kleszcz. Sabine powiedziała, że mi wybacza. Obiecała, że nigdy nie będziemy do tego wracać, a potem wypaplała wszystko siostrze. To oczywiste, że Ingrid uważa mnie za drania. Usłyszała tylko jedną wersję całej historii.

      – Sabine oskarżyła mnie o to, że przestałem angażować się w nasze małżeństwo. Powiedziała, że jestem nieczuły i obojętny, zarówno pod względem emocjonalnym, jak i fizycznym. Bez przerwy narzekała, że jej miłosny zbiornik jest pusty, cokolwiek to miało znaczyć. Wiesz co? Nie muszę się przed tobą tłumaczyć. Sęk w tym, że się pokłóciliśmy, i to bardzo, a potem przeprosiliśmy i puściliśmy to w niepamięć. Tak robią udane małżeństwa – wybaczają sobie nawzajem i skupiają na przyszłości.

      Słyszę wychodzące z moich ust słowa i zastanawiam się, czy są prawdziwe. Nie chodzi o narzekania Sabine – nigdy się z nimi nie kryła – ale o nas jako małżeństwo. O wybaczanie sobie nawzajem. O bycie udaną parą.

      Czy Sabine i ja jesteśmy udaną parą? Byliśmy, dawno, dawno temu. Przez kilka pierwszych lat byliśmy tą parą. Wszyscy chcieli być tacy jak my. Szczęśliwi. Zakochani i namiętni jednocześnie. Para, która potrafi przetrwać razem największe życiowe zawieruchy. Nagłe zapominalstwo i roztargnienie jej matki. Moją niską liczbę plemników i ich nieumiejętność dotarcia do osłabionej macicy Sabine. „Zapewnimy twojej matce najlepszą możliwą opiekę”, szeptałem na ucho szlochającej Sabine. „Adoptujemy”. To działo się w czasach, kiedy wszystko, nawet to, co niemożliwe, wydawało się możliwe. Byłem bohaterem, wspierającym mężem, specem od naprawiania. Mogłem naprawić wszystko.

      A potem wydarzyło się coś, czego nie byłem w stanie naprawić: moja kariera zwolniła, a ja utknąłem w połowie drogi na szczyt w PDK Workforce Solutions. Specjalista ds. klientów brzmi imponująco, ale w rzeczywistości to stanowisko średniego szczebla, które wiąże się z podlizywaniem nachalnym, zrzędliwym klientom i urabianiem ich tak, by kupili szajs, którego wcale nie potrzebują.

      Jeszcze bardziej ogranicza mnie fakt, że nie mam przed sobą żadnych perspektyw rozwoju. Kolejnym szczeblem w korporacyjnej drabinie jest stanowisko mojego szefa, a on blokuje je niczym pies


Скачать книгу