Gwiazda Demonów. B.V. Larson

Gwiazda Demonów - B.V. Larson


Скачать книгу
do innych zadań. Potrzebuję rozgarniętej istoty biologicznej ze sporą ilością wolnego czasu, zmotywowanej, żeby drążyć tak długo, aż coś znajdzie.

      Kwon wybuchnął śmiechem.

      – Brzmi pan jak Hoon. Może sam powinien przeprowadzić śledztwo we własnej sprawie? – Rozbawiony, uderzył otwartą dłonią w kolano i dopił piąte piwo.

      Przestałem już marzyć o dotrzymaniu mu tempa, ale dokończyłem trzecią butelkę i otworzyłem czwartą.

      – Kto jeszcze się nadaje? Cornelius? – zapytałem. – Ufam jej, ale i bez tego jest przepracowana, poza tym nawet nie jest technikiem. Musieliby jej pomagać podwładni, więc trudno o zachowanie tajemnicy śledztwa.

      Kwon nachylił się w moją stronę, kładąc swoje ogromne ręce na stoliku, który aż zaskrzypiał pod jego ciężarem.

      – Rada od dowódcy marines z trzydziestoletnim stażem: nie trzeba koniecznie wszystkim ufać. Wystarczy wiedzieć, co komu w głowie siedzi. Na przykład, jeśli jest facet, którego strasznie ciągnie do dziwek, nawet nie próbuję go powstrzymać.

      Popatrzyłem na niego z namysłem.

      – A co pan robi?

      – Po prostu każę mu meldować dowódcy oddziału, w którym burdelu siedzi, aby dało się go w razie czego szybko znaleźć. I mówię, żeby informował, gdyby tam się coś działo, na przykład jakby ktoś okradał klientów. Trzeba takiemu dać zadanie, które idzie w parze z jego wadami. Tak pan zrobił z Hansenem.

      Wyprostowałem się i skrzyżowałem ręce na piersi.

      – O proszę. Mówiłem, że pan jest mądry, Kwon. Ale jak mogę tę radę zastosować w obecnej sytuacji?

      – Szefie, trzeba wybrać kogoś, komu będzie zależeć równie mocno, co panu. Kogoś, kto ma umiejętności i czas.

      Westchnąłem z irytacją.

      – Nie ma nikogo więcej.

      Wzruszył ramionami.

      – A Kalu?

      Omal się nie zakrztusiłem.

      – Oszalał pan? Nienawidzi mnie.

      – Nie jako kapitana, tylko jako faceta, który odrzucił jej zaloty. Po tej akcji z Sokołowem załoga jej nie znosi. Nie ma życia nigdzie oprócz laboratorium i własnej kajuty… a także kajuty chorążego Ahmeda. Chłop ma co noc niezły trening. – Kwon wyszczerzył się obleśnie i wykonał nieprzyzwoity gest. – Pan na jej miejscu też by chciał, żeby wszyscy wściekli się dla odmiany na kogoś innego.

      Zastanowiłem się.

      – To rzeczywiście ma sens. Kalu posiada odpowiednie umiejętności i jestem przekonany, że to nie ona próbowała nas zabić. – Poklepałem wielkoluda po ramieniu. – Wiedziałem, że wizyta u pana to dobry pomysł.

      – Piwo to zawsze dobry pomysł, szefie. – Osuszył ostatnią butelkę i zerknął na moje dwie. Przysunąłem je do niego.

      – Proszę bardzo. I dzięki. Muszę się spotkać z Kalu.

      – Lepiej przedtem włożyć pancerz! – zarechotał Kwon i beknął.

      – Dzięki za radę. – Zasalutowałem dla żartu. – Do zobaczenia później.

      Najpierw wstąpiłem na pokład artyleryjski, gdzie nakreśliłem Cornelius sytuację i kazałem jej prowadzić dochodzenie w sprawie Hoona. Nie poinformowałem jej o udziale Marvina ani o ewentualnym zaangażowaniu Kalu. Stwierdziłem, że im więcej śledczych zbada trop niezależnie od siebie, tym lepiej.

      Moim drugim przystankiem był dział logistyki, gdzie okazało się, że Adrienne wyszła na lunch. Spojrzałem na zegarek i odkryłem, że spóźniłem się na umówione spotkanie. Zakląłem, po czym wpadłem do łazienki, żeby opróżnić pęcherz i doprowadzić twarz do porządku, a potem popędziłem do mesy.

      Spojrzenie, którym obrzuciła mnie Adrienne, błyskawicznie schłodziłoby butelkę szampana, więc zrobiłem skruszoną minę i cmoknąłem ją w policzek.

      – Przepraszam, coś mnie zatrzymało.

      – Tak, pewnie ta cysterna z piwem, z którą się zderzyłeś.

      – Urządziliśmy sobie z Kwonem burzę mózgów. Poważnie. Dzięki niemu mam pomysł.

      – Kwon i pomysły? – zapytała szyderczo.

      – Hej, może nasz starszy sierżant nie jest tytanem intelektu, ale zna się na ludziach. Łatwiej mi się myśli, gdy z nim rozmawiam.

      – I to wcale nie jest wymówka, żeby pić w porze lunchu.

      – Tylko trzy piwka – powiedziałem, ale zaraz zmrużyłem oczy. – A może pięć, już nie pamiętam. W każdym razie potrzebuję twojej pomocy.

      Jej rysy trochę złagodniały.

      – Och, teraz potrzebujesz mojej pomocy? No dobrze, ale będzie cię to kosztować. Cenę podam później. Jak więc mogę służyć mojemu szanownemu kapitanowi?

      – Poza tym, co oczywiste? – Uśmiechnąłem się szeroko.

      Zrobiła zirytowaną minę, ale zrozumiała, że to komplement.

      – Tak, poza tym. Wiesz, jestem czymś więcej niż tylko ładną buzią.

      – Masz jeszcze cudowne ciało. I wspaniale się z tobą rozmawia, nie wszyscy o tym wiedzą. Nie wspominając o…

      – Och, daj już spokój. – Roześmiała się, co oznaczało, że opuściłem pole minowe.

      Wiedziałem, że temat, który chcę poruszyć, jest równie niebezpieczny. A jednak nie miałem wyboru.

      – Muszę dać Kalu pewne zadanie – powiedziałem i uniosłem dłoń, gdy tylko zrobiła kwaśną minę na dźwięk tego nazwiska. – Dlatego przyszedłem do ciebie. Żebyś wiedziała, że nic między nami nie zajdzie. Nie żebym w ogóle chciał…

      Po jej minie poznałem, że stąpam po cienkim lodzie. Brnąłem dalej, bo co innego mi pozostało?

      – W każdym razie Kwon powiedział, że nie trzeba kogoś lubić albo darzyć zaufaniem, żeby powierzyć mu śledztwo w sprawie tego, kto nam bruździ. Wystarczy motywacja, a Kalu ma przerąbane u załogi. Nie brakuje jej ani umiejętności, ani chęci, żeby znaleźć prawdziwego sprawcę. Jeśli się czegoś dowie…

      – Załoga jej odpuści – dokończyła Adrienne. – Rozumiem.

      Zmrużyła oczy, ale nie ze złości, tylko z namysłu.

      – W porządku – powiedziała po chwili. – Co mam robić?

      – Chodź ze mną pogadać z Kalu. Bądź moim wsparciem.

      – Chyba raczej twoją przyzwoitką.

      Uniosłem otwarte dłonie.

      – Nazywaj to, jak chcesz. Słuchaj, mamy niewielu ludzi. Jeśli przekonamy Kalu do współpracy, wszyscy na tym skorzystają. I z pewnością wiesz, że ona i Ahmed są zajęci sobą. On na pewno musi się napocić, żeby jakoś zadowolić swoją nauczycielkę.

      Adrienne przytaknęła, rozluźniając się.

      – Dobrze, kapitanie. Twój oficer do spraw logistyki będzie ci towarzyszyć podczas wszystkich interakcji z doktor Kalu. Oczywiście z czysto profesjonalnych pobudek.

      Wstałem z szerokim uśmiechem.

      – Chodźmy.

      Adrienne chwyciła mnie za rękę, żebym pomógł się jej podnieść.

      – Tak jest, kapitanie. Prowadź.

      Muszę


Скачать книгу