Gwiazda Demonów. B.V. Larson

Gwiazda Demonów - B.V. Larson


Скачать книгу
wrócił w samą porę – bez Kwona.

      – Nie znalazłem sierżanta, pewnie wyrzuciło go poza kadłub. Nie odbieramy jego sygnału, ale możliwe, że żyje…

      Wymieniliśmy spojrzenia. Hansen próbował jak najłagodniej przekazać mi złe wieści.

      – Zmniejszyć przyspieszenie – rozkazałem. – Niech fregaty cofną się i poszukają zaginionych marines.

      Kiedy Hansen wypełniał polecenie, skupiłem uwagę na korwetach, z których wystrzelono pociski. Byłem w stanie myśleć tylko o Kwonie. Wydawało mi się nie w porządku, żeby wielkolud, który towarzyszył mojemu ojcu w niezliczonych kampaniach, głupio zginął z powodu mojej arogancji. Przepełniała mnie chęć zemsty na Demonach.

      Ustaliliśmy ich przewidywaną trajektorię. Wyglądało na to, że miną nas w sporej odległości. Musiałem podjąć decyzję. Oddać w kierunku korwet kilka strzałów i pozwolić im odlecieć czy zmienić kurs tak, aby znaleźć się na ich drodze i je wyeliminować?

      Zdecydowałem się na drugą opcję. Wrogowie pozwolili sobie na oddanie jednej salwy z ograniczonej puli rakiet – w końcu jednostki były niewielkie – a mieli ich tylko osiem. Naszych siedem okrętów i sześćdziesiąt sztyletów zapewniało co najmniej dziesięciokrotną przewagę. Na ich korzyść działała jedynie prędkość. Mogliśmy nie tylko łatwo wygrać starcie, ale i dowiedzieć się więcej o naszych przeciwnikach.

      Nanity naprawiały złamaną rękę, powodując trudne do zniesienia łaskotanie i pieczenie, ale nie prosiłem medyków o środki przeciwbólowe. Potrzebowałem zachować jasność umysłu, żeby pokonać wroga. Tym razem bez strat.

      – Hansen, obrać kurs zbieżny – powiedziałem. – Nieustraszony, przekaż wszystkim jednostkom, żeby utrzymały formację. Mamy ogromną przewagę siły ognia i chcę ją wykorzystać. Kiedy będą nas wyprzedzać, musimy się uczepić ich ogona.

      – Nie dogonimy ich, kapitanie – stwierdził Hansen. – Za mocno się rozpędziły.

      – Wiem o tym. Chcę tylko zwiększyć czas, jaki spędzą w zasięgu naszego uzbrojenia.

      – Załapałem. – Hansen zwrócił dziób Nieustraszonego w tym samym kierunku, co nadlatujące okręty Demonów, a potem gładko zwiększył ciąg do oporu.

      Gdy nasze pozostałe jednostki również dopasowały kurs i prędkość, wpadłem na pomysł.

      – Bradley, czy sztylety mogą umieścić miny na drodze korwet wroga?

      Dowódca grupy lotniczej pokręcił głową.

      – Nie ma czasu, sir. Wypuściliśmy wszystkie drony. Nie zdążymy sprowadzić ich na pokład, załadować min i wysłać ich na miejsce.

      Nie powiedział tego oskarżycielskim tonem, ale mógł. Zażyczyłem sobie maksymalnej ochrony przed rakietami, więc kazałem rzucić do akcji wszystkie maszyny, przez co straciliśmy możliwość szybkiego wystrzelenia czegoś nowego. Zanotowałem tę lekcję w pamięci.

      – Co z rakietami? – zapytałem.

      – Wysłaliśmy sztylety w celach obronnych, sir. Bez rakiet. Ale możemy wystrzelić salwę z wyrzutni Nieustraszonego.

      – Zróbmy tak. Po jednej sztuce na okręt wroga. Proszę umieścić je nieruchomo na ich drodze. Wykorzystamy rakiety w roli min. Może się uda.

      Na wyświetlaczu ukazało się osiem zielonych trajektorii. Pociski zajęły pozycje przed nadlatującymi z dużą prędkością korwetami Demonów. Ciekawiło mnie, jak przeciwnicy poradzą sobie z tym wyzwaniem, biorąc pod uwagę słabą obronę punktową.

      Dostroiłem holowyświetlacz i wreszcie udało mi się zobaczyć korwety przez czujniki optyczne. Przypominały czarne cylindry, podobne do krążowników Demonów, tyle że mniejsze. Znacznie mniejsze, niżbym się spodziewał. Prawdę mówiąc, nie dostrzegałem żadnego uzbrojenia. Wystrzelone przez nie rakiety musiały być zainstalowane na zewnątrz.

      Manewry korwet w ostatnich sekundach przed spotkaniem z rakietami potwierdziły moje podejrzenia. Osiem niewielkich, cylindrycznych jednostek ustawiło się jak szprychy koła, a potem odpaliło silniki, aby rozproszyć się na wszystkie strony. Nie wykryliśmy żadnych prób zestrzelenia pocisków.

      Jedyne, co mogliśmy zrobić, to zdetonować głowice ułamek sekundy wcześniej. Przy takich prędkościach zgranie w czasie decydowało o porażce albo sukcesie, ale nasi kontrolerzy byli weteranami. Korwety wleciały w chmury eksplozji w momencie, gdy te były największe.

      Dwie jednostki wroga zdołały częściowo uniknąć naszej pułapki, ale obie uległy poważnym uszkodzeniom i poleciały w przeciwne strony, wirując bezwładnie.

      – Połączcie mnie z Marvinem – powiedziałem. Zauważyłem, że robot umieścił Charta w miejscu, gdzie chroniła go potężna obrona punktowa Tropiciela.

      – Tu kapitan Marvin.

      – Masz bez dwóch zdań najszybszy statek. Dasz radę doścignąć jedną z tych uszkodzonych korwet i ją przechwycić?

      – To wiązałoby się z dużą stratą paliwa, kapitanie Riggs.

      – Faktycznie, ale czy nie chciałbyś zbadać technologii Demonów? Czy nasze szanse na przetrwanie nie wzrosłyby znacząco, gdybyśmy wiedzieli, z czym walczymy?

      – Zgadza się. Czy mogę liczyć na tankowanie po powrocie?

      Westchnąłem.

      – Daję ci słowo. Zadbam, żebyś dostał wystarczająco dużo paliwa.

      – Zdefiniuj „wystarczająco dużo”.

      – Marvin, do cholery, z każdą sekundą korwety oddalają się coraz bardziej. Nie będziesz na tym stratny, po prostu leć!

      – Polecenie przyjęte. Bez odbioru.

      Hansen spojrzał na mnie.

      – Niepotrzebnie daje się pan sprowokować.

      – Nie ma pan przypadkiem jakichś raportów o uszkodzeniach do przeczytania?

      – Polecenie przyjęte – odpowiedział i odwrócił się w stronę ekranu.

      Spojrzałem na holowyświetlacz. Chart przyspieszał z pełną mocą swoich przerośniętych silników. Początkowo statek był kosmicznym jachtem ojca Adrienne i w pełni zasługiwał na swoją nazwę. Był szybki. A teraz, po modyfikacjach, które wprowadził Marvin, stał się chyba jeszcze szybszy.

      – Hansen, zawróćmy delikatnie, na samych repulsorach. Kurs na Trójcę-9. A kiedy pan skończy, czekam przy holowyświetlaczu.

      Oficer wykonawczy przytaknął i rozpoczął zwrot. Użycie samych repulsorów oszczędzało paliwo i maskowało kierunek ruchu, o ile wróg nie śledził nas zbyt uważnie. Skończywszy manewr, Hansen oddał stery mózgowi Nieustraszonego i podszedł do mnie.

      – Jaki wniosek można wysnuć z tego ataku? – zapytałem.

      – Że nas nie lubią?

      – To oczywiste. Ale czemu?

      – A czemu mieliby nas lubić?

      Prychnąłem z irytacją.

      – Wieloryby nawiązały z nami stosunki. Podzieliły się przydatnymi informacjami. Nawet Elladianie przynajmniej nie okazali wrogich zamiarów. Czemu więc Demony zaatakowały zupełnie bez słowa?

      – Bo są agresywną rasą, która chce wszystko zagarnąć dla siebie. To insekty, kapitanie. Większość ziemskiego robactwa broni terytorium i próbuje zawłaszczyć dla siebie jak najwięcej. Nie bawią się w negocjacje.

      – To robactwo jest dostatecznie inteligentne, żeby budować okręty kosmiczne.


Скачать книгу