Las, 4 rano. Jan Jakub Kolski

Las, 4 rano - Jan Jakub Kolski


Скачать книгу
głupich dzieci czy wkurwionego szefa. Nic nie robiło na to lepiej niż wykrzywione rozkoszą usta kurwy.

      Dziad usiadł na pieńku, sięgnął do plecaka, wyjął termos z herbatą, ogrzał dłonie, napił się. Był podniecony. Od ośmiu lat utrzymywał kontrolę nad swoim życiem; mieszkał tam, gdzie chciał, robił to, co chciał, sam wybierał sobie przyjaciół (Bańka, Wania, Marynia), ubierał się, a nawet jadł i pił po swojemu. Dowód osobisty, paszport oraz inne dokumenty zakopał w ziemi. Przybliżał się do wolności krok po kroku. To prawda, nie panował jeszcze nad paroma rzeczami, umykały mu, chowały się nieposłusznie w zakamarkach pamięci, ale miał już pomysły, jak temu zaradzić. Metodą miało być unieważnienie. Unieważni nieposłuszne myśli innymi myślami, przykryje nimi jak ziemią, pogrzebie. Wszystko mu się ostatnio udawało, uda się i to. A ten drobiazg, to błahe odstąpienie... Nic groźnego.

      – Miałem nawet kochankę i nic to nie zmieniło – odezwał się nagle i zarechotał. – Miałem kochankę... – powtórzył i aż pokręcił głową z niedowierzaniem.

      Miał kochankę, Natę ze śmieciowiska. Kurwę pół ładną i pół mądrą. Rzucił ją, kiedy zaczęła zadawać zbyt wiele pytań. Nie, nie zakochał się. Do tego było daleko. Ale musiał się teraz przyznać, że to myśl o niej obudziła go o piątej rano.

      – Przyznaję się! – krzyknął. – Obudziła mnie myśl o tobie, kurwo! Ale to żadna miłość. Miłości nie ma i nie będzie. Będzie... spokój. Jestem już o krok od tego.

      Zamilkł, gdy usłyszał zbliżające się auto.

      Nadjechało białe bmw, zatrzymało się przy kontenerach. Z lasu wyszły szarobure kundle. I dla nich zaczynał się dzień. Nata wysiadła, przeciągnęła się, ziewnęła ordynarnie.

      – Zimno, Boria – poskarżyła się.

      Sutener opuścił szybę, podał jej odkręconą piersiówkę z wódką. Wypiła.

      – Już wiosna, Natasza. Nie ma co narzekać. Wiesna uże, żyzń naczinajetsa. Smatri, cwiety uże rastut. Kwiaty już rosną, Natasza.

      Spojrzała, zobaczyła kilka krokusików wybijających spod ziemi.

      – Masz rację, Boria. Już wiosna.

      Ledwo odjechał, dziad wyskoczył z ukrycia. Podbiegł do Nataszy, chwycił wielką łapą za poły futerka, przyciągnął do siebie i wpił się ustami w jej usta. Odskoczyła przestraszona.

      – Ochujałeś?! Jeszcze śpię i nie rozumiem, co się dookoła dzieje. A ty wyskakujesz ze śliną... Viagrę ci dałam przez pomyłkę zamiast herbatników? Kurwa, ale pojebany dzień! Jakiś staruch mnie napada od rana!

      Przetarła usta wierzchem dłoni, sięgnęła po szminkę, poprawiła urodę, popatrując spode łba na dziada.

      Przestępował z nogi na nogę. Nie wiedział, co odpowiedzieć.

      – No chodź – odezwała się łagodniej. – Chodź... Właściwie to się cieszę.

      Przyciągnęła go, pocałowała delikatnie.

      – Ładnie pachniesz. Poznaję, to Roma Laury Biagotti. Prezent ode mnie. Roma, Rzym... Pojedziemy tam kiedyś razem, prawda?

      Nie odpowiedział. Stracił kontrolę nad mową. Chwycił kurwę wpół i poszedł z nią w głąb lasu jak z workiem kartofli. Kiedy oparł ją o drzewo, od razu przypomniała sobie, dlaczego tak za nim tęskniła.

      – Niech będzie pół na pół – poprosiła. – Zerżnij mnie jak dziwkę, ale potem nie zapomnij przytulić i... powiedzieć coś ładnego.

      Zdarł z niej legginsy razem z majtkami, poślinił rękę, wsadził kutasa z jej pomocą. Zawsze mu pomagała.

      – Myślisz, że nie trafię?

      – Kto wie... Jesteś przecież... ślepym, kulawym dziadkiem.

      Od razu przyszły mu do głowy podniecające świństwa. Oparł brodę na jej szyi.

      – A ty jesteś kurwą przydrożną. Dziwką ze śmietnika i nikim więcej. Rucham cię, bo jesteś nieskomplikowanym zestawem otworów, lalką z lateksu, odczłowieczonym zbiornikiem na spermę. Czytasz książki na głos, jak dziecko. I nic nie rozumiesz. Nic.

      Dziwka uśmiechnęła się.

      – Tak, tak. Nic nie rozumiem. Umiem tylko ruszać tyłkiem, obciągać i brać pieniądze. – Klepnęła go w starczy pośladek. – Ruszaj się, dziadku, bo ci nie zapłacę.

      Była gładka i ciasna. Przyjemna. Odbijał się dołem brzucha od jej pośladków. Weszli we wspólny rytm, w spółkowanie. Przymknął oczy. Chciał przywołać obraz innych kobiet, sprowadzić je tu pod drzewo i ruchać wszystkie naraz, ale nie zdążył. Wystrzelił. Skończył szybciej, niż chciał. Nie zapomniał jednak o obietnicy. Odsłonił fragment jej szyi, musnął wargami.

      – Kocham cię, Natka. Jesteś piękna i dobra. Delikatna. Uwielbiam zapach twoich dłoni i włosów. A najbardziej lubię siedzieć przy tobie, kiedy śpisz. Sen ściera z ciebie wszystkie przymusy. Widać wtedy, jaka jesteś przezroczysta i niepokalana. Jak Matka Boska. Lubię tak patrzeć przez ciebie jak przez szkło, zaglądać na drugą stronę świata, znajdować tam te wszystkie rzeczy, których tu nie ma.

      Zwinęła się w kłębek, jęknęła z rozkoszy.

      – Mów, mów, kochany. Nie przerywaj.

      – Dajesz mi radość i szczęście. Napełniasz sensem moje puste życie. Przy tobie nie ma bólu. Jest miłość, wyczekiwanie, podniecająca tęsknota...

      Przerwał, bo na placu zatrzymało się niebieskie auto dostawcze. Kierowca otworzył drzwi, zapalił, głośno upomniał się o dziwkę. Natasza ukucnęła, wycisnęła z siebie nasienie, podtarła krocze.

      – To kutas jebany – przeklęła. – Jakby nie mógł przyjechać za pięć minut. Idę, idę! Wytrzymaj jeszcze chwilę!

      Kiedy skończyła higienę, wciągnęła majtki i legginsy, spojrzała prosto w oczy dziada.

      – Mam złe przeczucie. Widziałam dzisiaj w nocy takie... czerwone światło nad lasem. Widziałeś to?

      – Nie, nie widziałem.

      – Muszę iść do roboty.

      – Idź.

      – Dziękuję, że... przyszedłeś. Było przyjemnie.

      – Idź już, idź.

      – A możemy przy tym zostać?

      – Przy czym?

      – Że przelecisz mnie czasem, a ja będę za to pilnie czytać książki?

      Dziad pokręcił głową ze zdziwienia.

      – Naprawdę chcesz mi płacić za seks? Przecież to ty jesteś dziwką.

      – Ja, ty... A czy to takie pewne? Poza tym nie chodzi tylko o ruchanie. Dobrze wiesz, że jest w tym jeszcze coś innego. Dużo, dużo więcej...

      Kierowca na placu zatrąbił.

      – Czy jest tu jakaś kurwa?! Śpieszy mi się! – wykrzyknął.

      Nata cmoknęła dziada w policzek.

      – Znajdę dzisiaj dla ciebie coś bardzo ładnego.

      – Co?

      – Jeszcze nie wiem.

      8

      Powlókł się do domu jak nieszczęście. Żył przez chwilę. Czuł przez chwilę namiętność, słyszał szum krwi przepływającej przez ciało. Wiedział, że zapłaci cenę za te minuty utraty kontroli nad dziadowskim życiem. Wszedł w swoją dawną rolę;


Скачать книгу