Głębia. Powrót. tom 2. Marcin Podlewski
napędu rdzeń pcha wam energię, ale do tej konkretnej korony nie powinien jej tłoczyć, a wrzuca jej tam raz za mało, a raz za dużo. To tak, jakby ktoś w to miejsce stale dowalał. Jeśli nie zrobicie skrótu, to z czasem rozejdzie się fala energetyczna i przepali wam pół napędu głębinowego.
– Dlaczego tego nie zauważyłeś? – spytała zimno Hakl. Hub wzruszył ramionami.
– Serce przekazywało tylko raport o uszkodzonej koronie. Wiedzieliśmy, że nie ma dojścia energetycznego i że antygrawitony nie raportują, jak trzeba. Co do reszty: za dużo szumu. Gdybym miał więcej czasu...
– To się rzadko zdarza. – Lill łyknęła raz jeszcze i beknęła, wywołując lekki uśmiech na twarzy Monsieura. – Gdyby zawsze taka pierdoła jak strzał w napęd wysadzała całość koron, to mało kto by latał. Napędy są świetnie opancerzone i same z siebie robią skróty energetyczne. Skok jest w końcu ważny jak pieprzona Plaga. Bez niego nie ma co się pchać w przestwór. – Mechaniczka wzruszyła ramionami. – Nawet jak wywali wam jedną trzecią napędu zewnętrznego, to i tak powinniście skoczyć. Jest jednak kilka newralalagii... no tych, no... newralgicznych punktów w napędzie i ktoś trafił wam w taki jeden. Pecha mieliście i dupa zbita.
– Ile czasu zajmie zatem naprawa?
– Kilka godzin – wtrącił się Monsieur. – Ale bez skrótów nic nie zdziałamy. Muszę je mieć, żebyśmy mogli się gdzieś doczłapać. O skoku bez łączy nie ma mowy.
– Mówiłam. – Mechaniczka kiwnęła głową. – Dupa zbita.
Zapadła cisza, zakłócana jedynie pełnym zadowolenia gulgotaniem Lill, przerwanym dopiero szybkim ruchem mechanika, który bezceremonialnie zabrał jej butelkę.
– Ej!
– Przykro mi, siostro – chrząknął Monsieur. – Było miło, ale picie na kredyt właśnie się skończyło.
– Przekaż Annie, że zapłacimy – dodała Erin. – O ile szybko dostaniemy części i pomożecie nam w naprawach. Oczekujemy potem eskorty do waszej boi i danych na temat kolejnych przystanków skokowych do najbliższej stoczni.
– Dobra – prychnęła Lill. – Jak sobie chcecie. Ale takie rzeczy o mapach i pomocy to powiedzcie jej sami. Anna nie lubi, jak się jej rozkazuje.
– Zaczynam rozumieć, co lubi, a czego nie lubi ta wasza kapitan – stwierdziła Hakl. – I niekoniecznie mam te same preferencje.
– Preferencje-sreferencje – mruknęła mechaniczka, wstając od stołu i raz jeszcze tęsknie zerkając na Monsieura. A dokładniej, na trzymaną przez niego butelkę.
Nie licząc Lill, do skokowca przybyły jeszcze dwie osoby: poznana już przez Erin Petrov, drobna komputerowiec w czarnych, nieprzenikliwych goglach, i niejaki Podgrudny – brodaty mężczyzna, który miał tyle wspólnego z mechaniką, co Hakl z kucharzeniem. Pierwsza pilot podejrzewała, że został wysłany po to, by dopilnować, aby nikomu z ich załogi nie przyszły do głowy głupie pomysły. Mechaniczka razem z Monsieurem udali się w próżnię z łączami, Petrov bezceremonialnie zasiadła przy jednym z komputerów konsoli nawigacyjnej, gdzie – żując gumę i puszczając wielkie balony – monitorowała ich działania, a Podgrudny chodził po całym statku i drapiąc się w zamyśleniu po pośladkach, nieudolnie maskował ukrytą pod kamizelką kombinezonu broń. Wyglądało też, że do kogoś gadał – Hakl zauważyła, że trzymał za pazuchą coś na kształt skórowego pająka z czwartej planety systemu Deneboli.
Jedyny moment, w którym ludzie Anny stracili rezon, nastąpił w chwili, gdy ze zbrojeniówki na polecenie Erin wyszedł Jared, którego Hakl wyznaczyła do pilnowania Podgrudnego. Wybór wydawał się sensowny: Tansky siedział w Sercu, pilnując, by Petrov nie dostała się do wewnętrznych danych, Wise czuwała w fotelu astrolokatora, a Hakl koordynowała wszystkich ze stazo-nawigacji. Co do ataku, szczerze wątpiła, by Anna zechciała atakować skokowiec ze swoimi ludźmi na pokładzie.
– Ja pierdzielę – strzeliła z gumy Petrov, gdy Jared wynurzył się ze zbrojeniówki odziany w swój czarny kombinezon sprzęgowy. Erin spojrzała na nią zaskoczona, ale szybko przypomniała sobie, jakie wrażenie wywierała Maszyna, do której wyglądu sama zdążyła się już jako tako przyzwyczaić.
– Jared, zbrojeniowiec – przedstawiła i kiwnęła głową, pokazując mu spacerującego w pobliżu Podgrudnego.
Kiedy Jared poszedł do mężczyzny, Petrov odwróciła się w stronę Hakl. W jej czarnych goglach odbijały się plamki świateł SN.
– Zbrojeniowiec? – spytała. – Tak to się teraz nazywa? Kobieto, takiego towaru nie wypuszczałabym z łóżka! Genotransformacja?
Erin uśmiechnęła się kwaśno.
– Ja pierdzielę... – powtórzyła komputerowiec, kręcąc z niedowierzaniem głową. Chciała coś jeszcze dodać, ale w tym momencie głośnik trzasnął i wszyscy usłyszeli głos Monsieura:
– Stazo-nawigacja, kończymy – poinformował mechanik. – Ostatnie łącze wstawione. Trzeba będzie zrobić restart statku.
– Pełny? – upewniła się Hakl.
– Niestety tak. Wchodzimy już do środka – dodał. – Poczekajcie z tym, aż będziemy na miejscu.
– Restart mechaniki – szepnęła z niedowierzaniem Wise.
– Malkovitch i Lill są na pokładzie. Pełen restart za trzy minuty i piętnaście sekund – usłyszeli po chwili głos z Serca.
Hub nie próżnował: przez głośnik dobiegło klepanie w klawisze. Petrov westchnęła i odsunęła się od konsoli.
– Zewnętrzne włazy zamknięte na twardo – oznajmił Tansky. – Ustawiam odliczanie.
W odróżnieniu od restartu systemu pełny restart mechaniczny prowadził do całkowitego odłączenia rdzenia. Kiedy Hub dokonywał kilkukrotnych restartów w 32C, było to ledwie muśnięcie przebiegające po rejestrach systemu komputerowego. Teraz trzeba było wygasić zasilanie – i to w pełni. Bez wsparcia stoczni istniało około dziesięciu procent ryzyka, że statek nie uruchomi się ponownie.
Na początku zgasły wszystkie światła. Nie nastąpiło to szybko – skokowiec umierał powoli, stopniowo tonąc w czerni. Komputery zaczęły przestawiać się na zasilanie awaryjne, ale i one w końcu gasły, nastawiając się wcześniej na pełen test systemów po rozruchu. Potem siadła grawitacja, a wreszcie, gdy nieprzypięci do foteli Jared i Podgrudny unieśli się lekko w powietrze – ucichł też wszechobecny szum sprzętów, a statek zmienił się w martwą, unoszącą się w próżni skorupę.
Po chwili rozciągniętej w wieczność usłyszeli ponowny klekot komputerów i silne, basowe tąpnięcie, jakby przez cały okręt przeszedł głęboki dreszcz.
Grawitacja i światła wróciły powoli, a restartowany system otworzył wszystkie wewnętrzne drzwi. Także i te wcześniej zablokowane, prowadzące do gabinetu doktora Harpago. Stojący nieopodal, wciąż kręcący się po statku Podgrudny z zaciekawieniem zajrzał do środka.
– Na Tych, Którzy Odeszli – szepnął, podchodząc do błękitnej, zamrożonej czaszy AmbuMedu. – Co jest, do zasranej...
– Jared – zaczęła zaniepokojona Erin, ale było za późno. Podgrudny naciskał już przycisk wszytego w kombinezon mikrofonu kontaktowego.
– Anna – zaczął, z niedowierzaniem patrząc na zamrożone w krio ciało. – To Myrton pieprzony Grunwald! Zamrożony! W ich AmbuMedzie! On...
Być może chciał powiedzieć coś więcej, ale Jared zrozumiał wreszcie intencje Hakl i grzmotnął go prosto w głowę.
Umysł