Ten dzień. Blanka Lipińska
jej zawartości na dłoń i wciągnął najpierw jedną, a później drugą dziurką.
– Mówiłem ci już kiedyś – są rzeczy, o których to wy musicie sobie mówić, a ja… Pozwól, że nie będę się wtrącać. – Wstał i oblizał wierzch dłoni z resztek narkotyku. – Massimo kazał mi cię poszukać i przyprowadzić do siebie.
Z obrzydzeniem patrzyłam na to, co robił, nie ukrywając swoich uczuć względem tego, co widzę.
– Posuwasz moją przyjaciółkę – powiedziałam, wstając. – I ja też nie będę się wtrącać, ale nie pozwolę na to, by zabrnęła w zaułek, z którego nie ma wyjścia.
Domenico stał ze spuszczoną głową i grzebał butem w ziemi.
– Nie planowałem tego, co się stało – wymamrotał. – Ale nic na to nie poradzę, że ona mi się podoba.
Parsknęłam śmiechem i poklepałam go po plecach.
– Nie tylko tobie, ale ja nie mówię o seksie, tylko o kokainie. Uważaj z tym, bo ona łatwo ulega pokusom.
Domenico poprowadził mnie przez korytarze, aż na samą górę, tam, gdzie nie odbywało się przyjęcie. Stanął przed dwustronnie otwieranymi drzwiami i pchnął obydwie strony. Ciężkie drewniane wrota otworzyły się i moim oczom ukazał się wielki, niemal okrągły stół i siedzący u jego szczytu Massimo. Zabawa w środku nie ustała, kiedy przeszłam przez próg, jedynie Czarny podniósł wzrok i wbił we mnie zimne, martwe spojrzenie. Rozejrzałam się dokoła. Kilku mężczyzn obłapiało parę półnagich młodych kobiet, a reszta wciągała ze stołu biały proszek. Powoli mijałam wszystkich, dumnie i z klasą krocząc w stronę męża. Ciągnął się za mną tren, czyniąc mnie jeszcze bardziej wyniosłą, niż byłam w rzeczywistości. Obeszłam wszystkich i stanęłam za plecami Massima, kładąc mu ręce na ramionach. Mój mężczyzna wyprostował się i chwycił mój palec, na którym spoczywała obrączka.
– Signora Torricelli – zwrócił się do mnie jeden z gości. – Przyłączy się pani?
Wskazał na stół podzielony niemal jak pasy na jezdni. Przez chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią, wybierając jedyną właściwą.
– Don Massimo zabrania mi tego rodzaju rozrywek, a ja szanuję zdanie męża.
Ręka, którą Czarny trzymał moją dłoń, zacisnęła się. Wiedziałam, że odpowiedź, której udzieliłam, była prawidłowa.
– Ale mam nadzieję, że panowie dobrze się bawicie. – Skinęłam głową i uśmiechnęłam się czarująco.
Człowiek z ochrony podstawił mi krzesło i usiadłam obok dona, beznamiętnie obserwując otoczenie. To jednak były pozory, bo w środku aż trzęsło mną na widok wszystkiego, co działo się w pokoju. Obleśni starcy obmacujący kobiety, ćpający i rozprawiający o rzeczach, o których nie miałam pojęcia. Po co, do cholery, chciał, bym tu była? Ta myśl uparcie mnie dręczyła. Może chciał w ten sposób im pokazać moją lojalność wobec niego albo zaznajamiał mnie z tym światem? Nijak nie miało się to do tego, co widziałam w Ojcu Chrzestnym; tam obowiązywały zasady, jakiś kodeks albo zwyczajnie klasa. A tu nie było żadnej z tych rzeczy.
Po kilku minutach kelner przyniósł mi wino, Massimo wezwał go gestem i zapytał o coś tak, że nie usłyszałam, po czym skinął głową, pozwalając mi się napić. W tej chwili naprawdę czułam się jak bransoletka, niepotrzebna i wyłącznie po to, by zdobić.
– Chciałabym wyjść – szepnęłam Massimowi wprost do ucha. – Jestem zmęczona, a ten widok powoduje, że chce mi się wymiotować.
Oderwałam usta od jego głowy i przywołałam na twarz kolejny wymuszony uśmiech. Czarny przełknął ślinę i dał znak siedzącemu za nim consigliere. Ten wyciągnął telefon i po chwili do sali wrócił Domenico. Kiedy wstawałam z zamiarem pożegnania się, usłyszałam znajomy głos:
– Spóźnione, ale szczere życzenia. Wszystkiego najlepszego, kochani.
Obróciłam się i zobaczyłam Monikę i Karola, którzy witając się z pozostałymi, szli w moją stronę. Ucałowałam oboje, szczerze ciesząc się z ich przyjazdu.
– Don nie mówił mi, że będziecie.
Monika obejrzała mnie i jeszcze raz serdecznie przytuliła.
– Wyglądasz kwitnąco, Lauro, ciąża ci służy – powiedziała w ojczystym języku, puszczając mi oczko.
Nie miałam pojęcia, skąd wie, ale cieszył mnie fakt, że Massimo nie przed wszystkimi trzymał to w tajemnicy. Złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia.
– To nie jest miejsce dla ciebie – oznajmiła, wyprowadzając mnie z pomieszczenia.
Kiedy stałyśmy na korytarzu, podszedł do nas Domenico i wręczył mi klucz do pokoju.
– Twój apartament jest na końcu. – Wskazał palcem na drzwi w oddali. – Torba z rzeczami jest w salonie obok stolika, gdzie kazałem wstawić twoje wino, a jeśli chcesz zjeść coś konkretnego, powiedz, a zamówię to.
Poklepałam go po plecach i z wdzięcznością ucałowałam w policzek, po czym chwytając dłoń Moniki, ruszyłam w stronę pokoju.
– Powiedz, proszę, Oldze, gdzie jestem! – krzyknęłam na odchodne, kiedy znikał.
Gdy weszłyśmy do pokoju, ściągnęłam buty i kopnęłam je pod ścianę. Monika wzięła do ręki butelkę wina, otworzyła ją i rozlała w kieliszki.
– Jest bezalkoholowe – powiedziałam, wzruszając ramionami.
Popatrzyła na mnie zdziwiona i upiła łyk.
– Niezłe, ale wolę chyba procenty. Zadzwonię, żeby przynieśli coś dla mnie.
Po dwudziestu minutach dołączyła do nas lekko już wstawiona Olo i zaczęłyśmy we trzy rozprawiać o marnościach tego świata. Żona Karola opowiadała nam o tym, jak to jest przez tyle lat żyć w tym świecie, co wolno, a czego absolutnie nie należy robić. Jakie są zwyczaje w trakcie takich imprez jak ta i jak bardzo musi się zmienić moje myślenie co do znaczenia kobiety w rodzinie. Olga oczywiście kłóciła się z tym wszystkim bardziej, niż powinna, ale i ona w końcu dała za wygraną, akceptując sytuację. Minęły ponad dwie godziny, a my nadal siedziałyśmy na dywanie pogrążone w rozmowie.
W pewnym momencie drzwi pokoju otworzyły się i stanął w nich Massimo. Był bez marynarki i miał rozpiętą przy szyi koszulę. Oświetlony jedynie bladym blaskiem świec, które ustawiłyśmy w pokoju, wyglądał magicznie.
– Czy mogę panie na chwilę przeprosić? – zapytał, wskazując korytarz.
Obie lekko zdezorientowane podniosły się i krzywiąc się już za jego plecami, opuściły pokój.
Czarny zamknął za nimi, kiedy wyszły, i powoli podszedł do mnie, po czym usiadł naprzeciwko. Wyciągnął dłoń i dotknął palcami moich ust, a następnie przesunął je na policzek i zsunął, aż dotknęły koronki mojej sukni. Obserwowałam jego twarz, kiedy dłonią błądził po moim ciele.
– Adriano, co ty wyprawiasz, do cholery? – rzuciłam z wściekłością, odsuwając się od niego, aż moje plecy dotknęły ściany.
– Skąd wiedziałaś, że to ja?
– Twój brat ma inny wyraz twarzy, kiedy mnie dotyka.
– A tak, zapomniałem, że kręci go niewinność koronek. Ale na początku i tak nieźle mi szło.
Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i gdy spojrzałam w stronę wejścia, wiedziałam, że do pokoju wszedł