Ten dzień. Blanka Lipińska
– krzyknęłam, dochodząc.
Po kilku sekundach poczułam, jak jego ciało zalewa pot, a on szczytuje razem ze mną, głośno krzycząc. Opadł między moje piersi; jego wargi delikatnie trącały sutki, a twardy penis wciąż pulsował w środku.
Starałam się spokojnie łapać powietrze, aby uspokoić oddech.
– Jeśli sądzisz, że to koniec, mylisz się – wyszeptał i mocno ugryzł moją brodawkę.
Jęknęłam z bólu i odepchnęłam jego głowę. Złapał moje nadgarstki i docisnął je do stołu. Wisiał nade mną, przeszywając wzrokiem pełnym obłędu. Nie bałam się, lubiłam go prowokować, bo wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy.
– Ja już skończyłam, więc nie licz na to, że dojdę kolejny raz. – Uśmiechnęłam się ironicznie. Ale kiedy wypowiedziałam to zdanie i zobaczyłam reakcję jego oczu, wiedziałam, że popełniłam błąd.
Jednym ruchem ściągnął mnie ze stołu, przekręcił i oparł brzuchem o mokre od potu drewno. Złapał obydwa moje nadgarstki i przytrzymał jedną ręką na plecach tak, że nie mogłam się ruszyć.
Po moich udach powoli spływała lepka biała ciecz, którą leniwie wcierał mi w łechtaczkę. Była nabrzmiała i bardzo wrażliwa; każdy jego dotyk był tak intensywny, że już po chwili miałam ochotę na więcej. Rozluźniłam ciało i przestałam się wyrywać, ale nie zwolnił uścisku. Schylił się i podniósł pończochę, którą wcześniej był związany. Oplótł ją wokół moich rąk, a gdy skończył, ukląkł za mną i rozchylając mi pośladki, zaczął lizać drugą dziurkę.
– Nie chcę – wyszeptałam z twarzą na stole, usiłując się oswobodzić, choć oczywiście była to jedynie gra zachęcająca go do tego, by wziął mnie analnie.
– Zaufaj mi, Malutka – rzucił, nie przerywając.
Kiedy podniósł się, wziął do ręki Różowego i wcisnął guzik, a ja usłyszałam znajomy dźwięk wibracji. Wsadził go niespiesznie w moją mokrą cipkę, bawiąc się nim co jakiś czas, i jednocześnie głaskał palcem moją pupę, przygotowując ją na swojego grubego kutasa. Z każdą chwilą miałam coraz większą ochotę na to, by w końcu wsadził go we mnie.
Gdy jego kciuk wreszcie wszedł w moje tylne wejście, jęknęłam i szerzej rozstawiłam nogi, dając mu nieme przyzwolenie na to, co chciał zrobić. Massimo doskonale znał moje ciało i jego reakcje, wiedział, na ile może sobie ze mną pozwolić i kiedy mam na coś ochotę, a kiedy nie. Wyjął palec i delikatnym, lecz stanowczym ruchem nabił mnie na siebie.
Głośno przeklinałam zaskoczona intensywnością doznania, które mi serwował. Nigdy jeszcze nie robiłam czegoś podobnego. Nie było to bolesne, tylko niesamowicie i głęboko podniecające, mentalnie i fizycznie. Po kilku chwilach czułych ruchów biodra Massima nabrały tempa, a ja żałowałam, że nie widzę jego twarzy.
– Uwielbiam twoją małą ciasną dupkę – wydyszał. – I kocham, kiedy zachowujesz się przy mnie jak kurwa.
Kręciło mnie, kiedy był wulgarny. Robił to tylko w łóżku, tylko wtedy pozwalał sobie na spuszczenie emocji ze smyczy. Kiedy poczułam, że dochodzę, całe moje ciało zaczęło spinać się, a zgrzyt zębów tylko potwierdzał stan, do jakiego zmierzałam. Czarny szybkim ruchem wyciągnął ze mnie wibrator, a jego dłoń zaczęła energicznie zataczać koła na łechtaczce. Szczytowałam tak mocno, że po chwili zrobiło mi się słabo i przestraszyłam się, że stracę przytomność.
– Dokąd jedziemy? – zapytałam półżywa, wtulona pod jego ramieniem w ogromnym łóżku pełnym poduszek.
Czarny bawił się moimi włosami, co jakiś czas całując mnie w głowę.
– Jak to jest, że raz masz krótkie włosy, a raz długie? Nie rozumiem, po co kobiety sobie to robią.
Złapałam jego dłoń i podniosłam oczy tak, by go widzieć.
– Nie zmieniaj tematu, Massimo.
Roześmiał się i całując mój nos, przekręcił się tak, że teraz okrywał mnie całym ciałem.
– Mogę pieprzyć się z tobą nieustannie, tak strasznie mnie kręcisz, Mała.
Zirytowana brakiem odpowiedzi próbowałam zrzucić go z siebie, ale był zbyt ciężki. Zrezygnowana zaprzestałam szarpania i głośno westchnęłam, wydymając dolną wargę.
– Na razie czuję się absolutnie zaspokojona – powiedziałam. – Po tym, co zrobiłeś mi na stole, a później w łazience i na tarasie, mam chyba dość aż do końca ciąży.
Śmiejąc się, uwolnił mnie, ponownie kładąc na plecach. Uwielbiałam, kiedy był radosny, rzadko widziałam, by tak się zachowywał, a przy osobach trzecich nigdy sobie na to nie pozwalał. Z drugiej strony kochałam jego powściągliwość i nonszalancję, imponował mi jego wewnętrzny spokój i to, jak potrafił się kontrolować. Mieszkały w nim dwie dusze, jedna, którą znałam ja – ciepłego anioła, opiekuna i obrońcy. I druga, której bali się ludzie – zimnego, bezwzględnego mafiosa, dla którego ludzka śmierć nie była niczym przerażającym. Leżąc wtulona w niego, przypominałam sobie, co działo się przez te trzy miesiące. Teraz z perspektywy czasu cała ta historia wydawała mi się niewiarygodnie ekscytującą przygodą, której kolejne wątki będę odkrywać, kto wie, czy nie przez następne pięćdziesiąt lat. Już zapomniałam, jak się czułam więziona przez niego i jakim lękiem napawał mnie ten niezwykle pociągający mężczyzna. Typowy syndrom sztokholmski, pomyślałam.
Niemal nieprzytomna i w półśnie poczułam, jak ktoś unosi moje ciało i okrywa je kocem. Byłam tak zaspana, że nie mogłam otworzyć oczu. Cicho jęknęłam, a ciepłe usta pocałowały mnie w czoło.
– Śpij, kochanie, to ja – usłyszałam znajomy akcent i zapadłam w sen.
Gdy otworzyłam oczy, Czarny nadal leżał obok, a jego nogi i ręce oplatały mnie, blokując ruchy. Wokół nas wibrował dziwny niski dźwięk, jakby silnika albo suszarki. Rozbudzałam się powoli i kiedy całkowicie oprzytomniałam, z przerażeniem zerwałam się z łóżka. Moja reakcja obudziła Massima, który wyskoczył z pościeli równie gwałtownie jak ja.
– Lecimy! – krzyknęłam, czując, jak moje serce zrywa się do galopu.
Czarny podszedł do mnie i objął ramionami. Gładził plecy, włosy i przyciskał do siebie.
– Maleńka, jestem tu, ale jeśli chcesz, dam ci leki i prześpisz całą podróż.
Rozważałam w głowie jego słowa i po chwili uznałam, że tak będzie najlogiczniej.
ROZDZIAŁ 4
Kolejne dwa tygodnie były najcudowniejszym czasem, jaki w życiu przeżyłam. Karaiby wydawały mi się najpiękniejszym miejscem na ziemi – pływaliśmy z delfinami, jedliśmy cudowne jedzenie, zwiedzaliśmy cały archipelag na katamaranie, a przede wszystkim byliśmy nierozłączni. Z początku bałam się ciągłego przebywania z nim, bo nie zdarzyło się wcześniej, byśmy tak długo poświęcali uwagę wyłącznie sobie. Zwykle w związkach uciekałam od tego, żeby być z partnerem non stop dwadzieścia cztery godziny na dobę, bo drażniła mnie w pewnym momencie jego obecność i czułam się osaczona, tym razem jednak było inaczej. Łaknęłam każdej sekundy z Massimem, a każda minuta powodowała, że chciałam kolejnych.
Kiedy nasza podróż poślubna dobiegła końca, zrobiło mi się smutno, ale na wieść o tym, że Olga ciągle, od dnia naszego ślubu, jest na Sycylii, ucieszyłam się i uspokoiłam. Informacja ta była dla mnie także dość zaskakująca, bo zaczęłam się zastanawiać, co ona tak długo