Co się stało z Iwoną Wieczorek. Janusz Szostak
tam się spotkał i czego dotyczyła rozmowa:
„Ze wszystkimi zainteresowanymi, tzn. matką zaginionej Iwony Wieczorek, z jej ojczymem oraz kolegą, który był obecny podczas imprezy – był on najstarszym mężczyzną z grona, które bawiło się wtedy z Iwoną w sopockim klubie Dream Club. Była też obecna najprawdopodobniej koleżanka Iwony. Przedstawiono mi okoliczności zaginięcia Iwony, które jednocześnie wskazywały dla mnie na jej uprowadzenie. Bardzo mocno brałem pod uwagę skutek śmiertelny. Wywnioskowałem to na podstawie przedstawionego mi portretu jej osobowości. To, że była bardzo związana z matką, że była dziewczyną mającą swój cel w życiu, że była ambitna i – mówiąc kolokwialnie – nie była tak zwanym latawcem dyskotekowym. Zadałem pytanie matce, jak jest poszukiwana Iwona, jaki jest status poszukiwań Iwony. Matka Iwony nie wiedziała za bardzo, jak mi odpowiedzieć na to pytanie, ale bardzo mnie zdziwił fakt, iż nikt do chwili obecnej, łącznie z grupą młodych ludzi, którzy byli na imprezie w klubie Dream Club, nie został przesłuchany do chwili mojej rozmowy z nimi. Uznałem, że policjanci uznali zaginięcie za przypadek, (…) bez jakiegokolwiek podejrzenia, że mogła być pozbawiona wolności, porwana, jak również zamordowana. Poprosiłem, by matka Iwony poszła na policję i wskazała wszystkie elementy, które stoją za tym, że Iwona może być porwana i żeby policjanci zaczęli coś robić w jej sprawie, i aby osoby, które były w jej towarzystwie, zostały przesłuchane. Zadałem pytanie, czy zostały zabezpieczone monitoringi przez policję. Padła odpowiedź, że chyba nie. To był pierwszy etap mojego doradztwa dla matki, w jaki sposób ma się zachować i co ma przedstawić policji, by te czynności były bardziej skoncentrowane pod kątem jej porwania, a nie wyłącznie ustalenia jej miejsca pobytu. To wszystko, co było przekazane tego dnia” – stwierdził Krzysztof Rutkowski i dodał, że nazajutrz rano otrzymał pełnomocnictwo, które dotyczyło zaginięcia Iwony Wieczorek.
Od tego momentu Rutkowski prowadził działania w tej sprawie. Jak to wyglądało, zaprotokołowano w czasie przesłuchania:
„Działania, które były podejmowane przeze mnie, w żaden sposób nie wymagały żadnej obserwacji czy też śledzenia, filmowania, fotografowania kogokolwiek, a dotyczyły przede wszystkim prowadzenia rozmów z różnymi osobami na ten temat, jak również zabezpieczenia, np. monitoringu z budynku przy ul. Grunwaldzkiej, (…) również ograniczały się do kontaktów z prasą i mediami. Nie były wymagane żadne działania detektywistyczne, (…) dlatego też pełnomocnictwo zostało udzielone dla Biura Doradczego Rutkowski. Biuro Doradcze ma w zakresie swojej działalności doradztwo w przypadku zdarzeń kryminalnych. Ja jestem jedyną osobą zatrudnioną na stałe. W przypadku potrzeby zatrudniam osoby na umowę o dzieło bądź umowę-zlecenie. Biuro Doradcze Rutkowski zawarło umowę-zlecenie pomiędzy mną a Biurem Detektywistycznym Rutkowski w przypadku, gdyby zaistniała konieczność podejmowania jakichkolwiek obserwacji czy też prowadzenia zakresu działań detektywistycznych w związku z tą sprawą” – zeznał Rutkowski.
Jednocześnie dodał, że to nie jest jego jedyna firma:
„Jest jeszcze Rutkowski Biuro Detektywistyczne Security Service sp. z o.o. z siedzibą w Łodzi. Ja jestem udziałowcem w tej firmie, mam 99 udziałów, jeden udział należy do mojego ojca, który piastuje funkcję prezesa w tej firmie. Zarząd jest jednoosobowy. Firma zatrudnia trzy osoby: to jest mnie, dyrektora Biura Detektywistycznego – on posiada licencję na wykonywanie usług detektywistycznych, oraz mojego ojca jako prezesa. Spółka zatrudnia dodatkowo w razie konieczności osoby na umowę-zlecenie lub umowę o dzieło. (…) Nie została zawarta od razu umowa przez Biuro Detektywistyczne, ponieważ nie widziałem takiej potrzeby, a w każdej chwili mogłem to zrobić. Do chwili obecnej nie podjęliśmy żadnych czynności, które mogłyby być podjęte przez Biuro Detektywistyczne, które mogłoby kogokolwiek śledzić czy obserwować. Dane osobowe, które uzyskałbym w trakcie rozmów z osobami zainteresowanymi przedmiotową sprawą w przypadku, gdyby miały związek z zaginięciem Iwony Wieczorek, przekazane byłyby natychmiast organom ścigania. Ja tych danych osobowych nie gromadziłem i w żaden sposób nie przetwarzałem, ponieważ nie było takiej potrzeby – zastrzega Rutkowski i kontynuuje zeznania: – W przypadku uzyskanych jakichkolwiek informacji przekazałem je do organów ścigania, chociaż w pierwszej fazie próbowałem przekazać informację funkcjonariuszowi policji z Sopotu, kontaktując się z telefonu, którego jednak to nie interesowało. Rozmowa z policjantem została nawiązana bezpośrednio po otrzymaniu informacji od koleżanki zaginionej Iwony Wieczorek. W momencie uzyskania i skopiowania z zapisu monitoringu z budynku przy ulicy Grunwaldzkiej zapis ten również został przekazany do KMP w Sopocie. Po mojej wcześniejszej interwencji w sekcji kryminalnej KMP w Sopocie, jak również wykonując telefon, ze zwróceniem uwagi na brak zainteresowania policji sopockiej przedmiotowym przypadkiem, do oficera dyżurnego. Ja ze swojej strony po zakończeniu działań dotyczących zaginięcia Iwony Wieczorek złożę zawiadomienie do Biura Spraw Wewnętrznych KGP Warszawa na brak zainteresowania, jak również niedopełnienie obowiązków służbowych przez funkcjonariusza, który zajmował się czy też zajmuje się w dalszym ciągu przedmiotowym przypadkiem w KMP Sopot. Do chwili obecnej tego nie zrobiłem ze względu na brak czasu” – zaznaczył przesłuchiwany detektyw.
Rutkowski twierdzi też, że wiedzę, jaką posiadał na temat zaginięcia Iwony Wieczorek, przekazywał organom ścigania, podobnie jak zapis monitoringu z ulicy Grunwaldzkiej. Wyjaśnia również, w jaki sposób wszedł w posiadanie zapisu monitoringu z wejścia na plażę numer 63 w Gdańsku-Jelitkowie:
„(…) uzyskałem go od dziennikarza TVP, który otrzymał ten zapis z policji w Sopocie podczas jednej z konferencji. Była to kopia zapisana mi na pendrivie. Na podstawie tego zapisu został sporządzony, na moje zlecenie w ramach biura doradczego, portret pamięciowy mężczyzny z ręcznikiem przy wejściu nr 63, który został przekazany do publikacji w mediach. Uzyskałem również monitoring od (…), jak również przekazany za jego pośrednictwem do mojej dyspozycji przez ochronę z Dream Clubu i budynku Krzywy Domek, w którym klub się znajduje. Monitoring nigdzie przeze mnie nie był publikowany, gdyż był bardzo mało czytelny. Zapis z tego monitoringu posiadam na którymś z pendrive’ów. Obecnie ja dysponuję zapisami z Dream Clubu, zapisem z ulicy Grunwaldzkiej, restauracji Sanatorium i zapisem z wejścia 63 Gdańsk-Jelitkowo. Ja pozyskanych zapisów z monitoringów nie okazywałem nikomu podczas prowadzenia czynności. Niemniej jednak monitoring z zapisem przy ulicy Grunwaldzkiej przekazałem do dyspozycji telewizji i mediom, jak również policji. W uzyskaniu tego monitoringu pomagała mi koleżanka zaginionej Iwony, która była przy przeglądaniu zapisu z kamer z dnia 17 lipca 2010 roku z godzin rannych. Poprosiłem o pomoc administratorkę budynku, żeby umożliwiła nam przejrzenie tego monitoringu, co uczyniła, wykazując duże zainteresowanie i pomoc. Zdziwiony byłem, że nie zrobiła tego wcześniej policja. Widzieli ten zapis dziennikarze, siłą rzeczy poinformowałem ich o tym, że monitoring został zabezpieczony przeze mnie, a nie zrobiła tego policja. Fotografia z tego monitoringu opublikowana została w »Gazecie Wyborczej«, która była w dniu publikacji ostatnim zdjęciem Iwony i ostatnią informacją, że Iwona poszła w kierunku pasa nadmorskiego. Zdziwiło mnie także to, że policjanci nie zabezpieczyli monitoringu należącego do straży miejskiej, a który znajduje się w KP nadzorującym zapis z kamer z Gdańska-Jelitkowa, gdzie dyżurny straży miejskiej jest odpowiedzialny za ich zapis. Dopiero po ujawnieniu przeze mnie monitoringu z ulicy Grunwaldzkiej zaczęto wykonywać czynności. Odczuwałem, że doszło do niezdrowej atmosfery pomiędzy policją i mną” – Rutkowski przekonuje prokurator Badtke.
Detektyw zeznaje też, w jakich okolicznościach rodzina zaginionej przekazała mu telefon komórkowy, który należał do Iwony Wieczorek:
„Nie pamiętam, w jakim okresie Iwona miała posługiwać się tym aparatem, niemniej jednak po uzyskaniu informacji, które zostaną z niego odtworzone, przekażę niezwłocznie do tutejszej prokuratury uzyskane materiały odzyskane z tego telefonu oraz aparat telefoniczny, w którym nie ma karty SIM. Ten telefon znajduje się obecnie w Łodzi” – dodał.
W tym momencie prokurator zobowiązała Krzysztofa Rutkowskiego do przekazania, bez jakiejkolwiek dalszej ingerencji, posiadany przez niego aparat telefoniczny