Co się stało z Iwoną Wieczorek. Janusz Szostak
się nadenerwowałam”.
– Jak Iwona poznała Patryka?
– To był błąd mój i mojej kuzynki, że nie wychowywałyśmy dzieci razem. Ona mieszkała w Gdyni, nasze dzieciaki się nie znały. Iwona i Patryk poznali się na dyskotece, zupełnie przypadkowo. Nie wiedzieli, że są kuzynami. Iwona wróciła kiedyś z dyskoteki i powiedziała, że poznała superchłopaka. Zapytała, czy może przyprowadzić go do domu. Ja na to, że oczywiście. Zapytałam wtedy, jak ma na imię. „Patryk” – odpowiedziała. Przyszedł, spojrzałam na niego i widzę, że jest bardzo podobny do mojej kuzynki. Zapytałam, jak ma na nazwisko. Dla mnie to po prostu był szok! Zadzwoniłam do kuzynki, czy wie, że nasze dzieci są parą. Była bardzo zdziwiona. Przez dwa czy trzy miesiące próbowałyśmy to zakończyć, ale nie dało rady. Uczucie było silniejsze – Iwona zakochała się, i tyle. Później z kuzynką pogodziłyśmy się z tą sytuacją, przyjęłyśmy ją do wiadomości. Iwona chodziła do nich, Patryk wpadał do nas obiady. Gotowałam więcej, bo ze szkoły przychodziło pół osiedla, a nie tylko Iwona – zawsze przyprowadzała jakąś koleżankę.
– Czy Iwona mogła być w ciąży?
– Na pewno nie, miała miesiączkę.
Rozdział 6. Jak policja szukała Iwony
ROZDZIAŁ 6
JAK POLICJA SZUKAŁA IWONY
Czy policja rzeczywiście nie zrobiła nic, by wyjaśnić zaginięcie Iwony Wieczorek?
Przypomnijmy, jak wyglądały działania śledczych w ciągu pierwszych tygodni i miesięcy po zaginięciu nastolatki. Opisała to szczegółowo – w maju 2015 roku – Marta Bilska w cytowanym tu już artykule „Pięć lat bez Iwony”:
„Działań było bardzo wiele. Podjęto czynności poszukiwawcze z udziałem psów tropiących w rejonach pasma plaży, w tym terenów od Sopotu (okolice Łazienek) do miejsca zamieszkania zaginionej oraz okolic Brzeźna. Przeszukano stawy oraz pobliskie stacje uzdatniania wody, studnie i studzienki oraz miejsca wskazane przez powołanego biegłego, gdzie – w kontekście panujących warunków – zwłoki mogły ewentualnie wypłynąć. Weryfikowano też wszystkie sygnały – płynące z internetu oraz telefoniczne zgłoszenia różnych osób”.
– Dostaliśmy również kilka informacji, że zaginiona nie żyje, a ciało ukryte jest w danym miejscu. Dokonywano przeszukań takich obszarów wraz z przekopywaniem wskazywanego miejsca – mówiła prokurator Grażyna Wawryniuk. – Przeszukiwano także kilka wytypowanych przez świadków mieszkań, w których mogła przebywać Iwona Wieczorek.
„Policja sprawdzała również – pod względem genotypu – ujawniane w Polsce zwłoki kobiet o nieustalonej tożsamości, w zbliżonym do Iwony wieku – z wynikiem negatywnym. Iwony szukano poprzez Interpol oraz system SIS.
Żadne z tych działań nie przyniosły wyjaśnienia sprawy. Nie zdołano podjąć jakiegoś konkretnego tropu. Według prokuratury nie można też w sposób jednoznaczny wykluczyć, że Iwona sama – lub za namową innych osób – postanowiła opuścić miejsce zamieszkania i zerwać kontakt z rodziną, pomimo iż wersja ta jest bardzo mało prawdopodobna.
Podczas postępowania przygotowawczego przesłuchano przy pomocy wariografu cztery osoby. Zabezpieczono również szereg zapisów z monitoringów. Dwa dni po zaginięciu zaczęto ustalać, gdzie rozmieszczone są pierwsze z nich. W toku czynności udało się uzyskać te z ulicy Grunwaldzkiej w Sopocie, z okolicy lokalu Bacówka – te dwa dostępne były w mediach i był na nich wizerunek Iwony. Oprócz tego były to m.in. nagrania z kompleksu Centrum Haffnera, ulicy Dąbrowszczaków, Jana Pawła II, Jantarowej, z molo na Zaspie, z klubu Banana Beach, ze stacji benzynowych oraz szereg zapisów z prywatnych kamer.
Pomimo nierozpoznania zaginionej przez pracowników lokalu Dream Club, gdzie bawiła się ze znajomymi, zabezpieczono również ten monitoring, jednak jest on bardzo słabej jakości. Badano około 375 kadrów ze zdjęciami pojazdów przejeżdżających o tej porze w okolicy, przesłuchiwano m.in. załogę ambulansu, który nagrał się na jednej z kamer. Sprawdzano lotniska oraz porty. Nigdzie nie natrafiono na ślad Iwony. Oględzinom poddano kilka pojazdów, łącznie z badaniami osmologicznymi na podstawie buta Iwony. Pobrano DNA ze szczotki dziewczyny, aby porównać je m.in. do ewentualnych śladów biologicznych w sprawdzanych autach. Analizowano billingi osób, które w ostatnim czasie kontaktowały się z zaginioną” – wylicza Marta Bilska.
25 czerwca 2012 roku śledczy bardzo dokładnie przeszukali także działkę i altankę, w której Iwona i jej znajomi pili alkohol przed pójściem do Dream Clubu. Na polecenie prokurator Aleksandry Badtke prowadzono tam poszukiwania „przy użyciu georadaru pod kątem wskazania miejsca ewentualnego ukrycia Iwony Wieczorek”. W opinii biegłego czytamy m.in.:
„W pobieranych próbkach natrafiono jedynie na odpady pochodzenia gospodarczego, gruz (…). Wykonane otwory zostały również zweryfikowane przy użyciu psów do wyszukiwania i lokalizacji zapachu zwłok ludzkich. W wyniku wykonanych czynności nie ujawniono zwłok Iwony Wieczorek” – stwierdził 6 lipca 2012 roku Marek Lisowicz, biegły z Sądu Okręgowego w Gliwicach.
Jednak wiele działań śledczych wykonywano jakby po omacku. Bez konkretnego, przemyślanego planu działania, który weryfikowałby i eliminował kolejne hipotezy oraz ewentualnych podejrzanych.
– Teraz pozostaje raczej tylko nadzieja, że ktoś, kto ma wiedzę w tej sprawie, wygada się – usłyszałem kilka lat temu od jednej z osób związanych ze śledztwem.
To sprawia, że policjanci sprawdzają rozmaite, niekiedy nawet nieprawdopodobne sygnały, w tym od więźniów, którzy snują mniej lub bardziej wymyślone wizje.
Rozdział 7. Rutkowski wkracza do akcji
ROZDZIAŁ 7
RUTKOWSKI WKRACZA DO AKCJI
Kilka dni po zaginięciu Iwony Wieczorek sprawą zajął się detektyw Krzysztof Rutkowski. Jak do tego doszło, zeznał 31 sierpnia 2010 roku podczas przesłuchania przez prokurator Aleksandrę Badtke z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Rutkowski wyjaśnia, że 20 lipca 2010 roku zatelefonował do niego krewny Iwony Wieczorek:
„Skontaktował się ze mną około godziny 18.00, telefonicznie, na numer mój komórkowy – Biura Doradczego Rutkowski. Kiedy byłem w miejscowości Jelcz-Laskowice (…), stwierdził, iż na terenie Sopotu zaginęła Iwona Wieczorek, zadał pytanie, czy moje biura nie pomogłyby w jej poszukiwaniach. Przekazał mi parę informacji o zaginięciu Iwony Wieczorek, ja zadałem mu parę pytań, uzyskałem na nie odpowiedź, po czym za około 20 minut – pół godziny otrzymałem kolejny telefon, również od tego samego mężczyzny, z którego wynikało, iż rodzina zaginionej dziewczyny prosi mnie o spotkanie. Była to jedyna osoba, z którą rozmawiałem telefonicznie przed moim przyjazdem do Sopotu”.
Tak zapamiętała to Iwona Kinda:
– To był wtedy taki czas, że nikt nie interesował się sprawą mojej córki. Dlatego wybrałam Rutkowskiego. Jednak na początku on mi nawet nie przeszedł przez myśl. To Paweł powiedział, że należy wynająć Rutkowskiego. Pamiętam, jak dziś: siedzimy przy stole w dużym pokoju, tam było z 30 osób, a ja płaczę. Nie wiem, co mam zrobić, tylko ich słucham. W pewnym momencie Paweł powiedział, że może weźmiemy Rutkowskiego. A ja na to, że jeśli zdobędzie do niego telefon, to zadzwonię. Podszedł do komputera, spisał numer z jego strony. Zadzwoniłam, zgłosił się Rutkowski. Zapytałam, czy podejmie się tej sprawy i ile to będzie kosztować. Na drugi dzień już tu był. Tak wyglądała sprawa z Rutkowskim. Przyjechał rano, była chyba godzina 9.00. Widziałam go pierwszy raz w życiu. Po zniknięciu Iwony byłam oszołomiona, cała w nerwach. Nie wiedziałam, jak z nim rozmawiać, tylko powiedziałam: „Moje dziecko zaginęło, proszę je odnaleźć”. Rutkowski w tamtym czasie bardzo mi się przydał. Gdyby nie on, nikt o