To nie jest, do diabła, love story!. Julia Biel
procent się tego nie spodziewał i – ponieważ ani trochę to do mnie nie pasowało, wiedziałam, że doceni, że się odważyłam to zrobić – przy świadkach.
Kiedy w środę szłam korytarzem, czułam wibrowanie w całym ciele. Wiedziałam, że jest niedaleko, że zaraz go spotkam i że nie będzie gotowy na to, co w niego uderzy.
Szłam zanurzona we własnych myślach, które balansowały na granicy niewinności, kiedy nagle drogę zastąpiła mi ruda furia. Na widok Lily przygotowałam się do odparcia werbalnego ataku, ale dziewczyna tylko uśmiechnęła się, jakby mi współczuła, i oświadczyła:
– Przepraszam, że byłam dla ciebie taka wredna.
Że co proszę???
– Uważałam cię za poważną konkurencję, ale to nie moja wina, że wam nie wyszło. Powinnam była wiedzieć, że nie mógłby wybrać ciebie, skoro ma mnie.
O czym ona mówiła? Czy ja przespałam ostatni tydzień?
Albo nasza wczorajsza rozmowa przez WhatsAppa mi się przyśniła? To prawda, że ostatnio oscylowałam w jakimś miejscu nie do uchwycenia między jawą a snem i że w tym miejscu pisywałam żenujące mejle i wiersze, ale mimo wszystko byłam pewna, że jego wyznanie, jakoby już na zawsze chciał zostać moim prywatnym stoczniowcem (czyli kontynuować ze mną przygodę zwaną życiem), było prawdziwe.
To znaczy zainspirowane Coldplayem.
Z drugiej strony portowe wariacje były durne, zwariowane i… odarte z poezji. Namacalne, realne. I równocześnie nierealne. Czy Jonasz naprawdę odważył(by) się na wyznanie takiego kalibru? A może to tylko ja nadawałam słowom zbyt duże znaczenie i byłam o krok od tego, żeby boleśnie się rozczarować?
Obiecałam sobie, że od razu, kiedy ta żmija sobie pójdzie, sprawdzę zapis naszego wczorajszego czatu.
I jak to możliwe, że ktoś taki jak Lily mógł mną zachwiać? Była dla mnie nikim, wiedziałam, co Jonasz o niej myśli. Niemożliwe, żeby chciał na nią choćby spojrzeć.
Z trudem przełknęłam ślinę, próbując zwalczyć mdlące uczucie niepokoju, popatrzyłam na nią wyzywająco i zażądałam pewnym głosem:
– Nie mam czasu, Lily, więc mów, co masz do powiedzenia, i idź robić wrażenie na chłopakach z pierwszej klasy.
Jej spojrzenie stało się w jednej chwili lodowate. Uff, to była Lodzia, jaką poznałam. Teraz mogłam się z nią zmierzyć.
– Kiedy wczoraj odwiedziłam Jonasza, powiedział, że bez przerwy za nim łazisz, nie chcesz się odczepić i już nie może tego znieść. Poprosił, żebyśmy to załatwiły jak kobieta z kobietą. Choć ja bym powiedziała: jak kobieta z dziewczynką.
– Pospiesz się, bo zaczynam tracić cierpliwość – syknęłam, mimo wszystko czując rosnący niepokój.
– Wczoraj Jonasz i ja wszystko sobie wyjaśniliśmy. Jest mu przykro, że narobił ci nadziei i, głupek, poprosił mnie, żebym ci to oddała. – Wyciągnęła w moją stronę jakieś zawiniątko.
Mechanicznym ruchem odebrałam je od niej i rozwinęłam, żeby zobaczyć, co to jest.
Nagle zalała mnie fala emocji. Koszulka Dominika. Koszulka Dominika z dowcipami chemicznymi, którą dostał ode mnie w prezencie i zostawił w moim mieszkaniu. Koszulka, którą pożyczyłam Jonaszowi po tym, jak po spędzonej u mnie nocy wziął prysznic. Koszulka, którą musiał mieć u siebie, a więc przynajmniej ta część jak nic była prawdą. Lily odwiedziła go w mieszkaniu. W jego pokoju. Zakręciło mi się w głowie. Zaraz, ta dziewczyna była wstrętną, zakłamaną zołzą. Obsmarowała mnie na Facebooku, nastawiała przeciwko mnie ludzi. Na pewno nie cofnęłaby się przed niczym.
– Idź do diabła, Lily – powiedziałam i odwróciłam się na pięcie.
Miałam nadzieję, że mój głos nie zadrżał tak jak moje serce.
– Właśnie od niego wracam! – zawołała za mną. – Masz gorące pozdrowienia!
Nie wiedziałam, dokąd idę. Nie, nie zamierzałam być jak naiwna bohaterka ckliwych romansów i uwierzyć antagonistce opowieści w jej brednie, ale musiałam ochłonąć. Miałam nadzieję, że kłamała, ale aż się trzęsłam z emocji. Maszerowałam przed siebie, mnąc koszulkę mojego brata, która niedawno znajdowała się na ciele Jonasza, i czując wściekłość, że tej idiotce tak łatwo udało się mnie zmanipulować.
Ale sama myśl, że u niego była, że być może pozwolił jej dotknąć swojej skóry, swojego tatuażu, swoich warg, sprawiała, że robiło mi się niedobrze. Jak dotarłam z miejsca, w którym nie potrzebowałam do życia drugiego człowieka, a zwłaszcza faceta, do punktu, w którym sama myśl o tym, że Jonasz mógłby choćby musnąć policzek innej dziewczyny, czyniła mnie fizycznie chorą?
O Boże. Zatrzymałam się raptownie. Kilka osób za mną zaklęło i kazało mi uważać, jak lezę.
Chorobliwa zazdrość. Bezsenność. Ciągły niepokój. Przypływ energii na przemian z wszechogarniającym uczuciem beznadziei. Brak apetytu. Obsesyjne myślenie o nim. Poczucie braku kontroli. Rosnące pożądanie.
Byłam zakochana. Zadurzona. Oczarowana. Naukowcy dokładnie to zbadali. Bez wątpienia się zabujałam.
Jęknęłam. Jakie to żałosne. Pierwszy chłopak, który okazał mi trochę sympatii w chwili rozczarowania życiem i rodzicami goniącymi po świecie za karierą, a ja chwyciłam się go jak tonący brzytwy! I teraz, proszę bardzo, wystarczyło, że rudowłosa zołza rzuciła mi w twarz kilka bredni, a ja już byłam gotowa schować się w piwnicy i popłakać. Ciekawe, co powiedziałaby Nana. Na pewno by mnie objęła, popatrzyła mi w oczy i zapewniła, że nie zna dziewczyny twardszej niż ja i bardziej odpornej na ciosy. I że mam wreszcie w siebie uwierzyć i posłuchać własnego instynktu.
– Ellu! – Otworzyłam oczy, żeby ujrzeć przed sobą blond zjawisko. – Co ci się stało? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha!
Aniela była cudownie pozytywną osobą, która z jakiegoś niezrozumiałego powodu od pierwszego dnia traktowała mnie jak siostrę. Po prostu zdecydowała, że zostanie moją przyjaciółką, i ani moje wahania nastroju, ani próby zniechęcenia jej do tych starań nie odwiodły jej od tego postanowienia. Zachowywała się tak, jakbyśmy znały się od wczesnego dzieciństwa.
– Ja… tak, masz rację, zrobiło mi się słabo. Muszę gdzieś usiąść.
Anieli nie trzeba tego było dwa razy powtarzać. Zmiotła mnie ze środka korytarza i już po chwili posadziła na ławce pod ścianą.
– Jeśli to wina Jonasza, to nie wiem, co mu zrobię! Adam i on po prostu doprowadzają mnie do szału. Myślą sobie, że nami, dziewczynami, można się pobawić, jakbyśmy były lalkami. Nie, sorry, złe porównanie. Wydaje im się, że można nas oddać jak auto do salonu po jeździe próbnej. – Uniosłam na nią wzrok z mimowolnym rozbawieniem. – O nie, jeszcze gorzej, co ja plotę!
– Anielko, nic takiego się nie stało – wyszeptałam. – To wszystko przez Lily. Ja po prostu muszę poważnie pogadać z Jonaszem…
– …Lily?! Już ja z nim pogadam! – weszła mi w słowo i zanim zdążyłam ją zatrzymać, zniknęła jak blond tornado.
Nie miałam głowy do tego, żeby się przejmować rozterkami Anieli. W tej chwili musiałam otworzyć wczorajszą korespondencję między mną a Jonaszem, żeby się upewnić, że nie zwariowałam.
Mignęły mi powiadomienia o wiadomościach od Dominika, Judyty i Roberta, ale odsunęłam je na później i otworzyłam czat, który w tej chwili interesował mnie najbardziej.
Obolała warga, żarty o psach, mustangach i weselu Amber, a na koniec stocznia, żurawie i dźwigi. Wczoraj po dwudziestej pierwszej. Czy to możliwe, żeby Lily przyszła do niego jeszcze później, czy po prostu uznał, że nie warto mi