Diuna. Frank Herbert
Hawat mówi, że mamy plany wobec Fremenów – rzekł Paul. „Dlaczego nie powtórzę mu, co mówiła stara? – nie mógł pojąć. – W jaki sposób zamknęła mi usta?”
Książę zauważył przygnębienie syna i powiedział:
– Hawat, jak zwykle, widzi tylko główną szansę. A to nie wszystko. Ja widzę również Konsorcjum Honnete Ober Advancer Mercantiles: kompanię KHOAM. Dając mi Arrakis, Jego Wysokość jest też zmuszony dać nam mandat do zarządu KHOAM… a to korzyść nie bez znaczenia.
– KHOAM kontroluje przyprawę – stwierdził Paul.
– A Arrakis z jej przyprawą jest naszą bramą do KHOAM – mówił dalej książę. – KHOAM to coś więcej niż melanż.
– Czy matka wielebna ostrzegała cię? – nie wytrzymał chłopak. Zacisnął spotniałe dłonie w pięści. Spociły się od wysiłku, jakiego potrzebował, by zadać to pytanie.
– Hawat opowiadał, że nastraszyła cię, ostrzegając przed Arrakis – rzekł książę. – Nie pozwól, by kobiece lęki zamąciły ci w głowie. Nie ma kobiety, która by chciała narazić na niebezpieczeństwo swoich bliskich. A w tych przestrogach widzę dłoń twej matki. Potraktuj je jako przejaw jej miłości do nas.
– Czy ona wie o Fremenach?
– Tak, i o wielu innych sprawach.
– Jakich?
„Prawda mogłaby się okazać gorsza, niż on sobie wyobraża – pomyślał książę – ale nawet groźne fakty są cenne dla kogoś, kogo nauczono sobie z nimi radzić. A to jest właśnie ta dziedzina, w której niczego nie oszczędzono memu synowi: jak radzić sobie z niebezpiecznymi faktami. Trzeba to jednak złagodzić, jest młody”.
– Niewiele produktów omija KHOAM – powiedział. – Dłużyce, osły, konie, krowy, tarcica, obornik, rekiny, wielorybie futra… najpospolitsze i najbardziej egzotyczne. Nawet nasz skromny ryż pundi z Kaladanu. Gildia przewiezie jak leci dzieła sztuki z Ekaza, maszyny z Richese i z Ixa. Wszystko wszakże blednie przy melanżu. Za garść przyprawy kupisz dom na Tupile. Jej nie da się wyprodukować, ją trzeba pozyskiwać na Arrakis. Jest unikatowa i ma autentyczne właściwości leku geriatrycznego.
– I teraz my nią dysponujemy?
– Do pewnego stopnia, lecz należy mieć na uwadze wszystkie rody zależne od dochodów KHOAM. Nie zapominaj o astronomicznej skali zysków płynących z obrotu jednym tylko towarem: przyprawą. Wyobraź sobie, co by się stało, gdyby z jakiegoś powodu zmniejszyły się jej dostawy.
– Ktokolwiek zgromadziłby zapasy melanżu, mógłby łatwo zarobić niewyobrażalne sumy. Wszyscy inni zostaliby na lodzie.
Książę pozwolił sobie na moment ponurej satysfakcji, spoglądając na syna – doceniał przenikliwość i naukową rzetelność jego spostrzeżenia. Potwierdził skinieniem głowy.
– Harkonnenowie gromadzą zapasy od ponad dwudziestu lat.
– Chodzi im o zmniejszenie zbiorów przyprawy i zrzucenie winy na ciebie.
– Chcą, aby imię Atrydów stało się niepopularne – powiedział Leto. – Pomyśl o rodach Landsraadu, które w pewnej mierze uważają mnie za swego przywódcę, nieoficjalnego rzecznika. Pomyśl, jak by zareagowały, gdyby się okazało, że jestem odpowiedzialny za poważny spadek ich dochodów. Ostatecznie bliższa koszula ciału i do diabła z Wielką Konwencją! Nie pozwolimy, by ktoś nas rujnował! – Nieprzyjemny uśmiech wykrzywił jego wargi. – Odwróciliby się plecami bez względu na to, jak by mnie wykańczano.
– Nawet gdyby zaatakowano nas bronią jądrową?
– Po co aż taki skandal? Po cóż otwarcie gwałcić Konwencję? Poza tym jednak prawie wszystkie chwyty byłyby dozwolone… może nawet pył radioaktywny i lekkie zatrucie gleby.
– Więc dlaczego się w to pakujemy?
– Paulu! – Książę z dezaprobatą spojrzał na syna. – Pierwszy krok do ominięcia pułapki to uświadomienie sobie, gdzie ona jest. To przypomina pojedynek, synu, tylko na większą skalę: finta wewnątrz finty w fincie… pozornie bez końca. Trzeba to rozwikłać. Wiedząc, że Harkonnenowie gromadzą zapasy melanżu, stawiamy kolejne pytanie: Kto jeszcze to robi? Odpowiedź daje listę naszych wrogów.
– Kto?
– Wiemy, że niektóre rody są nam wrogie, inne uważamy za przyjazne. Nie musimy brać ich pod uwagę w tej chwili, ponieważ jest ktoś inny, nieporównanie ważniejszy: nasz ukochany Padyszach Imperator.
Paul usiłował przełknąć ślinę, ale zaschło mu w ustach.
– Nie mógłbyś zwołać Landsraadu, ujawnić…
– Ujawnić przeciwnikowi, że wiemy, w której ręce ma nóż? Ależ Paulu, teraz my ten nóż widzimy. Kto wie, gdzie mógłby zostać przerzucony? Przedkładając to Landsraadowi, wywołamy jedno wielkie zamieszanie. Imperator zaprzeczy. I któż zada mu kłam? Zyskalibyśmy jedynie trochę czasu, ryzykując chaos. A skąd wyszedłby następny atak?
– Wszystkie rody mogłyby zacząć gromadzić zapasy przyprawy.
– Przeciwnicy wcześniej wystartowali. Mają za dużą przewagę, by ich prześcignąć.
– Imperator – rzekł Paul. – To znaczy sardaukarzy.
– Przebrani w mundury Harkonnenów, rzecz jasna – dodał Leto. – Niemniej to fanatyczni żołnierze.
– Jak mogą nam pomóc Fremeni przeciwko sardaukarom?
– Hawat mówił ci o Salusie Secundusie?
– Więziennej planecie Imperatora? Nie.
– A jeżeli jest ona czymś więcej niż więzieniem Imperatora, Paulu? Istnieje takie nigdy niezadane głośno pytanie dotyczące imperialnego korpusu sardaukarów: Skąd oni się biorą?
– Z więziennej planety?
– Skądś pochodzą.
– A owe posiłkowe zaciągi, których Imperator żąda od…
– W to właśnie mamy wierzyć. Mamy wierzyć, że sardaukarzy są po prostu rekrutami Imperatora, od młodych lat szkolonymi do perfekcji. Słyszy się sporadyczne plotki o szkoleniowych kadrach Imperatora, lecz układ naszej cywilizacji się nie zmienia: po jednej stronie są siły militarne wysokich rodów Landsraadu, po drugiej sardaukarzy i ich posiłkowe zaciągi. I ich posiłkowe zaciągi, Paulu. Sardaukarzy są sardaukarami.
– Ale wszystkie doniesienia o Salusie Secundusie mówią, że ta planeta jest piekłem!
– Niewątpliwie jest, lecz gdybyś zamierzał wychować ludzi twardych, mocnych i zaciekłych, to jakie warunki środowiskowe byś im stworzył?
– Jak można zyskać lojalność takich ludzi?
– Są na to wypróbowane sposoby: wygrywanie ich oczywistego przekonania, że są lepsi, mistycyzm tajnego przymierza, duch wspólnie dzielonej niedoli. To się da zrobić. To się udało zrobić na wielu planetach w wielu okresach.
Paul skinął głową, ani na moment nie odrywając wzroku od twarzy ojca. Czuł, że zanosi się na jakąś rewelację.
– Weźmy Arrakis – mówił książę. – Jeśli wyjść poza miasta i osady garnizonowe, jest ona nie mniej strasznym miejscem niż Salusa Secundus.
Paulowi rozszerzyły się źrenice.
– Fremeni!
– Mamy tam potencjalny korpus, korpus równie silny i straszliwy jak sardaukarzy. Trzeba będzie cierpliwości, by ich potajemnie wykorzystać, oraz majątku, by ich odpowiednio wyposażyć,