Między ustami a brzegiem pucharu. Rodziewiczówna Maria

Między ustami a brzegiem pucharu - Rodziewiczówna Maria


Скачать книгу
fraszka, nawet to, co was boleć powinno!

      Tu spostrzegłszy się, że połączyła w swej admonicji125 Niemca z Polakiem, machnęła tylko ręką i podreptała ku domowi.

      – Et, co z wami gadać! – zamruczała na odchodnym.

      Młodzi ludzie, obydwaj z natury weseli, zaśmiali się serdecznie; uśmiechnęła się nawet poważna panna Jadwiga.

      Nagle pani Tekla obejrzała się i przystanęła.

      – Słyszysz, Jadziu, turkocze! – wołała. – Już jedzie miły konkurent! Wybrałaś go, idźże sama bawić. Nie znam nic nudniejszego nad tego człowieka, ale to nie moja rzecz.

      I poszła w inną stronę. Panienka spoważniała natychmiast i zwróciła się do domu, zrywając po drodze kwiaty z rabatki. Nie śpieszyła się wcale.

      – Czy mamy ci iść w sukurs126, Jadziu? – żartował Jan.

      – Do woli – odparła po swojemu, krótko.

      – Zostawiam ci swobodę pierwszego powitania, żebyś się nie potrzebowała krępować – drażnił się dalej.

      – Czemu się nie nauczysz krępować języka? – odrzuciła z daleka.

      – Z konieczności muszę mówić jako reprezentant rodziny. Żebym ten urząd tobie zlecił, miano by nas za głuchoniemych.

      Nie odrzekła nic więcej i znikła w cieniu szpaleru.

      – Pan Głębocki często bywa? – spytał Wentzel, patrząc uparcie w to miejsce, gdzie ją cień zakrył.

      – Co parę dni, regularnie od obiadu do kolacji.

      – Co robią narzeczeni? Rozmawiają?

      – Z Jadzią! To by było trochę za trudno. Grają w domino i milczą; czasem przeglądają dzienniki i milczą; w wielkie święta chodzą na spacer i także milczą. W antraktach słuchają gderania pani Tekli.

      – A pan co wtedy robi?

      – Z początku dotrzymywałem im towarzystwa, alem się tak znudził, że odtąd uciekam na odgłos turkotu bryczki Adama. Ten nieszczęsny wysłuży sobie męczeńską koronę!

      – Ma tak piękną nagrodę, że mu się nie dziwię – rzekł z uśmiechem Niemiec.

      – Rzecz gustu. Jadzię wysoko cenię, szanuję, uwielbiam jako brat i Polak; ale zakochać się w niej to dla mnie niepojęte, to to samo, co uderzyć do serca tej brzozy u płotu. Mnie do kochania potrzeba życia, śpiewu, śmiechu, choć trochę kokieterii i żartu. Nieprawdaż?

      – Niezawodnie. Arkadyjscy pasterze127 wyginęli.

      – Oprócz jednego Głębockiego. O, Walenty nas szuka. Pewnie obiad.

      Zbliżyli się do służącego i weszli przez taras do wnętrza rezydencji. W sali jadalnej, przy wódce, ujrzał Wentzel cierpliwego Głębockiego. Był to człowiek średniego wzrostu i średnich lat, opalony, suchy, trochę łysawy blondyn. Patrzał spod brwi krzaczastych nieufnie; w ustach miał rys zacięty; długie w dół zwieszone wąsy czyniły go jeszcze dzikszym.

      Musiał to być człowiek skrytej namiętności i niesłychanego panowania nad sobą.

      Niebezpiecznie było z nim zaczynać walkę – był zazdrosny, mściwy i cierpliwy.

      Jan ich zaprezentował – poprzestali na ukłonie. Czy przeczuwali, że będzie między nimi bój na śmierć i życie?…

      – Jakże kartofle, Adamie? – zagaił Chrząstkowski.

      – Niezgorzej.

      – A siewy?

      – Schodzą.

      „Dobrali się w korcu maku” – pomyślał Croy-Dülmen.

      – A twoja „Norma” zdrowa?

      Tu ożywiła się posępna twarz Głębockiego.

      – Żdżarski targował ją wczoraj – odparł żywiej nieco.

      – Sprzedałeś?

      – Jeszcze nie. W ostateczności chyba.

      – Przecie ją Jadzia chciała nabyć.

      – Już nie chce. Mówiła mi…

      – Jak to! Przecie coś mówiła? Niesłychane! – żartował wesoły chłopak.

      Rysy Głębockiego skurczyły się kamienną ostrością: nie rozumiał żartów.

      Wejście dam przerwało rozmowę. Zasiedli do obiadu. Narzeczeni siedzieli obok, ale nie mówili ani z sobą, ani z resztą towarzystwa. Jan z hrabią podtrzymywali rozmowę. Chrząstkowski wypytywał o stolicę. Wentzel przyszedł do siebie i dał się porwać na barwną, tryskającą dowcipem gawędkę. Opisywał berlińskie życie, zabawy, kółka, intrygi, aż wreszcie zdołał zaciekawić babkę – rozmarszczył jej czoło. Wstali od stołu bez żadnej kłótni.

      W salonie, wedle opowieści Jana, narzeczeni zajęli się milczącym przeglądaniem dzienników. Młodzi ludzie128

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

      1

      linia pałaców Pod Lipami – chodzi o zabudowania wzdłuż alei Unter den Linden (dosł. „pod lipami”), głównego bulwaru starego Berlina, obsadzonego lipami jeszcze w XVII w.; wzdłuż alei tej, prowadzącej od siedziby elektorów do bramy miasta (tzw. bramy brandenburskiej) mieściły się najważniejsze budowle reprezentacyjne i najbardziej okazałe pałace oraz np. Ogród Zoologiczny (Tiergarten). [przypis edytorski]

      2

      kariatyda – podpora architektoniczna w kształcie postaci kobiecej dźwigającej na głowie np. balkon. [przypis edytorski]

      3

      Lorelei – tu: tytuł pieśni skomponowanej przez Franciszka Liszta (1811–1886) do słów poematu Heinricha Heinego (1797–1856) opowiadającego tradycyjną legendę niem. o złotowłosej, pięknej dziewczynie imieniem Lorelei (a. Loreley), która z powodu zdrady swego kochanka rzuciła się w rozpaczy w nurt Renu z nadbrzeżnej skały, po czym została zamieniona w syrenę i odtąd zwodziła rybaków i doprowadzała ich łodzie do rozbicia; wysmukła skała nosić miała na pamiątkę tego zdarzenia imię dziewczyny, a u jej podnóża miał zostać ukryty skarb Nibelungów. [przypis redakcyjny]

      4

      subretka (z fr. soubrette) – pokojówka; także: typ postaci sprytnej służącej występującej w komedii.


Скачать книгу

<p>125</p>

admonicja (z łac., daw.) – przygana, upomnienie. [przypis edytorski]

<p>126</p>

iść w sukurs (daw.) – iść na odsiecz; przybyć z pomocą. [przypis edytorski]

<p>127</p>

arkadyjski pasterz – bohaterowie romansów sentymentalnych; platoniczni kochankowie. [przypis edytorski]

<p>128</p>

młodzi ludzie, młodzież – daw. te określenia odnosiły się wyłącznie do płci męskiej, młode kobiety nie były tu zaliczane. [przypis edytorski]