Capreä i Roma. Józef Ignacy Kraszewski

Capreä i Roma - Józef Ignacy Kraszewski


Скачать книгу
naukę, dowcip i łaskę pana, który do niego raczył zastosować wiersz tak rozkochany.

      – Czyj wiersz? – spytał Cezar – Thrasyllu?

      – Boskiego Platona! – odparł filozof…

      – A kto z was potrafi nam go przełożyć po rzymsku, jeżeli podobna naszéj mowie schwycić delikatny odcień helleńskiéj? sprobujcie!

      Wszyscy zamilkli, nie było tam tak wprawnych szermierzy i w końcu sam Cezar począł powoli przekładać, oglądając się jakie uczyni wrażenie.

      Stella meus, stellas dum suspicis, ipse utinam sim

      Caelum, oculis ut te pluribus aspiciam… 32

      – Aleś ty Cezarze niebem i Jowiszem, a jam najmniejszego prochu z gwiazd jasnych nie godzien przywdziać imienia! – zawołał uniesiony Aster.

      – To prawda, że dziwna jakaś igraszka losu tego byka gwiazdą przezwała! – rozśmiał się starzec. – No! świeć-że nam rad nie rad Asterze!

      – Któż przy tobie jasnym się wyda! – zawołał Aster zmięszany, nie wiedząc, czy dziękować, czy jeść, bojąc się, by jadło mu nie uciekło – cóż ja biedny?

      Rozmowę tę przerwało w samą porę wejście posługujących dziewcząt z orszaku Priscusa; oczy Tyberyusza skierowały się ku nim.

      Jedne z nich niosły półmiski, drugie dioty (naczynia do wina i wody) amfory, czasze kryształowe i kratery, pełne już wina z wodą ogrzanego, które przy uczcie pijano, posypane po wierzchu liśćmi róży i jaśminu.

      Były to dobrane urodą dzieweczki, ledwie wyszłe z dzieciństwa, porwane gdzieś rodzicom i wyuczone służyć za obrazek lubieżny dla starca, na zabawkę biesiadnikom.

      Strój ledwie je osłaniał, tak był krótki i przejrzysty, jątrzył tylko wzrok, nic nie ukrywając przed nim – złożyły się nań tkaniny wschodnie, tak delikatne jak mgła, szyte rękami jakiejś niewolnicy Arachny w złote i purpurowe desenie… Ręce, ramiona, stopy dziewcząt nagie, zdobiły kolce złote, znaki niewoli razem i błyskotki, nasadzane drogim kamieniem… Priscus tak umiał dobierać, że w licznym orszaku ani dwóch twarzy, ani dwóch obliczów podobnych sobie wyrazem nie było – każde odznaczało się inném pochodzeniem i charakterem.

      Nie mało to trudu i zabiegów kosztowało zręcznego dostarczyciela, który pierwociny każdéj przywożonéj niewolników gromady oglądał i po całym świecie znanym miał swoich wysłańców. Na twarzy jednéj znać było ród grecki, a profil przypominał piękne stare medale; druga z dalekiéj przygnana Armenii, czarnym włosem i okiem a śnieżną ramion białością przedstawiała lud ów piękny, zhołdowany Rzymianom; trzeciéj typ judejski, smętny ale czarowny, zachwycał tajemnicą i tęsknotą, patrzącą z głębi czarnéj, w łzach pływającéj źrenicy; nawet czarna ethiopka, od któréj hebanowego ciała odbijały jaskrawo koralowe naszyjniki, uśmiechała się wśród grona tego, białemi jak kość słoniowa ząbkami.

      Wszystkie piękne były w swoim rodzaju, a tak dobrane i wyuczone każdego ruchu, ażeby artysta mógł podziwiać w każdéj z osobna i wszystkich razem niezmierny smak nauczyciela, co je ułożył do uśmiechu, obrotu każdego, przyklęknienia, biegu i nieruchomości, do połączenia się w grupy malownicze i rozsypania na skinienie; tak, by z kolei każda uwydatnić się mogła.

      Ruchy ich, pomimo to, zdawały się swobodne, niewymuszone, dobrowolne i chwilami tylko zdradzało wahanie i drżenie myśl co nad niemi czuwała…

      Cezar długo oczyma wodził po nich; przebiegając wszystkie z kolei uważnie, ciekawie i mierząc je wejrzeniem znawcy… potém westchnął głęboko, czoło zasępione, usta zamknięte pokryły wrażenie, jakiego doznał. Cajus téż pożądliwą ścigał je źrenicą, przyglądając się z namiętnością, która krwią oczy jego zażegła…

      I Hypathos spozierał ukradkiem ku nim, ale smutnie jakoś i łzawo…

      Zmuszony czy naiwny uśmiech dziecinnego wesela wyjaśniał wszystkie te twarzyczki biednych niewolnic, którym łzawego oblicza nie godziło się i w męczarniach przed panem okazać.

      Piérwsze danie sprzątniono prędko, bo wszyscy głodni byli prócz Cezara, a antecaenium33 mało kto z nich kosztował.

      Pocillatorki, roznoszące czasze, przybiegły, ofiarując je biesiadnikom… Sam Tyberyusz, ogłosiwszy się uczty modimperatorem, wyrzekł, że pięćkroć pięć czar magistralnych za zdrowie jego wychylić będą musieli.

      Sam téż, rozpocząwszy od libacyi, wprędce spełnił ametystowy krater, który poszedł z rąk do rąk.

      Nikt odmówić go nie śmiał, nawet surowy Nerva, ani filozof Thrasyllus… Cajus ochoczo do ust przyłożył napój i wychylił duszkiem do kropli.

      Wino powoli rozjaśniało twarze, Cezar zarumienił się mocno, oko mu błysnęło, rozpoczął igraszki. Odezwały się flety i pieśni greckie za zasłoną, przywołano retorów, gdyż Tyberyusz poczuł ochotę do rozprawy z nimi.

      – Zeno, ty co wszystko umiész – rzekł śmiejąc się – nawet to, czego cię w Atenach nie uczono, powiedz mi, jakim trybem śpiewały Ulissesowi Syreny? Tyś musiał się tego kędyś dobadać!

      – Eheu! Cezarze! Syreny musiały najprzedniejszym śpiewać trybem, a jest-że wdzięczniejsza mowa i tryb śpiewu nad Dorycki?

      – Pochlebca! – szepnął Priscus do Cajusa – Doryckim mówią na Rhodos, a wyspę tę ukochał Cezar.

      Znać zrozumiał cel odpowiedzi Tyberyusz, bo i sam śmiać się począł wesoło, a obróciwszy ku Hypathosowi, jął go namiętnie całować. Dziecię owe śliczne, splamione dotknięciem sprośnego kozła (tak niekiedy od nazwiska Caprei Tyberyusza zwano) zniosło to jak męczeństwo, napróżno usiłując straszliwych pieszczot uniknąć.

      Potem kazano tańczyć dziewczętom, śpiewać Grekom i Cezar wreszcie zażądał od starego garbatego retora, aby mu sposobem Doryckim zaskakał… Musiał biedak posłuchać, gdy tymczasem tanecznice, za danym znakiem, szarpały go i podrzucając nim jak piłką, podawały sobie nieszczęśliwą igraszkę.

      Wtém, gdy się tak zabawiają wesoło, a Aster, trzymając się za boki, śmieje z Greka, niepomny, że jutro to samo spotkać go może – oko Tyberyusza padło na posłanie, i rożek kartki pargaminowéj, wystający z pod poduszek, uderzył czujnego a niespokojnego władzcę… Drżącą ręką pochwycił go, wysunął… była to zapisana karta… goście pobledli wszyscy…

      Skąd tam na triclinium dlań zgotowaném mógł się znaleźć ten zwitek? – kto go rzucił? co on zawierał? – nikt odgadnąć nie umiał… truchleli jednak wszyscy na widok tajemniczego pisma…

      Tyberyusz przeczytawszy rozśmiał się dziko, a kartę schował starannie; potém chwyciwszy dłonią czaszę podaną, spełnił ją duszkiem ochoczo, poglądając po twarzach przytomnych, którzy w niepewności nie wiedzieli jaki nadać wyraz licu.

      Zwitek ten, podrzucony tak zręcznie przez zuchwałego jakiegoś dworaka, był jednym z najkrwawszych epigrammatów przeciwko Cezarowi, i zawierał dwuwiersz ten sławny:

      Fastidit vinum, quia jam sitit iste cruorem

      Tam bibit hunc avide, quam bibit ante merum. 34

      Brzydzi się winem, bo krwi teraz żąda…

      I pije ją tak chciwie, jak wprzódy pił wino…

      – Nie prawdaż Aster? tybyś był ciekaw… – rzekł po chwili Tyberyusz – wiedzieć


Скачать книгу

<p>32</p>

Stella meus, stellas dum suspicis… – jest to w rzeczywistości przekład Muretusa, renesansowego francuskiego humanisty z XVI w., pochodzący z jego komentarza do wiersza Katullusa Ad Lesbiam. [przypis edytorski]

<p>33</p>

antecaenium – rodzaj śniadania, przekąski przed wieczerzą. [przypis autorski]

<p>34</p>

Fastidit vinum, quia jam sitit iste cruorem… – cytat z III księgi Żywotów Cezarów Swetoniusza, poświęconej Tyberiuszowi: Żywot Tyberiusza 59. [przypis edytorski]