Hrabina Cosel. Józef Ignacy Kraszewski
– rzekł głosem stłumionym: – tu nie idzie już o żadne dziecinne niebezpieczeństwo ale o głowę i fortunę, o przyszłość moją… Król kazał…
– A ja nie chcę! – odparła Anna.
– Sprzeciwisz się jemu! – spytał Hoym.
– Dlaczegóż nie, panem jest wszystkiego oprócz domu i rodziny, które do Boga należą… Cóż mi uczyni?
– A! wam nic – rzekł niespokojnie minister – nadto dla pięknych pań jest grzeczny; ale ja pójdę na Koenigstein, majątki nasze zabierze fiskus, rozdrapią faworyci: nędza, śmierć.
Zakrył sobie oczy rękami.
– Wy go nie znacie – szeptał cicho – on się uśmiecha i jaśnieje jak Apollo, ale jak bóg piorunów straszny… Nie przebaczył nigdy nikomu kto śmiał zwątpić że jest wszechmocnym. Pani będziesz na tym balu, lub ja zginę…
– A sądzisz pan, hrabio Hoym – odparła Anna – iż ta groźba waszéj zguby jest dla mnie tak straszną?
Ruszyła ramionami i poszła znowu do okna…
Hoym posunął się za nią blady.
– Na miłość Bożą, o sprzeciwieniu się woli króla mowy być nie może… zaklinam was.
Kończył te słowa gdy do drzwi zapukano żywo i służący wpadł zatrzymując się w progu. Minister brwi ściągnął i nasrożył się.
– Hrabina Reuss i Vitzthum!
Ściągnąwszy usta z gniewu, Hoym pośpieszył do progu; chciał służącego wysłać z odpowiedzią odmówną, gdy po za nim postrzegł piękną, wypogodzoną, arystokratycznych rysów twarz hrabinéj, a po za nią żywo szpiegujące go oczy siostry.
Zdawało mu się że o wczorajszym wypadku i o przybyciu żony jego, nikt jeszcze w mieście nie wiedział; odwiedziny dwóch tych pań przekonywały go na nieszczęście iż popełniony po pijanemu błąd, którego sobie darować nie mógł, już się musiał stać pośmiewiskiem powszechném. Hrabina Reuss nie byłaby się pewnie inaczéj ruszyła, by wdowi dom ministra odwiedzić.
Zmięszany nad wyraz, dał znak słudze który odstąpił, a cała postać majestatyczna hrabinéj, która się była wstrzymała w progu, pokazała się w czarnych sukniach koronkami okrytych. Hrabina Reuss biała, świéża, rumiana, form nieco pełnych, ale bardzo wdzięcznych, z uśmiechem łagodnym na różowych usteczkach, nie miała w sobie nic przerażającego, przecież na widok jéj blada już twarz Hoyma, zdawała się blednąć jeszcze: zmięszał się, jakby w niéj groźbę zobaczył…
Siostra jego, pani Vitzthum towarzysząca hr. Reuss, mogła to łatwo dostrzedz w oczach brata. Na obu jednak kobiecych twarzach wykwitły tylko wzamian dwa uprzejme uśmiechy.
– Hoym! doprawdy mogłabym się gniewać na ciebie – ozwała się słodkim, wdzięcznym, melodyjnym głosem hr. Reuss – jakże to być może! Żona twoja przybywa nam tu do stolicy, a ja nic nie wiem… a ja przypadkiem od Hülchen dopiéro dowiaduję się o tém.
– Jakto? – krzyknął minister nieposiadając się ze zniecierpliwienia – i Hülchen już wié o tém.
– A! – zawołała wchodząc pani Reuss – i ona i cały świat i wszyscy o tém tylko mówią, że nareszcie masz rozum i biednéj kobiecie za kratami więdnąć nie dasz.
To mówiąc posunęła się ku Annie, badając ją oczyma, rozpatrując się w niéj, jak znawca pięknych koni patrzałby na zwierzę na targ wyprowadzone.
– Jak się masz droga hrabino – rzekła wyciągając ku niéj obie ręce. – Jakżem rada że cię tu powitać mogę, gdzie jest właściwe miejsce twoje. Pierwsza się tu zjawiam, ale wierz mi że nie ciekawość mnie tu sprowadza, tylko chęć usłużenia ci. Jesteś jutro na balu u królowéj… pustelnico moja śliczna… przybywasz dziś, nie znasz Drezna… każże mi sobie pomódz. Ja i Vitzthum niepokoiłyśmy się zawczasu o ciebie… Biédna ty nasza strwożona ptaszyno…
W czasie tego przemówienia, ta którą hr. Reuss nazwała spłoszoną ptaszką, stała tak dumna i jaśniejąca siłą, wcale nie zatrwożona, jakby tu panowała oddawna.
– Dziękuję wam pięknie – odezwała się spokojnie – właśnie mąż mi powiedział że mam być na balu. Lecz jestże to koniecznością, czy nie mam prawa zachorować choćby ze strachu, że mnie tak nadzwyczajne szczęście spotyka!
– Nie życzyłabym ci tego pretekstu używać – odpowiedziała hr. Reuss, którą Hoym ze swojego gabinetu podawszy jéj rękę przeprowadzał właśnie do ponuréj sali audyencyonalnéj – nikt nie uwierzy w chorobę popatrzywszy na ciebie, co wyglądasz jak Juno pełna blasku zdrowia i siły, nikt nie da wiary przestrachowi, boś nieulękniona.
Vitzthumowa wzięła pod rękę Annę i korzystając z tego że ją brat wyprzedzał nieco, szepnęła na ucho:
– Kochana Anno! niemasz się zaprawdę ani czego trwożyć, ani wymawiać; raz przecie wyjdziesz z téj niewoli, którą dla ciebie opłakiwałam. Zobaczysz dwór! króla… świetność naszą, któréj równéj nie ma w Europie. Ja ci piérwsza winszuję. Jestem przekonaną że los najszczęśliwszy cię czeka…
– Jam tak do mojego więzienia i ciszy nawykła – cicho rzekła Anna – iż mi już nad nie nic więcéj nie było potrzeba.
– Hoym mój – dodała Vitzthumowa – spali się z zazdrości!
I śmiać się poczęła do rozpuku.
Trzy panie którym towarzyszył pomięszany minister, stały w śród sali jeszcze, gdy służący odwołał Hoyma, za którym się drzwi gabinetu zamknęły. Hrabina Reuss pierwsza usiadła pochylając się ku pięknéj gospodyni.
– Droga moja – szepnęła – bardzom rada że piérwsza cię witam rozpoczynającą życie nowe. Wierz mi, mogę ci się przydać na co… Hoym niechcący podstawił ci pod nogi podnóżek, po którym wynijść możesz wysoko… Jak anioł jesteś piękna!
Anna zmilczała chwilkę.
– Sądząc żem ambitną, mylisz się kochana hrabino – odezwała się zimno – płoche lata przeżyłam, wielem myśléć musiała nad sobą i światem, siedząc w samotni mojéj. Wzdycham tylko aby do niéj i do méj Biblii powrócić.
Reuss się rozśmiała.
– Wszystko to się zmieni – rzekła wdzięcząc się do gosposi. Nateraz myślmy o jutrzejszém ubraniu. Vitzthum patrz i złóżmy walną radę jak ją ubrać mamy, bo sama gotowa się zaniedbać. Tobie powinno iść przecie o honor domu brata.
– Jakkolwiek się ubierze – odezwała się Vitzthumowa – zawsze będzie najpiękniejszą. Teschen z nią walczyć nawet nie może, jest zwiędła. Na całym dworze nie ma żadnéj, coby nie zgasła przy Annie. Mnie się zdaje że jak najskromniejszy ubiór będzie jéj jak najlepiéj do twarzy… niech inne się sadzą na róż, bielidło i fioki… jéj dość, choćby dziewiczéj sukienki…
Rozmowa o gałgankach stała się żywą, przerywaną, gorącą, polemiczną. Hrabina zrazu nie mięszała się do niéj, słuchając tylko dwóch przyjaciółek, zbyt czułych, by ich zajęcie się nią nie budziło podziwienia i pewnéj obawy. Powoli jednak i ona uległa magnetycznemu pociągowi, jaki strój ma dla niewiast, wrzuciła słowo i śmiechem przerywany spór toczył się już coraz weselszy…
Hr. Reuss z niezmierną bacznością przysłuchiwała się każdemu słowu pani Hoym, tajemnie przypatrywała się jéj z jakimś niepokojem dziwnym; zdawała wrzucać pytania, chcąc w odpowiedziach coś więcéj usłyszéć, nad to co one zawierały. Anna przeszła wkrótce z rozdraźnienia rannego