Jak wytresować lorda. Alex Renton

Jak wytresować lorda - Alex Renton


Скачать книгу
obcym? A potem ignorować ich cierpienie?

      Dzisiaj, gdy matczyna miłość postrzegana jest jako absolutna i niepodważalna – przynajmniej w kontraście do chwiejnych męskich instynktów – jest prawie nie do pomyślenia, że wykształcone, samostanowiące kobiety mogłyby dobrowolnie porzucić małe dziecko. W XIX i XX wieku jednak postępowały tak setki tysięcy matek z klasy średniej – i można to tłumaczyć na wiele sposobów. Obwinia się o to kulturę, dominację patriarchatu, presję społeczną i brak edukacji w przypadku wielu kobiet, nawet tych z klas średnich i wyższych. Mówiono mi, że dawniej kobiety nie kochały dzieci tak bardzo jak my dzisiaj albo że klasy wyższe wyrzekły się uczuciowości w procesie własnej „hodowli”. Wybitny znawca psychoanalizy jungowskiej – stary etończyk, który od podszewki poznał problem psychologicznej traumy absolwentów szkół z internatem – tłumaczy to wszystko kompleksem Edypa i „nieuświadomioną nienawiścią kobiet do swoich synów”. To chyba jednak niewystarczający argument. Bo co z dziewczynkami? W najlepszych czasach szkół z internatem, pod koniec lat 60. XX wieku, mieszkało w nich 50 tysięcy dziewczynek.

      Wiele matek, nawet dzisiaj, zrzuca odpowiedzialność na własne dzieci. „Nie mogłam znieść tego pomysłu – mojej szkoły z internatem po prostu nienawidziłam. Ale ona się uparła”, powiedziała mi ostatnio matka dziesięciolatki z prestiżowej szkoły podstawowej z regionu Midlands. „Harry Potter też do takiej poszedł. Byłam zdruzgotana, nadal jestem, ale ona nigdy nie żałowała tej decyzji. Po każdych feriach nie może się doczekać powrotu do szkoły. To dla mnie dość bolesne”. Dzieci błagają o wyjazd do szkoły z internatem od czasów Lat szkolnych Toma Browna, pierwszej propagandowej powieści szkolnej, wydanej w 1857 roku. Ale w nie mniejszym stopniu to rodzice zaszczepiają ten pomysł w umysłach dzieci; to my pomagamy im dojść do wniosków, na których nam zależy. Ich zgoda z kolei pomaga nam uśmierzyć rodzicielskie poczucie winy, gdy coś pójdzie nie tak. Rzecz jasna, dzieciom, którym zapowiedziano, że spędzą cudowny czas na czymś w rodzaju obozu letniego z zaledwie kilkoma lekcjami, jest bardzo trudno powiedzieć potem nawet najwyrozumialszej matce czy ojcu, że rzeczywistość okazała się inna.

      Wydaje się, że niektórzy rodzice po prostu porzucają swoje dzieci. Takie okrucieństwo boli bardziej. Jedna z moich korespondentek, Clare, powiedziała mi: „Pojechałam do szkoły z internatem w latach 60. jako siedmiolatka. Kiedy przez większą część semestru nie dostałam żadnego listu z domu, zebrałam się na odwagę i poszłam do dyrektorki. Spytałam, czy może moi rodzice umarli i nikt mi o tym nie powiedział.Dyrektorka wytłumaczyła, że są zajęci. Jako że mieszkali za granicą, kolejnego roku spędziłam w sumie z nimi nie więcej niż dziesięć tygodni. Na zawsze to zapamiętałam – dowiedziałam się, jak bardzo byłam dla nich nieważna”.

      Nawet w dzisiejszych czasach nauczyciele w szkołach podstawowych z internatem muszą się zajmować uczniami, którzy nie wyjeżdżają do domu na wakacje, dziećmi, których rodzice mieszkają za granicą i nie są w stanie się zorganizować albo o których po prostu zapomniano. Pewien mężczyzna, który mieszkał w Ashdown w latach 70., powiedział mi, że jego matka przyjechała po niego tylko raz. „Według niej było to zbędne. Ona była silna i uważała, że my też powinniśmy być tacy. Byłem jej trzecim dzieckiem i mam wrażenie, że po prostu nie była mną zbytnio zainteresowana. Tego jednego razu, gdy przyjechała, otworzyła drzwi samochodu przy podobnie do mnie wyglądającym chłopcu i powiedziała: »Wskakuj, szybko!«, i odjechała. Dopiero u końca podjazdu chłopiec zdołał wydukać, że zaszła pomyłka”. Dziś mężczyzna serdecznie się śmieje, opowiadając tę historię. „Oczywiście gdy zawróciła, zrzuciła winę na mnie”.

      Kiedy stoi się po drugiej stronie szkolnej bramy, nietrudno odkryć w sobie sceptycyzm wobec rodziców i – cóż – siły rodzicielskiej miłości. Nauczyciele w szkołach z internatem – czy też „szkolni rodzice”, jak się ich dzisiaj często nazywa – raczej nie wysyłają własnych dzieci do takich placówek przed trzynastym rokiem życia. Wiedzą, czemu rodzice tak chętnie korzystają z tej instytucji. „Miejsce, gdzie można pozbyć się czegoś, co im przeszkadza” albo „długoterminowa opieka nad dzieckiem” – to tylko niektóre z określeń, jakie padały z ust pedagogów. Córka znanego dyrektora szkoły z internatem powiedziała mi, że rodzice często po prostu nie przyjeżdżali po swoje dzieci. Pamięta, jak jej ojciec cierpliwie tłumaczył przez telefon jakimś ludziom, że to jest naprawdę konieczne: „Cóż, możemy się nimi zająć przez parę dni, ale potem my też musimy jechać na urlop”. „Prawie zawsze prawdziwą, choć ukrytą przyczyną wysyłania dzieci do internatu jest egoizm”, podsumowuje powieściopisarz William Boyd, który wytrzymał dziesięć lat w „zakładzie karnym” w Gordonstoun.

      Pisarka Bella Bathurst trafiła do internatu w wieku jedenastu lat. Wspomina, że niejeden raz zapomniano po nią przyjechać. „Ferie w połowie semestru, jakieś zamieszanie. Wreszcie przyjedzie ratunek. Stałam w oknie, czekałam, patrzyłam, jak inne dziewczynki po kolei odjeżdżają… Zdajesz sobie wtedy sprawę, że prawda jest taka: nikt cię nie kocha. I to wspomnienie zostaje na zawsze”. Inna kobieta została wysłana do szkoły jako trzylatka – dołączyła do swojej siostry, która mieszkała już w internacie przy belgijskim klasztorze. Wspomnienia są oczywiście niewyraźne, ale pamięta, że nie przyjeżdżała do domu częściej niż raz na rok. „Kiedy zapytałam zakonnice, dlaczego tu jestem, powiedziały, że matka mnie nie kocha, ponieważ Bóg mnie nie kocha”. Żywo pamięta, jak została zamknięta w piwnicy na węgiel z nakazem modlitwy, bo była niegrzeczna. Gdy zapytałem, jak to wpłynęło na jej dorosłe życie, zaśmiała się: „W ogóle nie wpłynęło – to było nic w porównaniu z angielską szkołą z internatem!”. Ona i jej wykształcony w angielskiej szkole z internatem mąż swoje dzieci także posłali do takiej szkoły, choć w starszym wieku.

      Są istotne przyczyny, dla których rodzice mogą pragnąć pozbyć się dzieci z domu. Z nadesłanych relacji wynika, że czasem dziecko jedzie do internatu, bo rodzina przeżywa kryzys – z powodu śmierci, choroby czy rozstania rodziców. Często też ważniejsza od dobra dziecka jest kariera. Rząd brytyjski wciąż przeznacza 80 milionów funtów rocznie na szkoły z internatem, by dzieci wojskowych, najczęściej oficerów, mogły tam przebywać, gdy ich rodzice służą krajowi. Ale wielu rodziców wciąż każe – lub pozwala – swoim dzieciom mieszkać poza domem, nawet gdy ich dom jest blisko szkoły.

      Moi rodzice odesłali mnie i moje rodzeństwo z domu, gdy mieliśmy po osiem lat, głównie dlatego, że wszyscy, których znali, tak robili. Inne rozwiązanie nie przychodziło do głowy większości ludzi, których klany pielęgnowały tradycję nauki w szkołach z internatem, o ile oczywiście było ich na to stać. Podejmowano jednak dziwaczne decyzje. Matka Belli Bathurst dołączyła do swojego rodzeństwa, które było już w internacie, w wieku zaledwie sześciu lat – to bardzo mało jak na dziewczynkę w latach 30. „Myślę, że babcia po prostu musiała to zrobić. Była wojna, nie dawała rady”, tłumaczy pisarka.

      Często rodzice przywołują miłe wspomnienia własnych szkolnych czasów jako argument za kontynuowaniem tradycji. Psychoterapeuta Nick Duffell wspomina, że jego matka opowiadała „bajecznie nieprawdziwe historie o tym, jakie to wszystko było cudowne, dopiero pod koniec [życia] wyjawiła, jak była tam przerażona”.

      Oto słowa Alison Collett, jednej z moich korespondentek:

      Nigdy nie zauważyłam, żeby moi rodzice odczuwali skruchę za to, co zrobili. Nawet dzisiaj matka broni swojej decyzji, uzasadniając ją częściowo tym, że „uwielbiała” szkołę publiczną, do której poszła w wieku dziewięciu lat, i że miałam „dużo więcej szczęścia niż ojciec”, który trafił do sierocińca jako czterolatek. Nie było osoby, której by nie zbulwersowała moja historia – i to zawsze w skróconej, pozbawionej użalania się nad sobą wersji. Trudno więc zrozumieć to wyparcie u moich rodziców.

      Jednakże inni rodzice, prawdopodobnie kochający swoje dzieci, podlegali procesom, które dziś da się wytłumaczyć dzięki odkryciom współczesnej psychologii. Powszechną reakcją na traumę z przeszłości jest normalizacja przeżyć


Скачать книгу