Biała Maria. Hanna Krall

Biała Maria - Hanna Krall


Скачать книгу
– „Masz może fałszywe…”.

      A musi być po kolei?

      To sobie przestaw.

      5. KRZYSZTOF W.

      – o ojcu chrzestnym.

      Że był strachliwy.

      (Nie był).

      Jak to – nie. Boga nie bał się?

      (A, Boga. No może…)

      Ciekawe, kiedy bardziej. Kiedy zgodził się na kłamstwo i chrzest czy kiedy chrztu odmówił.

      A może, zwyczajnie, zląkł się, że już się od niej nie uwolni?

      (Od tej małej, czarnej, z zezowatymi, wielkimi, przerażonymi oczami…)

      No tak. Jak tylko człowiek dotknie żydowskiej sprawy, czysty z tego nie wyjdzie. Tylko patrzeć, jak zacznie się nieszczęście w rodzinie. Tylko przyglądać się – co jeszcze spadnie na człowieka. Niech tylko dotknie…

      I tyle twój imiennik, reżyser zresztą, kolega po fachu.

      6. JAN S., OJCIEC CHRZESTNY

      Miałeś rację, było jeszcze coś.

      Partyzantka, okazało się. Termitówki i zadania specjalne. Nie AK, na odwrót, komunistyczne wszystko.

      Termitówki? Ładunki odpalane z opóźnieniem, umieszczali je w niemieckich wojskowych pociągach jadących na front. O zadaniach specjalnych nadal nie wiem. Wspominał o nich, jak chciał po wojnie do kombatantów. Przyjęli go, miał doskonałe papiery: odręczny list od Marka, generała brygady, jednego z dowódców polskiego wojska. Znam Jana S., oddany jest naszej sprawie – napisał generał. – Może przydać się w milicji lub bezpieczeństwie na Ziemiach Zachodnich.

      7. ***

      Przydał się na Ziemiach Zachodnich. Na życzenie generała brygady. (O którym mówiono Marek, taki pseudonim miał podczas wojny).

      8. JAN S., CIĄG DALSZY

      Najpierw ślubował: obowiązki będzie spełniać gorliwie, polecenia wykonywać dokładnie, tajemnicy przestrzegać, a w postępowaniu kierować się honorem, uczciwością i równością społeczną. (Tekst dostał na kartce, wystarczyło podpisać).

      Następnie otrzymał: dwa oficerskie mundury – z szewiotu i z gabardyny – trzewiki chromowe i z juchtu, pas parciany i skórzaną teczkę. Onuc letnich ani zimowych nie otrzymał, w rubryce onuce wpisano – orzełek, jedna sztuka.

      Powierzono mu odcinek niemiecki, Niemców i autochtonów. Niemców wysiedlał, autochtonów pilnował, by nie ulegli podszeptom wroga. Od czasu do czasu przesłuchiwał ludzi z AK. Jednej z akowskich dziewczyn zwierzył się, że wprawdzie ma na czapce orła bez korony, ale prawdziwego zachował. Przyjdzie czas, że będę go znowu nosił, zapewnił dziewczynę z AK, sięgnął w głąb szuflady i wyjął orła w koronie.

      Dziewczyna z AK skłonna była pracować dla bezpieki. Słuchaj, mała, dobrotliwie odradził S., daj spokój, wystarczy, że jeden z nas już jest tutaj. Co opisał w specjalnym raporcie specjalny agent o kryptonimie S-10.

      Jana S. aresztowano siedem lat później.

      Za Eryka von Z., którym zajmował się na odcinku niemieckim.

      9. HRABIA

      Eryk von Z. był Niemcem, hrabią i artystą malarzem. Mieszkał w miejscowości nadmorskiej. Dobiegał sześćdziesiątki. Był wysoki, chudy, mało mówił, dużo palił, spacerował z psami po plaży i patrzał na morze.

      Najchętniej malował słońce – wschody i zachody, ale i fale wiosenne, jesienne sztormy, przypływy, odpływy, wydmy, plaże kamieniste… Malował Jezusa kroczącego przez fale, a także marszałka Rolę-Żymierskiego. Marszałek był bez fal i miał pięćdziesiąt na trzydzieści sześć centymetrów. Nieco więksi byli Lenin, Stalin i Bierut, po pięćdziesiąt cztery na siedemdziesiąt cztery każdy.

      Przy Leninie, Stalinie i Bierucie w rejestrze dzieł Eryka von Z. widnieje informacja: na zamówienie Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego.

      Obrazy Eryka von Zedtwitza, z archiwum Julianny Rogowskiej

      najbardziej bał się najgorszego: rozłąki z morzem

      A więc portrety zamawiał S. Płacił godziwie, miejmy nadzieję, i artyście starczało na farby. Na alkohol może i nie, ale butelkę Jan S. przynosił ze sobą.

      Często przychodził, zwykle wieczorem.

      Popijali. Rozmawiali. Milkli. Popijali…

      O czym mogli rozmawiać – niemiecki hrabia z polskim oficerem bezpieki?

      O termitówkach? Zadaniach specjalnych? Co do von Z., to był na wojnę za stary, poza tym miał astmę. Podobno w jakimś obozie kopał rowy. Mógł jednak wspomnieć o bracie stryjecznym, Joachimie von Z., zwanym Jochi. Też był hrabią, ale i lewicowcem i przyjaźnił się z innymi lewicowcami, na przykład z Jesenską.

      Z kim? – mógł w tym miejscu spytać Jan S.

      Z Mileną, przyjaciółką Kafki.

      Czyją przyjaciółką? – mógł dopytywać się, bo ani w siedmioklasówce w Nakle, ani na kursach piekarniczo-cukierniczych, które ukończył, o Kafce im nie mówiono.

      Kuzyn Jochi pomagał Żydom – von Z. przeszedł na grunt znacznie pewniejszy dla rozmówcy. Jak Hitler zajął Czechosłowację, Jochi wywoził ich do Polski.

      Wzmianka o Żydach mogła coś przypomnieć Janowi S. Powiedział na przykład: „i ja…”. Albo: „i u nas…”, albo nawet: „była kiedyś taka historia…”.

      Nie, tego nie powiedział. Co hrabiego mógł obchodzić chrzest, który się nie odbył. Zajęty był własnymi kłopotami. Bał się, że go wysiedlą. Że nie dadzą obywatelstwa ani nawet prawa pobytu. Że nie wpuszczą Gizeli, jego córki. Że o parabellum się dowiedzą. A najbardziej bał się najgorszego: rozłąki z morzem.

      Jan S. pomógł we wszystkim.

      Hrabia został w Polsce.

      Z Niemiec przyjechała Gizela. Była pielęgniarką, dostała pracę, S. poprosił dyrektora szpitala.

      I tylko to parabellum… Hrabia ukrył, S. nie powiadomił. A jeszcze te rozmowy wieczorne… Agent S-10 nie miał wątpliwości: niemieckiego hrabiego i polskiego oficera bezpieki jedno mogło łączyć – siatka szpiegowska.

      Jana S. aresztowano.

      Zdał do depozytu legitymację partyjną, zdjęcie żony – drobnej szatynki o regularnych rysach, z której dzisiejsze wizażystki zrobiłyby prawdziwą piękność – i kalendarzyk na rok 1952. Nie był to dobry rok dla przyjaciół Jana S., tych z partyzantki komunistycznej, ale prokurator nie dopatrzył się szkodliwości. Przedwojenne parabellum ukrył przed Armią Czerwoną niedołężny starzec, a co do szpiegostwa (ciągnął prokurator), to nie znaleziono „momentów, które wskazywałyby…”.

      Jan S. odebrał legitymację, zdjęcie i kalendarzyk i zameldował się u dowódcy. Niestety. Szpiegiem może i nie był, ale dopuścił się karygodnej bezczynności władzy.

      Tym razem należało zdać już wszystko. Mundury oficerskie, parciany pas, skórzaną teczkę i orzełka, jedną sztukę. I należało przyrzec, że utrzyma się w tajemnicy. I nigdy, w żadnych okolicznościach, tajemnicy tej się nie zdradzi. Tekst był na kartce, wystarczyło podpisać.

      Misja powierzona Janowi S. przez generała Marka była skończona.

      10. MAREK – CIĄG DALSZY

      Maj był ciepły, kwitły forsycje i bzy, Jan S. miał cywilną pracę, na statkach, wreszcie masz czas, cieszyła się żona. W kinie szła Pieśń


Скачать книгу