Dzika rzecz. Rafał Księżyk
i upomniał się o swoje miejsce w przestrzeni publicznej.
Impreza odbyła się 29 lipca 1989 roku na placu 1 Maja w Gdańsku. Poprzedził ją sitting połączony z głodówką, urządzony 9 czerwca przez radykalną trójmiejską młodzież pod wciąż jeszcze twardo stojącym Komitetem Wojewódzkim PZPR, w kilka dni po pierwszych, prawie wolnych – jak mówią w tym kręgu – wyborach. Specjalnie na tę okazję młodzi zorganizowali się pod nazwą Grupa X Pawilon. W jej skład weszli aktywiści formacji anarchistycznych i wolnościowych: Ruchu Społeczeństwa Alternatywnego, Ruchu Wolność i Pokój, Ruchu Twe-Twa, Federacji Młodzieży Walczącej, a także członkowie Solidarności Walczącej i Konfederacji Polski Niepodległej oraz artyści z Totartu i niezrzeszeni. Mieli cztery żądania poparte stosownymi transparentami, zostały one potem zapisane na plakacie Placu Wymiany Pozytywnej: „Grupa X Pawilon zdecydowała się wystąpić do władz miasta o przyznanie jej niezależnego klubu, placu, na którym można by bez prześladowań prowadzić niezależną aktywność, przy czym miało to być miejsce ogólnodostępne, o »glejt żelazny« dla grup nieformalnych umożliwiający im egzystencję bez interwencji sił porządkowych, o prawo do powielania i kolportowania własnej prasy”.
Zbigniew Sajnóg, szef Totartu, przywoływany przez Pawła „Konjo” Konnaka w książce Artyści, wariaci, anarchiści, tak podsumowywał tę akcję:
Władze wycofały SB i ZOMO, a po mediacji podjętej w imieniu „Solidarności” przez Borusewicza zdecydowały się na rozpoczęcie rozmów. Prezydent miasta Gdańska zobowiązał się na piśmie do przedłożenia kilku propozycji zlokalizowania miejsca dla zorganizowania imprez na świeżym powietrzu oraz kilku propozycji lokalowych z przeznaczeniem na klub.
Pierwszym owocem tych obietnic był koncert na parkingu samochodowym w centrum miasta, który okrzyknięty został Placem Wymiany Pozytywnej. Klub pod nazwą C14 rozpoczął działalność dopiero w grudniu 1990. Nie zachowały się natomiast w źródłach żadne dane dotyczące „glejtu żelaznego” dla „grup nieformalnych”. A przecież pierwsze lata wolnej Polski pełne były burzliwych ulicznych manifestacji wzniecanych przez anarchistów, wolnościowców i pacyfistów powiązanych z RSA, WiP, Twe-Twa i Międzymiastówką Anarchistyczną, która w owym czasie przekształciła się w Federację Anarchistyczną.
Środowiska alternatywne jednoczyły się wówczas podczas wielu akcji protestacyjnych przeciwko budowie elektrowni atomowej w Żarnowcu, wychodziły na ulice przeciwko służbie wojskowej, ale też krytykując ideę Okrągłego Stołu, pierwsze poczynania rządu Tadeusza Mazowieckiego, a potem prezydenturę Lecha Wałęsy. Nie miejsce tu, by pytać, jaką wizję nowej Polski miała krytyczna wobec przemian radykalna młodzież, wystarczy odnotować zamęt i nieufność do nowej władzy. Największą siłą owych ruchów była bowiem łatwość wzniecania wywrotowej atmosfery karnawału.
Tak naprawdę najważniejsza „wymiana pozytywna” miała miejsce, zanim jeszcze w ogóle została wyartykułowana idea placu w formie Hyde Parku. To było ulotne, jak się okaże, przenikanie się frikowego undergroundu, sztuki i polityki. Dobry tego przykład stanowią ówczesne poczynania Jarka Guły z Praffdaty: współpracował z „Tygodnikiem Mazowsze”, uczestniczył w działaniach Ruchu Wolność i Pokój oraz Międzymiastówki Anarchistycznej, z której aktywistami zakładał polski odłam włoskiej Partii Radykalnej Marca Pannelli.
Guła: – Latem 1988 roku mieliśmy zjazd w Suskowoli, u kumpla z Praffdaty, malarza Jerzego Czuraja; ze czterdzieści, pięćdziesiąt osób przyjechało. Partia Radykalna jako pierwsza miała w swym statucie zjednoczenie Europy. W logo mieli Gandhiego i gwiazdki, które przeszły na flagę Unii, byli też za legalizacją trawki i związków jednopłciowych. Wolnościowa partia. Do dziś mam jej legitymację. Przez rok Włosi wynajmowali nawet kawalerkę w centrum Warszawy jako biuro partii, ale jedyna konkretna aktywność radykałów, którą sobie przypominam, to był udział w tygodniowej głodówce pod ambasadą Chin po masakrze na placu Tian’anmen. Założyliśmy tam miasteczko razem z wipowcami, anarchistami i PPS-em Ikonowicza. Przyjechała do nas Joan Baez.
Podczas wyborów prezydenckich jesienią 1990 Guła pomagał w kampanii Tadeusza Mazowieckiego i wprowadził do niej nowy element: malowanie sprayem szablonów na miejskich murach, co do tej pory było domeną ruchów alternatywnych.
Wykonany przez Pawła „Konja” Konnaka plakat Placu Wymiany Pozytywnej, zawierający spis postulatów radykalnej młodzieży
Archiwum Pawła „Konja” Konnaka
– To była akcja szkalowania Lecha Wałęsy. Powstała masa szablonów typu „Lech Wałęsa – kupa mięsa”. Przy tej okazji poznałem pierwszych polskich grafficiarzy, a właściwie szablonowców, bo hiphopowi grafficiarze pojawili się ładnych parę lat później. Wtedy była inna technika, robiło się szablony, które w zasadzie zniknęły z murów z początkiem XXI wieku. A zajmowała się tym grupa zaangażowanych społecznie małolatów powiązanych z WiP-em, Międzymiastówką Anarchistyczną czy Pomarańczową Alternatywą. Wykonywali szablony antywojskowe, antyklerykalne, przeciwko elektrowni atomowej w Żarnowcu, satyry komentujące bieżącą rzeczywistość. Liczył się przekaz, a nie walory artystyczne, na tym ta fala polegała i to ją różniło od kolejnej.
Trzeba też przywołać listę happeningów, które odpaliła w samym centrum Łodzi Galeria Działań Maniakalnych. Pod tą nazwą kryła się łódzka odnoga Pomarańczowej Alternatywy, w 1989 roku działająca o wiele aktywniej niż macierzysty wrocławski ruch. Rewolucja Krasnoludków, która tak skutecznie podkopywała system śmiechem, w wolnej Polsce powoli wygasała, wódz Pomarańczowej Alternatywy Major Fydrych wystartował do senatu i rozpoczął kampanię wyborczą. Tymczasem 15 lutego 1989 roku na ulicach Łodzi podczas happeningu Wszystko jest jasne malowano białe plamy w podręcznikach do historii, 24 lutego odbyło się Bicie piany przy Okrągłym Stole (grupa młodych ludzi ze znaczkami PZPR i „Solidarności” dosłownie ubijała jajka przy stolikach ustawionych w kręgu), 21 marca zorganizowano Rajd szlakiem rzuconych legitymacji partyjnych, a wreszcie 21 kwietnia – Klepanie biedy. O tym ostatnim opowiadał Krzysztof Skiba w Artystach, wariatach, anarchistach:
Osobnicy w strojach kloszardów za pomocą starych lasek, dziurawych parasoli oraz wielkich drewnianych chochli do zupy rozpoczęli zbiorowe klepanie biedy. Pojawił się też człowiek przebrany za kiszki, które grały na werblu marsza. Spauperyzowany inteligent popełnił harakiri za pomocą kaszanki. Transparent z napisem „Reforma nadzieją na lepszą biedę” dopełnił całości kompozycji.
W maju miały miejsce wystąpienia antywojenne, a w czerwcu wyjazd na koncert wspierający kampanię Majora, połączony z kolportażem listów gończych z wizerunkiem Wojciecha Jaruzelskiego. Ostatnią akcję, Rząd struga wariata, Skiba wspomina w swojej autobiograficznej książce Skiba. Ciągle na wolności:
Ostatni happening odbywa się w marcu 1990 roku, gdy premierem jest Tadeusz Mazowiecki. Ludzie nagle zaczynają handlować na chodnikach czym tylko się da. Tym razem nie rzucamy ulotek i nie wznosimy okrzyków. Wtapiamy się bezszelestnie w rzeczywistość uliczną. Na Piotrkowskiej pojawia się człowiek w garniturze. Z teczki wyciąga kijek i nóż i zaczyna strugać. Po chwili pojawia się następny i robi to samo. I jeszcze jeden. W sumie jest siedem osób. Wszyscy wyglądamy jak delegacja rządowa. Na końcu pojawia się człowiek z transparentem „Rząd struga wariata”.
Krzysztof Skiba był głównym prowodyrem tych działań. Jako trójmiejski licealista współtworzył Ruch Społeczeństwa Alternatywnego, który wyłamywał się z podziału: solidarnościowa opozycja kontra komuna, będąc równie krytycznym wobec obu opcji. Gdy Skiba przyjechał do Łodzi, by studiować kulturoznawstwo, stał się liderem Galerii Działań Maniakalnych, a potem, w 1990 roku, pojawił się w roli frontmana zespołu Big Cyc.
W Artystach, wariatach, anarchistach Skiba pisze też o relacjach rozpolitykowanego RSA ze zwariowanymi,