Wojna o szczepionki. Brian Deer

Wojna o szczepionki - Brian Deer


Скачать книгу
objawów choroby Crohna.

      „Dziecko trafiło do mnie za pośrednictwem Andy’ego Wakefielda z Royal Free, ponieważ matka uważała, że choroba dziecka zaczęła się od MMR, i w związku z możliwym powiązaniem odry z chorobą Crohna” – dyktował Walker-Smith list do innego lekarza. Historia pacjenta, dodał, wygląda na alergię pokarmową na wiele czynników lub zespół jelita drażliwego. „Badanie nie ujawniło absolutnie nic, co sugerowałoby diagnozę choroby Crohna”.

      Dobre nowiny dla Dziecka Numer Dwa. Złe wieści dla hipotezy. Ale Wakefield dopiero się rozkręcał. Większość lekarzy cieszy się, kiedy nie znajdzie choroby. Ale nie ten. A on nie zamierzał odpuścić.

      „Była wiarygodna, inteligentna, jej historia miała dużo sensu” – opowiadał o tamtej rozmowie telefonicznej wiele lat później. „Nie była przeciwniczką szczepień. Zaszczepiła swoje dziecko. A jemu najwyraźniej szczepionka zaszkodziła, głęboko je okaleczyła. To był przypadek przełomowy”.

      Rozdział czwarty

      Badanie pilotażowe

      John Walker-Smith nie chciał przenosić się do Royal Free. Ale wiedział, że nie ma innego wyjścia. W ramach tej samej londyńskiej reformy, która połączyła szkoły medyczne, jego wydziałowi w Barts groziło zamknięcie. Tak więc pod wpływem sugestii Wakefielda i po długich pertraktacjach Australijczyk dobił targu, zebrał swoją ekipę i ruszył na północ, do Hampstead.

      Dla niego istniał tylko jeden szpital: jeden jedyny, w którym mógł praktykować. Barts. Barts. To musiało być Barts. Założone przez mnichów w 1123 roku miejsce, o którym jako dziecko chirurga w Sydney słyszał, że to „szpital macierzysty Imperium”. Gdyby nie znalazł tam pracy w 1972 roku, zostałby w Westmead w Nowej Południowej Walii, w szpitalu dziecięcym Royal Alexandra.

      „Istnieje – wyjaśniał – rodzaj »apostolskiej sukcesji« od starożytnych źródeł zachodniej medycyny na wyspie Kos przez Isola Tiberina w Rzymie do Barts w Londynie”.

      Niektórzy uważali go za snoba. Bardziej angielskiego niż Anglicy. Plus Anglais que les Anglais, mówili. Inni twierdzili, że ma w sobie jakiś kulturowy kompleks, który maskował głębszą niepewność. Utrzymywał na przykład, iż to „niestosowne” i „nieakceptowalne”, że Wielka Brytania „porzuciła” swą kolonię, Australię, odcinając się od niej z chwilą ogłoszenia jej niepodległości.

      Nie sprzedał się tanio. Żeby skusić go na Hampstead, tamtejsi pracownicy naprawdę musieli stanąć na głowie. W sześciopiętrowej strefie na tyłach szpitala wybudowano na jego przyjęcie nowe biura i laboratorium. Dla jego pacjentów odnowiono oddzielny oddział – oddział Malcolma. A żeby mógł poprowadzić nowy, pompatycznie nazwany Uniwersytecki Wydział Gastroenterologii Pediatrycznej, status Walkera-Smitha maksymalnie podniesiono.

      Wkroczył na swe włości we wrześniu 1995 roku, nienagannie uprzejmy, w tradycyjnym ciemnym garniturze i z trudem panując nad wrażliwą osobowością. Jego nominacja była „wydarzeniem o znaczeniu międzynarodowym”, jak emocjonował się w swojej autobiografii, Enduring Memories. „Miałem być pełnoprawnym profesorem uniwersyteckim i zajmować miejsce w komisjach uniwersyteckich obok profesorów medycyny i chirurgii”.

      W gabinecie na drugim piętrze, ulokowanym obok muzeum patologicznego, radość z jego przybycia nie była wcale mniejsza. Telefon od Pani Numer Dwa, jak później stwierdził Wakefield, zapowiedział „otwarcie śluz”: rodziny powiązane z grupą JABS Jackie Fletcher i grupą Allergy-Induced Autism zaczęły rozpowszechniać wiadomość, iż oto znalazł się lekarz, który słucha.

      Wakefield oczekiwał, że Walker-Smith wraz z zespołem swoich pediatrów przebada dzieci z tych rodzin. Pojawiła się bezprecedensowa możliwość przeanalizowania wpływu wirusa odry utrzymującego się w jelitach. Konwencjonalna wiedza mówiła, że wirus pojawia się i znika w ciągu paru tygodni, ale czy mógł zostać na dłużej, by wywołać chorobę Crohna? I jeszcze śmielsza hipoteza: czy istnieje związek między jelitami a autyzmem? Pomysły Pani Numer Dwa były intrygujące.

      Walker-Smith rzucił się na szansę, by się tego dowiedzieć. Badania od dawna stanowiły jego pasję. W Barts jego oddział chełpił się jedynym w Wielkiej Brytanii laboratorium wyspecjalizowanym w gastroenterologii pediatrycznej i teraz zależało mu, żeby nie wypaść z obiegu. Co więcej, jego nowy współpracownik był ulubieńcem „Lancetu”, który właśnie mianował nowego redaktora naczelnego, Richarda Hortona, a ten w latach 80. pracował w Hampstead w gabinecie w tym samym korytarzu, co Wakefield.

      Profesor zaangażował się w sprawę również z innego powodu: poczucia, że nie dorasta Wakefieldowi do pięt. I to dosłownie, ponieważ Walker-Smith był niski i mierzył ledwie dwie trzecie wzrostu kolegi. Ale współpracownicy wspominają też, że pozdrawiał go jak „prawdziwego księcia”. A kiedy Australijczyk przymierzał się do wydania autobiografii (kilka tygodni przed tym, jak wkroczyłem w jego życie), znajdował się pod takim wpływem doktora bez pacjentów, że mówił o nim jako o „wcieleniu” księżnej Diany.

      Jest wysoki, przystojny, wymowny, charyzmatyczny, a przede wszystkim przekonujący. Jest człowiekiem najwyższej szczerości i uczciwości. Zaiste najlepiej opisałby go niemodny termin: „bojownik o prawdę”.

      Zwoływano zebrania, zatrudniono dodatkowych klinicystów i uzgodniono całe mnóstwo badań. „Andy Wakefield gorliwie organizował badania tej grupy dzieci” – napisał potem Walker-Smith. „Moja rola ograniczała się do zatwierdzania, ponieważ to Andy był kierownikiem badań, dyrygentem orkiestry; klasyczna rola dla gastroenterologa w badaniach. Zespół został zebrany, otrzymaliśmy zgodę komisji etyki i badania pilotażowe ruszyły”.

      Pierwotny plan zakładał przebadanie dziesięciorga dzieci, albo z chorobą Crohna, albo z pokrewnym zapaleniem. Jeśli hipoteza Wakefielda dotycząca wirusa była prawidłowa, należało się spodziewać odnalezienia go w ostatnich paru centymetrach jelita cienkiego – najczęstszym miejscu występowania choroby.

      Zgodnie z procedurą, którą lekarze nazwali „protokołem Wakefielda”, wszystkie dzieci miały być przyjmowane w niedzielne popołudnie i zwalniane w następny piątek. W międzyczasie miały przechodzić męczące badania obejmujące sedację lub ogólną narkozę, rezonans magnetyczny mózgu, elektroencefalogram z elektrodami przytwierdzonymi do głowy (EEG), badania krwi i moczu, nakłucie lędźwiowe w celu pobrania płynu mózgowo-rdzeniowego, podanie papki barytowej i zdjęcia rentgenowskie brzucha, test Schillinga z wykorzystaniem radioaktywnie znakowanej witaminy B12 oraz – co kluczowe – kolonoskopię z ileoskopią, z wejściem do jelita cienkiego.

      Żaden szpital nigdy nie podjął się takiego projektu. Kierownictwo opisywało go jako „jedyny w swoim rodzaju”. Przy jedynie spekulatywnych przesłankach dotyczących odry w szczepionkach samo już nawet wykonanie kolonoskopii do celów badawczych było niezwykle niekonwencjonalnym podejściem. Starsi lekarze wyrażali wątpliwości, jakim sposobem tak problematyczne przedsięwzięcie mogło zyskać akceptację komisji do spraw etyki.

      „Podczas zebrań badawczych mieliśmy te wszystkie przypadki i skierowania” – wyjaśniał, rozmawiając ze mną w szkole, Simon Murch, konsultant pediatra, który przeniósł się z Barts z zespołem Walkera-Smitha. „To prospektywnie zaplanowane badanie na określonej liczbie dzieci miało po prostu pomóc nam ocenić zakres danych, którymi dysponujemy”.

      Rodzice dzieci potrzebowali przede wszystkim listów ze skierowaniami od swoich lekarzy; był to jedyny – poza nagłymi przypadkami – sposób na przyjęcie do szpitala. Pierwsza w lutym 1996 roku zwróciła się z taką prośbą lekarka ogólna z przedmieść Liverpoolu, 320 kilometrów na północny zachód od Londynu. „Dziękuję, że poprosił pan o możliwość zbadania tego chłopca” – napisała do Walkera-Smitha o sześcioletnim pacjencie, „który ma problemy behawioralne natury autystycznej, poważne zaparcia i trudności w nauce po szczepieniu MMR”.

      Początek był obiecujący, i wkrótce


Скачать книгу