Wojna o szczepionki. Brian Deer

Wojna o szczepionki - Brian Deer


Скачать книгу
chłopcu specjalną płynną dietę; potem lekarz niezwiązany z badaniami przeprowadził kolonoskopię i stwierdził „zupełny powrót do normalności”. Jak podsumował Walker-Smith jeszcze w Barts Hospital, Dziecko Numer Dwa cierpiało na nietolerancję pokarmową.

      Mimo to we wtorek w marcu 1997 roku Walker-Smith napisał do lekarza rodzinnego Dziecka Numer Cztery. Z powodu „znalezienia w badaniu histopatologicznym zapalenia jelita grubego”, wyjaśnił, zaleca przepisanie bardzo silnego leku przeciwzapalnego – mesalazyny – często podawanego pacjentom z crohnem.

      W obliczu oskarżeń o złamanie etyki zawodowej 11 lat później Walker-Smith przyznał, że nie umie wyjaśnić pochodzenia tej zmienionej diagnozy. Nie wpisał nic do dokumentacji chłopca. A mesalazyna w żadnym przypadku nie była nieszkodliwym lekiem; w farmakopeach w czarnych ramkach drukowano ostrzeżenia przed potencjalnie poważnymi reakcjami zagrażającymi życiu. Co więcej, były to reakcje, których niemówiące dziecko z opóźnieniami rozwojowymi nie mogłoby zakomunikować.

      [Komitet bezpieczeństwa leków] rekomendował, by pacjentów przyjmujących mesalazynę, olsalazynę lub sulfalazynę uczulić na konieczność informowania o wszelkich niewyjaśnionych krwawieniach, siniakach, plamiczych zmianach skórnych, bólach gardła, gorączce lub złym samopoczuciu podczas terapii. Należy przeprowadzać badania krwi i natychmiast wstrzymać podawanie leku, jeśli pojawi się podejrzenie zmian w obrazie krwi.

      Pani Numer Cztery nie była przekonana, że podawanie leku jest w ogóle konieczne. Powiedziała mi, że właściwa dieta zapobiegała biegunce. Ale jak ówcześnie zapisano w dokumentacji, skonsultowała swoje odczucia z lekarzem w szpitalu: człowiekiem, któremu wtedy ufała.

      Doktor Wakefield powiedział mi, że leki zmniejszą zapalenie, [a także] zredukują autystyczne zachowania i problemy. Nie chciałam podawać [mojemu synowi] leków, więc byłam przeciwna. Naciskał, żebym spróbowała, i przysłał dwie inne matki, żeby porozmawiały ze mną o rezultatach.

      Ostatecznie poddała się temu, co w oczywisty sposób było eksperymentem. Jednak po podaniu leku jej syna bolał brzuch, a jego zachowanie się nie poprawiło. Mesalazyna okazała się „totalną porażką” – wspominała mi. „Byłam dość zszokowana” – opowiadała o swej reakcji, kiedy już przeczytała informacje na opakowaniu. „Pisali tam o zapaleniu jelita grubego… ale skąd się ono wzięło?”

      Jednak w Hampstead zespół Wakefielda był w euforii. Wręcz w zbiorowej histerii. Wakefield spekulował teraz, że sam autyzm jest zapalną chorobą jelit, podczas gdy Walker-Smith przepisywał mesalazynę, olsalazynę lub sulfalazynę niemal każdemu dziecku włączonemu do programu.

      Rozdział szósty

      Kwestia moralna

      Wydawałoby się, że rozpętanie epidemii strachu, poczucia winy i chorób powinno wymagać przygotowań. Z betonowej wieży górującej nad Hampstead Heath położono fundamenty pod główne osiągnięcie Wakefielda – wspierane, co niewiarygodne, przez szpital i szkołę medyczną – na wiele miesięcy przed oficjalnym zaprezentowaniem światu jego studium o jedenastu chłopcach i jednej dziewczynce.

      Po wyemitowaniu materiału w Newsnight jego notowania poszybowały w górę. „Sunday Times Magazine” wiódł prym wśród prasy krajowej dzięki pięciostronicowemu artykułowi A Shot in the Dark („Szczepienie w ciemności”) poświęconym jemu, Jackie Fletcher i prawnikowi Richardowi Barrowi. Telewizja ITV nadała w najlepszym czasie antenowym półgodzinny reportaż Big Story o twierdzeniach Wakefielda, że MRR wiąże się z chorobą Crohna. A w „Mail on Sunday” Lorraine Fraser, która omawiała poglądy JABS i badania Dziecka Numer Dwa, rozpoczęła zdecydowaną kampanię wspierającą lekarza.

      Jednak wszystko to mogło się rozpłynąć na kartach historii jako jedynie mała zmiana. Latem 1997 roku Wakefield wybił się na fali wyników badania pilotażowego – szczególnie częstotliwości występowania powiększonych grudek chłonnych – i wywiadach zebranych od rodziców w szpitalu. Przypadek za przypadkiem mówili zespołowi Johna Walkera-Smitha, że u ich dzieci problemy behawioralne i problemy jelitowe zaczęły się wkrótce po szczepieniu MMR.

      Przyjęło się, że wyniki badań powinny zostać niejawne aż do recenzji i publikacji w czasopiśmie. Jednak po pierwszym przecieku do lekarskiego magazynu „Pulse” w sierpniu z Hampstead do mediów wylał się potok informacji łączących szczepionkę skojarzoną z autyzmem i chorobą Crohna.

      Zabija czy leczy?

      Dwaj synowie mają autyzm,

      a moje wspaniałe małżeństwo legło w gruzach

      Krzycząca krzywda ofiar szczepień

      Cytowano słowa Wakefielda o pięciu „przygotowywanych” artykułach. Mówił, że „wyraźnie potwierdzą one nasze podejrzenia”. Dalsze zainteresowanie wynikami badań podsycił autorytet naukowy, purpurat medycznego establishmentu. Był to profesor gastroenterologii Roy Pounder, lat 53, członek rady Royal College of Physicians żywiący lekarsko-polityczne ambicje. Dziesięć lat wcześniej zatrudnił lekarza bez pacjentów i był mentorem Wakefielda przez resztę jego kariery.

      „Jestem głęboko przekonany” – powtarzał Pounder w tamtym miesiącu telewizji BBC. „Niemal wszystkie” dane są „biologicznie wiarygodne”, jak stwierdził, i wskazują, że „jest tam wirus”.

      Tyle publicznie. Tymczasem za kulisami do „Lancetu” został przekazany nie jeden artykuł, lecz dwa, informujące o wynikach badań pilotażowych. Jeden był kliniczny, zatytułowany Nowy objaw: zapalenie jelita cienkiego i okrężnicy i regresywne zaburzenia zachowania, z „neuropsychiatrycznymi diagnozami”, „odkryciami” i temu podobnymi, napisany przez Wakefielda i 11 współautorów. Drugi był „naukowy”, głównie immunohistochemiczny, z dorzuconą odrobiną danych molekularnych.

      To był majstersztyk. I to ponowny. Nawet odkrywcy H. pylori, Robin Warren i Barry Marshall, nigdy nie mieli dwóch tekstów w „Lancecie” jednocześnie. Teraz, jako ojciec czwórki dzieci (najmłodszy, Corin John Ogilvie, miał cztery miesiące), Wakefield czekał na decyzję redakcji.

      Nietrudno przewidzieć, co miało nastąpić. Wszystko układało się po jego myśli. Gdyby skłonności „Lancetu” do publikowania ryzykownych tekstów okazały się niewystarczające, letni wybuch rozgłosu z pewnością przemówiłby do Richarda Hortona, redaktora naczelnego, a niegdyś pracownika Royal Free. Kluczowe szacunki poziomu wpływu jego czasopisma – oparte na liczbie cytowań przez badaczy – pokazywały, że „Lancet” zostaje w tyle za liderem na rynku, „New England Journal of Medicine”.

      I oto pojawił się kolejny uśmiech losu – w postaci redaktora, którego Horton przydzielił do przygotowania maszynopisów do druku. Był nim pełen humoru lekarz rodzinny John Bignall, 54-latek, który cieszył się wtedy uznaniem za szybkie wykrycie serii przypadków rzadkiej choroby mózgu (nowej odmiany choroby Creutzfelda-Jakoba). Opowiadał się on za strategią, którą jego koledzy nazywali zasadą Bignalla: jeśli proponowany tekst był dyskutowany dłużej niż dziesięć minut, to znaczy, że budził „zainteresowanie” i powinien zostać opublikowany.

      Jednak losy każdego zaakceptowanego maszynopisu mogły się jeszcze odwrócić. Sukces nie był dany raz na zawsze. Wiele zależało od procesu recenzyjnego. I znowu szczęście sprzyjało Wakefieldowi. W połowie listopada 1997 roku Bignall wysłał oba proponowane teksty do profesora gastroenterologii pediatrycznej Davida Candy’ego. Profesor nigdy wcześniej nie recenzował dla „Lancetu”, a jego mentorem był John Walker-Smith. „Wiedziałem – powiedział mi Candy – że każda


Скачать книгу